Jan Nowicki, człowiek skądś indziej
Manitou - 7 grudnia, 2022Zmarły dziś Jan Nowicki to aktor który w nawet w filmie realistycznym był nierealistyczny. Jego spojrzenie i głos (a nawet taki detal jak zęby) sprawiały wrażenie zaświatowe. To był człowiek z jakiejś innej ziemi (żeby nie nadużywać sformułowania „z innej planety”). Wyglądał jakby go ktoś wyciął z zagranicznego magazynu i wkleił w naszą szarą polską scenografię. Biło z niego egzystencjalne coś. Ociekał daimonionami. Samo to sytuuje go gdzieś w obszarze fantastyki.
Ale wspomnijmy o jego niebanalnych występach w kinie fantastycznym.
* * *
Trzecia część nocy – Andrzeja Żuławskiego – niesamowity film który wywrócił stolik kina wojennego. Można się dziś zżymać na latającą kamerę, ale to było obrzydliwe i piękne, antymitologiczne i pociągające. Dodać trzeba że Pan Andrzej potrafił w wielkim stylu i z wielkim szacunkiem „orać” polską mitologię państwa podziemnego. Robi to poprzez piękną poetycką historię, pokazanie szlachetnych ludzi, a nie przez współczesną dekonstrukcję, wyśmiewanie, obrzydzanie.
Jan Nowicki zagrał w tym filmie postać której praktycznie nie ma. Pojawia się o ile mnie pamięć nie myli – przez kilka sekund. Ale wokół tej postaci praktycznie wszystko się kręci.
Jedyne co mnie boli to fakt, że Pan Jan szczyt popularności przeżywał w czasie kiedy operatorzy uwielbiali szerokie obiektywy i zbliżenia twarzy. A twarz Pana Jana, a w szczególności jego obfita górna szczęka, mocno traci i deformuje się w zbliżeniach. W trzech na pięć poniższych filmów jest to dla mnie istotny estetyczny mankament.
* * *
Sanatorium pod Klepsydrą – Jerzego Has – tutaj Pan Jan wziął na siebie cały ciężar eksplodującej Hasowskiej wyobraźni – wędrówki przez fantastyczne światy. Jak polska Alicja w krainie czarów przebiegał ze scenerii w scenerię. Dzielnie wczołguje się pod łóżko żeby za chwilę wyjść na żydowskim bazarze, a potem podbijać afrykańskie plemiona. Zakłada kask, strzela, wkłada sobie do oczu piłeczki pingpongowe.
* * *
Golem – Piotra Szulkina – Pan Jan zagrał w scenie nakręconej na jedynych Polsce ruchomych schodach (jakoś nie kojarzę zbyt wiele kręconych tam ujęć w polskim kinie). Kogo zagrał? „Człowieka który chce założyć kapelusz” (kask ormowca). „Przodownika snów„.
Moim zdaniem to Szulkinowska wersja Szalonego Kapelusznika.
* * *
O-bi, O-ba Koniec cywilizacji – Piotra Szulkina – bardzo dobry epizod inżyniera znającego konstrukcję kopuły świata. Świetnie partneruje Stuhrowi. W tym samym czasie powstały w Polsce dwie „Seksmisje”. Jedna na śmiesznie. Druga na poważnie. Obydwie kręcone w podobnych sceneriach. Podobne fabuły. No i Pan Stuhr. Film Szulkina to naprawdę świetna robota operatorska, scenograficzna. Artystycznie robi silne wrażenie. Szkoda że się o nim zapomina.
Jan Nowicki pasował doskonale do tych niebieskich poświat.
* * *
Lawa – Tadeusza Konwickiego – Konwicki wyciągnął z aktora pierwiastek demoniczny. Zagrał Belzebuba i choć lata był już znaczne – jego wymachiwanie szablą było równie przerażające jak spojrzenie jednym okiem połowy twarzy Holoubka. Sam Holoubek (ponoć przyjechał, wyrecytował raz i ekipa bała się mu zasugerować dubla, mimo że pozmieniał tekst) to chyba chcieli z niego zrobić znikającego kota z Alicji w krainie czarów (i po raz trzeci ten Carroll).
Gromkie „Ha!” Belzebuba Pana Jana to jeden z bardziej zapadających momentów tej ekranizacji.
Panu Jankowi zabrakło czegoś puplarnego. Mógł zagrać jakiegoś szwarccharaktera w jakimś Indianie Jones, albo w jakiegoś klona Bohuna (gdyby Hoffmanowi pozwolono zacząć Trylogię od początku a nie od końca), golarza Filipa, zagubionego wiedźmina. Ostatecznie dostał swoją popularną kreację i został „Wielkim Szu” i potem zdarzało mu się to powielać w filmach typu Sztos. Dobre i to, ale nie jest to już bajka fantastyczna.
Filmy, w których wystąpił, to były kreacje kina fantastycznego w konwencji zakończenia Odysei Kosmicznej 2001 (ze statku kosmicznego do pokoju w stylu Ludwika XVI). W konwencji metafizycznej. W konwencji onirycznej. I jaki tam sobie dodamy epitet. Takie jakie było polskie kino wyobraźni. W Polsce niespecjalnie kręciliśmy Space Operę (na szczęście) albo Fantasy, albo Kino nowej przygody (lepiej zapomnieć wszelkie nieudane próby). Ale fantastykę symbolizmu. Fantastykę metafizyczną. Owszem.
Choć mieliśmy Lema, z którym nie radzą sobie nawet Amerykanie, to jednak polska fantastyka filmowa to był właśnie duety Żuławski-Żuławski, Mickiewicz-Konwicki, Szulkin-Stuhr, Szulkin-Walczewski, Schulz-Has.
I Pan Jan wziął w tym udział.
Dziękujemy Panie Janie.
Manitou
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nowak Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski