Dan Simmons – Hyperion
Ryszard Ochudzki - 7 czerwca, 2022Dan Simmons swego czasu namieszał tym cyklem.
A więc:
Hyperion
Świat gigantycznego technologicznego rozwoju, gdzie wśród statków kosmicznych, przygód na innych planetach, mroku tuneli czasoprzestrzennych, sztucznych inteligencji poszukujących sensu bytu i ludziach szukających przyjemnego pobytu na jednym z wielu światów – pojawia się tajemniczy Dzierzba vel Chyżwar – demoniczny, horrorowaty mściciel, zabójca, przerażający stwór z tego ale może i innego czasu, przypominający zwiastuna zniszczenia i zagłady z Apokalipsy, a więc według księgi prawie zapominanej religii.
Wiemy, że dawne przeboje czytelnicze mogą brzydko się zestarzeć. Czy po 30 latach, świat Hyperiona może przemówić do czytelnika czasów wojny i pandemii?
Od razu napiszę, że Hyperion bardzo pozytywnie zaskoczył. Pomysł na kilka narracji bardzo udanie wykonany, nadal smakuje literacko wyśmienicie. Nie miałem okazji czytać pierwszego tłumaczenia, ale to, jakie dostałem, zdawało się dobrze oddawać ducha tej opowieści.
Na szczęście w tekście znajdujemy mało udziwnień robiących za fantastyczne dekoracje, zwłaszcza językowych mutantów, co czyni tę wizję łatwiej przyswajalna niż takiego (z całym należnym szacunkiem) Jacka Dukaja.
Nie jest to literatura, w której strzał z blastera przy pięknej kobiecie u boku, rozwiązuje problemy bohatera (jak np. w Non Stop B. Aldissa), natomiast jest to dobra ilustracja, jak fantastyka problemowa, a nawet religijna, może być dobrze napisana, z wciągającą narracją i ciekawymi postaciami, nie będącymi tylko pretekstem dla autora do sprzedaży swoich idei.
Książka zbudowana na kanwie szkatułkowych opowieści – historii grupki ludzi – pielgrzymów do tajemniczego miejsca zwanego Grobowcami Czasu, pełnego budowli i artefaktów dawnej, nieznanej cywilizacji, gdzie czas i przestrzeń ulega zatarciu, została poprowadzona bardzo umiejętnie. Czuć metaficzne dreszcze i tę swoistego rodzaju radość czytelniczą, z odkrywania misternej konstrukcji i splotów opowiadań.
Autor poszczególne opowieści dostosowuje do stylu i temperamentu opowiadanej postaci. Mamy niby jedno tomiszcze do przeczytania, choć w praktyce w tej książce jest kilka różnych stylowo opowiadań zgrabnie połączonych ze sobą tak, że chce się czytać ciąg dalszy. A ten rzecz jasna nastąpił.
Simmons był szczodry dla swych czytelników – swoją wizję rozpisał za 4 pokaźne tomy.
* * *
Następny z nich:
Upadek Hyperiona,
w ocenie wcześniejszych czytelników już nie tak dobrze napisany i porywająco zbudowany – faktycznie okazał się nie tak dobry jak sam Hyperion, ale nie tak zły, jak mogło się wydawać po krążących po sieci widmach-uwagach.
Oczywiście zgodzić się należy, że literacko słabiej wyszedł autorowi niż Hyperion, narracja w wielu miejscach nużyła, w wielu się mieliła, gdy bohaterowie w kółko wchodzi i wychodzili z tych Grobowców Czasu, a dopiero jak się Dzierzba pojawiał, robiło się wesoło.
Poprzetykanie historii perspektywą quasi-człowieka-poety Keatsa czy też wątki decyzji politycznych i wojennych Przewodniczącej Meiny Gladstone trochę ten chaos rozładowały, dodały nowego smaczku, ale nie udźwignęły narracji do poziomu zajebistości, jak poprzednio w “Hyperionie” zrobiły to utrzymane w różnym stylu, zaskakująco poprzeplatane ze sobą opowieści pielgrzymów.
Same pomysły przyszłości, urządzenia kosmosu, relacji ludzie-sztuczne inteligencje, czy wątki eschatologiczne – udane, a jakże. Pomysł na Dzierzbę sam w sobie chory, ale dobrze, autor znalazł nim swój wyróżnik wśród wielu powieści – (hard SF? space opera?).
Książka tak się skończyła (bez spoilerów), że trzeba było czytać dalej.
* * *
Endymion
ciężko było zmóc, ale udało się i w sumie nie jestem rozczarowany.
Fakt, że narracja szła topornie, opisy przyrody na różnych planetach ciężkawe, niczym opisy krajobrazów w „Popiołach” Żeromskiego, kotłowanina w tych piachach i gąszczach tytułowego Raula Endymiona męcząca, no ale akcji trochę było, a samo zakończenie całkiem zachęcające.
Powieść rozpisana w istocie na dwa głosy (Raula Endymiona i protagonisty ojca Soya z krwawego kościoła katolickiego), tego pierwszego w pierwszej osobie, drugiego w trzeciej już tak literacko nie porywa.
Tego właściwie zabrakło w „Upadku Hypieriona” i co dało kopa samemu “Hyperionowi” tj. rozpisanie historii na sześć, jakże różnych głosów. Taka narracja z dwoma głosami autorowi wychodzi z lekka nużąca. Rozkręca się to dopiero na końcu, jak pojawiają się głosy dwóch innych bohaterek, jednej – elektronicznej morderczyni niczym z Terminatora 3, a drugiej dziewczynce o – zhańbionym korporacyjnie u nas – imieniu Enea.
Niestety, autor nie szedł tą drogą całą książkę, stąd odczucie, jakby przez większość książki męczył czytelnika niczym zła kucharka na kolonii niegrzeczne dzieci wczorajszymi bułkami.
W sumie to bardzo fajna alegoria tego, z czym Kościół od zawsze się musiał zmagać i zmaga dalej tj. hołdowaniu logice tego świata, próbie “ogrywania” Pana Boga za pomocą tronów i panowania, pozornie przyjaznej techniki czemu dotychczas bardziej lub mniej (ostatnio w encyklice “Humane Vitae”) udanie, daje i dawał odpór.
Tutaj wydaje się, że totalnie poległ wobec „logiki tego świata”, choć postać gorliwego ojca Soya, a właściwie jego przemiana (jak to się mówi: stanięcie w prawdzie) czy ślepego ojca Glaukusa, dają jakieś nadzieje, że nie uległ całkowicie i faktycznie bramy piekielne Go nie zmogły.
* * *
Ostatnia część tego cyklu
Triumf Endymiona
stawiała po prawie dwóch tysiącach stron prozy Simmonsa pytanie przed upartym czytelnikiem – czy będzie to faktycznie triumf autora i jego bohaterów?
Na finiszu książka okazała się lepsza niż sam “Endymion”, pomysły autor miał inspirujące, ale wykonanie (albo tłumaczenie) przez ponad połowę książki męczące. Z jednej strony daje bowiem bohatera w roli wszechwiedzącego narratora, wspominającego swoje przygody, z drugiej przez kilka-kilkanaście stron każe czytelnikowi śledzić zmagania tegoż autora z niby ryzykownymi operacjami i akcjami – ale skoro nasz bohater to wszystko opisuje, to wiemy, że na pewno nie spadnie w przepaść czy też nie dopadną go wraże siły.
A same opisy nie są powalającym atutem pióra Simmonsa. Mnie to męczyło, jak mniej lub bardziej ciekawe postacie zaliczają kolejną planetę i z góry wiadomo, że swoje tam ugrają. Do tego wrzutki kompletnie deus ex machina, drażniące i egzaltowane indywidua (zwłaszcza „zbawicielka” Enea). Wątki polskie się jednak pojawiły: dwóch ultra pobocznych bohaterów, uczniów Enei: Wojciech Majer i Janusz Kurtyka. Ciekawe skąd Simmons wziął nazwiska? Odpowiedź znają miłośnicy himalaizmu i wujek Gógiel.
Wizje metafizyczne i urządzenia kosmosu ma nasz autor rodem ze zderzenia niby dobrze ogarniętego katolika lat 90. (czasów powstawania książki) z New Age i buddyzmem zen, w wypatroszonym wydaniu dla Europejczyków. Daje się wyczuć podjaranie – dość niezdrowe niestety – różnymi koncepcjami gnostycznymi vs. stara katolicka doktryna (taki był wtedy klimat, gdzie sami księża biegali z wahadełkami po kolędzie czy sprawdzali aury).
No ale w ostateczności wychodzi dla wszystkich (na czele z Kościołem – pisanym już z dużej) oczyszczenie, więc dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kolejna więc to proza hard SF, gdzie Kościół Katolicki występuje w jakimś – mimo wszystko – pozytywnym kontekście i przesłaniu.
Na koniec uwaga techniczna: przeczytanie tego na raz – a są to 4 tomiszcza (średnio po 700-800 stron), powoduje znużenie i zmęczenie stylem autora. Być może to rzutuje na ogólny odbiór tej wizji i świata, i wrażenie niesprawiedliwe potraktowanego oszałamiającego uniwersum przez piszącego te słowa. Cóż, tak wyszło. Lepiej to czytać późno (po ponad 30 latach od napisania) niż wcale. Co poniekąd odpowiada na pytanie zadane na początku.
Ochudzki Ryszard.
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Niemcy Parowski political fiction Postapo Rak Reymont Romantyzm Rosja Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski
Warto było czekać te 30 lat…
32
co do tego wszytskiego z kosciolem to nie bardzo oni nie powiedza wam prawdziwej histori przeciez jestescie albo wygnani i przetrwali albo zlodzieje i uciekinierzy i nowego poczatku tu alfa i omega wasz poczatek tez te salomonowe pelniejsze dzbany ukryte przed wszystkimi tylko jedna swinia namiary wydala bo mysli ze przetrwa bez poczatku tu A Bcadlo