Horizon – tutaj jest prawdziwy wiedźmin Geralt.
Forlong Gruby - 18 lipca, 2024W końcu jest film o prawdziwym Wiedźminie Geralcie.
Nazywa się Horizon. I nakręcił go Kevin Costner.
* * *
Wiedźmin 1.0
O ile dobrze mi wiadomo PAN Andrzej Sapkowski wielokrotnie pytany o obsadę filmową dla tej kluczowej postaci, zawsze odpowiadał coś w stylu „ja się tam filmowcom nie mieszam, ale w mojej wyobraźni Geralt wygląda jak Kevin Costner”.
I żeby było jasne. Bez względu na jakość dotychczasowych ekranizacji „Sapkosagi” cenię role Michała Żebrowskiego i Henry’ego Cavilla. Nawet Liam Hemsworth to udany komediant i pewnie dobrze się sprawi w kolejnym sezonie u Netflixa, i świetnie zagra niczym orkiestra na tonącym Titanicu. Postać z gry na komputer też jest dobrze zrobiona przez grafików.
Ale to wszystko podróbki. Oryginał jest jeden.
Możecie sobie myśleć co chcecie, ale nie widzę przeszkód dla których ten popularny hollywoodzki aktor nie miałby się dowiedzieć, że autor poczytnej serii fantasy, na podstawie której zrobiono „tę znaną grę w którą grają nasze dzieciaki”, oraz nakręcono „ten taki dziwny serial w którym grał Heniek” – że ten pisarz powiedział że w roli swojego ulubionego bohatera, archetypicznego czarodziejo-wojaka, czyli wiedźmina – widzi właśnie Costnera.
I czemuż miałby Costner nie spełnić marzeń PANA Andrzeja i choćby w symboliczny sposób nie odegrać Wiedźmina z Rivii?
Z góry przepraszam fanów wiedźmińskiego neverlandu. Nie jestem zbytnim znawcą tej poczytnej pulpy literackiej. Mogę przekręcać fakty, znać wątki pobieżnie. Ale nawet będąc lichym fanem sagi Sapkowskiego, przyznam że oglądając nowy western „Horizon” nie mogłem się opędzić od myśli, ze oto co chwila zaglądamy do „Sapkolandii”.
Ale po kolei.
Na samym pierwszym kadrze filmu zobaczyłem wiedźmina na koniu. Coś w tym stylu:
Dopiero dłuższym przyjrzeniu się – zrozumiałem że rycina przedstawia Indianina z włócznią. Bo to co widział mój mózg, wyglądało tak:
A potem?
Potem stałem się świadkiem krwawej jatki. O której wspomnę może jeszcze później. Skoncentruję się na wątku z Costnerem.
Film „Horizon”, jako „amerykańska saga” jest bowiem wielowątkowy (pewnie ze cztery osie fabuły) i na historię z Costnerem trzeba czekać do samego końca.
I jak się już odczeka z półtorej godziny, to wejście Costnera na ekran wygląda tak:
„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta. Było ciepło, a człowiek ten miał na sobie czarny płaszcz narzucony na ramiona. Zwracał uwagę.”
Nie wierzycie? Obejrzyjcie. Zobaczycie, że filmowcy odtworzyli pierwsze chwile Geralta „na papierze”. Geralt pojawia się w miasteczku i od razu jest wplątany w akcję zbirów, którzy chcą wywrzeć zemstę i zamordować człowieka mieszkającego w domu położonym na samym szczycie wioski.
Nie inaczej jest z postacią graną przez Costnera.
Geralt, mimo że jest osobą postronną, nie chce stać z boku i nie dopuszcza do przelania niewinnej krwi. Co robi? Morduje „Bogu ducha winnych rzezimieszków”.
Tak samo zachowuje się Costner w swoim westernie.
No a po całej tej akcji zbiegają się mieszkańcy miasteczka i okazują wrogość. Geralt musi uchodzić i nigdy nie wracać.
Tak samo musi uczynić niegdysiejszy Robin Hood książę złodziei.
Powiecie że jednak w filmie Costnera nie jest tak samo, bo rzezimieszkowie nie chcieli zamordować starego czarnoksiężnika, tylko porwać małe dziecko. No ale o to chodzi, że cytatów w filmie Costnera jest więcej. Oprócz scen z opowiadania „Mniejsze zło” pojawiają się późniejsze wątki które scenarzysta łączy w jedno. Posłuchajcie zresztą dalej.
Costner przychodząc do miasta spotyka dziewczynę, która nie pasuje do tego społeczeństwa, nie jest przystosowana. Ma pewne nadzwyczajne umiejętności. I nie chodzi wyłącznie o to że „przyjmuje mężczyzn”. Trochę się buja w Costnerze, ale jednak go opuszcza. Nie ma swoich dzieci, ale chyba chciałaby mieć, a los każe jej opiekować się małym dzieckiem blond włosów.
Co to za małe dziecko blond włosów? Ano rodzice tego dziecka zostali brutalnie zamordowani w ramach rodowej zemsty. Matka była wojowniczą panią. A jej przybrany ojciec miał naturę kunktatora. Obydwoje zginęli z rąk nasłanych siepaczy zła.
Owi siepacze teraz podążają za tym małym dzieckiem oraz jej opiekunami i nie spoczną aż nie osiągną swej krwawej zemsty.
Czy to nie jest przypadkiem krótkie streszczenie losów Yennefer, Ciri, Geralta oraz tych tam złych ludzi co tak bardzo chcieli wykorzystać Ciri do swoich niecnych celów?
A że sześćdziesięciodziewięcioletni Costner jest za stary na Geralta?
A co? Geralt nigdy nie był stary?
Zdystansowany. Twardy. Doświadczony. Oszczędny w okazywaniu uczuć. W głębi serca dobrotliwy. Czuły. Cóż z tego że nie ma długich włosów? Filmów w których aktor ten nosi długie włosy macie aż nadto. Charakterologicznie postać grana przez Costnera ma ewidentnie bardzo dużo wspólnego z Geraltem.
Nawet jego fach jest nie do końca znany. Niby handluje tym i tamtym. Ale jak sam mówi „żyje z różnych rzeczy” i ma swoje tajemnice. Może dorywczo trudni się „zabijaniem potworów”, których nie brakuje na prerii.
Może brakuje mu Jaskiera u boku? A i owszem Costner ma u boku kompana który zachowuje się jak typowa postać typu „side-kick”. Ale przyznaję że nie wygląda on na kobieciarza, nie śpiewa i jest mocno epizodyczny. No ale dajmy się rozwinąć tej sadze.
Dorzućmy „rasistowsko-ekologiczny” wątek elfów, które dominowane przez ludzi, wypędzane z ich terenów, buntują się i postanawiają wywrzeć na ludziach zemstę. To wątek Indian – który został pokazany w sposób bardzo podobny. Indianie-elfy toczą między sobą debaty – czy warto topić białego człowieka we krwi, czy postawić na próby pokojowej koegzystencji.
* * *
Tańczący z Wilkami 2.0 ?
Geralt Geraltem – a jak się sprawił sam film Costnera?
Bo też nie ukrywam że za młodu uwielbiałem film „Tańczący z Wilkami„. Podziwiałem Costnera nie mniej niż PAN Andrzej Sapkowski. Zasłuchiwałem się muzyką Johna Barry’ego. Mówiłem językiem plemienia Dakota, nosiłem indiańskie imię, łuk i pióropusz.
No więc film Horizon bardzo mi się podobał. Nie znam się wprawdzie na trendach współczesnych westernów. Nie zawyrokuję, czy to jest nowatorskie/banalne/wsteczne/progresywne na tle innych produkcji. Ale ten tutaj ogląda się bezpiecznie. Nie ma epatowania wątkami „woke”. Są owszem „silne postacie kobiece” – ale pokazane realistycznie (nie rozdają kopniaków na prawo i lewo). Są nawet kobiety które ubierają się jak mężczyźni. Ale też jest w tym więcej zdrowego realizmu. Biali faceci nie są wyłącznie łajzami, a czarni nie są największymi bohaterami. Nikt nie dekonstruuje kawalerii, militaryzmu, nie ma roztrząsania ról społecznych. Erotyka – jest (a jakże) purytańska. Więc film skupia się na ciekawej historii a nie na odhaczaniu postępowej checklisty.
To co nowatorskie w tym filmie to chyba to że jest on opowieścią z epoki po Red Dead Redemption. Bohaterowie są brudni, realistyczni. Mówią jak ludzie zachodu. Można powiedzieć że jest to dzieło realizujące ideę „immersion” czyli zanurzenia się w świat, maksymalnego wczucia się w rolę.
Ciekawy jest wątek rasistowsko-indiański. Można by powiedzieć, że Costner postanowił opowiedzieć „suplement” do „Tańczącego z Wilkami”. W tamtym filmie reżyser stanął całkowicie „po stronie Indian” – pokazał ich jako sielankowa kulturę niszczoną przez prymitywną brutalność białych.
Tutaj ciosy są rozdawane zdecydowanie po równo.
Przez pierwsze pół godziny można by stwierdzić że Costner „nawrócił się na białą supremację” i chce nas przekonać, że Indianie to krwawe dzikusy mordujące bezbronnych niewinnych osadników.
Dopiero z rozwojem akcji okazuje się że jest to opowieść wyważona gdzie nikt ani nie jest „idealnie zły” ani „idealnie dobry”.
A ci co są „dobrzy” – to też nie tak do końca, bo stają bezsilni wobec zła.
A co są „źli” – też nie tak do końca są źli, bo widzą że ich zemsta niczego dobrego nie przynosi.
To naprawdę wielowymiarowy obraz starcia „czerwonoskórych” z „bladymi twarzami”.
Przykładem niech będą losy młodego białego chłopca który najpierw salwuje się konno z osady gdzie mordują jego rodziców. Czerwonoskórzy siepacze gonią go, ale on wymyka się im na dwóch koniach niczym Baśka w Panu Wołodyjowskim. Sympatia widzów jest zupełnie po jego stronie. Ale potem ten młody dzielny chłopak zaczyna dyszeć pragnieniem zemsty i przyłącza się do „grupy pościgowej” która to niby chce ukarać sprawców, a tak naprawdę zmierza ku zdobyciu skalpów jak największej ilości przypadkowych Indian. I młody chłopak traci na sympatii bo przykłada rękę do krwawej rzezi kobiet i dzieci. Ale widzimy też że w jego duszy dobro walczy z żądzą odwetu. I pewnie reżyser będzie tego chłopaka przeciągał z prawa na lewo i z powrotem przez następne części.
I zasadniczo nie jest to opowieść o rasizmie czy ksenofobii (czyli niechęci do kogoś o innym kolorze skóry, kulturze, obyczajach) – tylko opowieść o starciu cywilizacji. Dwie cywilizacje napierają na siebie. Robią to bo muszą. Bo na ich plecy napierają ich własni ziomkowie. Nie mają wyjścia jak w antycznej tragedii.
Myślę że na naszym polskim gruncie tego rodzaju film z dzikiego zachodu mógłby opowiedzieć na naszym „dzikim wschodzie” o konflikcie polsko-ukraińskim. Bo też mieliśmy tu swoje starcie cywilizacji. „Ogniem i mieczem” było bardzo udaną próbą takiej opowieści „z dwóch stron”. Ale tam jednak dominował polskocentryczny punkt widzenia. Nie wiem czy ktoś lepiej od Sienkiewicza (który niebawem stanie się „niejakim Sienkiewiczem”) sportretował wojska kozackie. Nadał im tyle splendoru. Ale zabrakło pozytywnych bohaterów po tamtej stronie. Są niewyobrażalne okrucieństwa, ale brakuje catharsis.
Chodzi mi o wyważony wielogłos, ale bez patologii współczesnej poprawności czy oikofobii. Bez współczesnego manipulowania historią, bez odbrązawiania i odzierania z patosu. Bez samobiczowania. Bez żałosnych prób komediowych.
W Ameryce mają Costnera.
W Polsce karmimy się Netflixem.
Zarówno jeżeli chodzi o opowieści o Geralcie.
Jak i jeżeli chodzi o opowieści o naszej własnej historii i o tym jak nienawiść zatruwała krew pobratymczą.
Nie po raz pierwszy zazdroszczę Amerykanom.
Forlong Gruby
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
Film próbuje wykreować polską wersję Dartha Vadera, bardzo pięknie koloryzuje przedwojenne realia.
A przede wszystkim stanowi przestrogę przed zaufaniem „naukowo dowiedzionej wiedzy zagranicznych ekspertów”.
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nowak Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski
Czytelnik Piotr zwrócił nam uwagę w że:
„Geralt zdaje się miał w opowiadaniach koło siedemdziesiątki, więc by się zgadzało.”