
Janusz Walus – z samych filmów wiemy jak było
Hanka Zawicka - 19 stycznia, 2025Coś nie daje mi spokoju w tym całym współczesnym świecie. Ostatnio w Polsce głośno się zrobiło wokół wywiadu jaki przeprowadził Kanał Zero z niejakim Januszem Walusiem. Nie miałam pojęcia, kto to był i dlaczego to takie kontrowersyjne. Ale dzięki rozpętanej w mediach aferze miałam okazję doszkolić się, że to członek rasistowskich bojówek który zastrzelił w zamachu polityka komunistę i przeciwnika apartheidu – Chrisa Haniego. Po zamachu został schwytany i przesiedział w więzieniu 30 lat. I ostatnio go wypuszczono, a po kolejnych dwóch latach aresztu domowego mógł wyjechać z kraju i wrócić do Polski.
Wywiad z takim człowiekiem to faktycznie kontrowersyjna sprawa. Bo niby czemu nikt nie gadał z Grzegorzem Piotrowiczem (mordercą Popiełuszki). Obejrzałam tę rozmowę i przebiegała ona tak jak się chyba spodziewałam. Janusz Waluś to wycofany człowiek, który nie ma sił na jakieś wielkie dyskusje, ale dość asertywnie obstaje przy swoim punkcie widzenia na świat. Wręcz utrzymuje że „zrobił to co należało, mimo kary jaka go spotkała”. Można obejrzeć całą rozmowę z kronikarskiej ciekawości. Czasem warto posłuchać o prawdziwym życiu, zamiast czerpać wiedzę o świecie wyłącznie z seriali. Aczkolwiek nie wiem skąd wokół tego tematu wybuchła medialna afera.
* * *
Ale zszokowało mnie coś zupełnie innego – zachowanie dziennikarzy. Najpierw prowadzący Krzysztof Stanowski zrobił wielką aferę z tego ze gość przyszedł do studia ze składanym nożem w kieszeni. A kilka dni po wywiadzie wystąpił inny dziennikarz z Kanału Zero – Robert Mazurek i wygłosił dziwne stanowisko (oni tam często tak robią, wygłaszają takie dziwne komentarze do własnych wywiadów). W stanowisku tym twierdził, ze dobrze że wywiad się odbył. Ale to co w nim zostało powiedziane, bardzo zawiodło Pana Mazurka.
Co go zawiodło? Ano że Pan Waluś (a) nie powiedział nic nowego, nie wyjawił żadnych nowych tajemnic. Że (b) mówił spokojnie był zgaszony, nie wygłaszał manifestów, nie kipiał energią. Że (c) nie nadaje się na nową skrajnie prawicową gwiazdę polityki. Że (d) w nie wiadomo jakim celu dzwoni co roku do córki zamordowanego przez siebie Chrisa Haniego. I z nią rozmawia (sic!). Że (e) obstaje przy swoich poglądach, ale nie wdaje się w dyskusje i przyznaje rozmówcy, że rozumie jego punkt widzenia. Że (f) Janusz Waluś nie występuje jak w programach TVN – w roli skruszonego gangstera, który kaja się, pada na kolana, płacze i prosi o przebaczenie. Że (g) utrzymuje że w więzieniu utrzymywał stosunki (nie przyjazne, ale poprawne, rozmawiał itd.) z innymi mordercami, z przeciwnej strony barykady – czarnoskórymi zamachowcami z wieloma białymi ofiarami na swoim sumieniu.
Redaktor Mazurek wydawał się być zdziwiony, że w ogóle ten człowiek nie przystaje do współczesnych standardów. Nie odpowiada wyobrażeniom ani o hardym, ani o skruszonym neonaziście. Nie potrafi też pojąć, że stary siedemdziesięciolatek po trzydziestu latach więzienia jest zgaszony, apatyczny i bez ochoty na kłótnie?
Nie chce mi się tego wszystkiego rozważać i roztrząsać, bo chyba nie wniosę niczego mądrego. Ale zwrócę uwagę na jedną rzecz. Wydaje mi się że mamy okazję obserwować coś szczególnego. Zderzenie kultur. I że nie potrafimy pojąć tego co widzimy. Bez względu czy patrzymy z lewicowego, czy prawicowego punktu widzenia.
Wydaje mi się, choć co ja tam głupia wiem, że nawet sam zamordowany Chris Hani byłby mniej zdziwiony słowami i zachowaniem swojego mordercy, niż współcześni? Dlaczego? Bo był ulepiony z tej samej gliny. Pochodził z tamtego czasu i z tamtego zakątka świata
Spróbuję wytłumaczyć to na przykładach literackich. W końcu wszyscy oglądamy te same filmy, czytamy te same książki. I chyba nie robimy tego dla czystej rozrywki.
Zwracam uwagę na dwa aspekty.
Po pierwsze widzimy człowieka z przeszłości.
Po drugie różnie ludzie oswajają morderstwa. Piąte przykazanie jest niezmiennie, ale jak już się zdarzy, to różnie się do tego podchodzi.
* * *
Powrót z gwiazd
Stanisław Lem w powieści „Powrót z gwiazd” opisuje kosmonautę, który wraca po ponad setce lat na Ziemię. Bohater zderza się z nowym społeczeństwem, które wyeliminowało z życia element ryzyka. Nic jej nie zagraża. Nie będę się rozpisywała, ale stary człowiek jest kompletnie nieprzystosowany. Trochę jak podobny bohater „Wiecznej wojny” Haldemana. Stare przyzwyczajenia (jak na przykład sporty wyczynowe) stają się nieracjonalne.
Takie odniosłam wrażenie. Że oglądam wywiad z człowiekiem sprzed 100 lat. Człowiek zna współczesne słowa. Nie mówi archaicznym językiem. Ale jego zachowanie jest dla współczesnych niezrozumiałe. Niepojęte. Jak choćby ten scyzoryk. Pomińmy już fakt że na byłego zamachowca ciągle ktoś może czatować. Więc może to być narzędzie obrony przez człowieka który zabił czarnoskórego i z czarnoskórymi siedział w więzieniu.. Ale przede wszystkim nóż w kieszeni był kiedyś najzwyklejszym atrybutem każdego mężczyzny. Teraz ten przedmiot wywołuje szok przypominający zaszokwanie „nowych ziemian” z „Powrotu z Gwiazd”.
* * *
Pomiędzy katem i ofiarą
Zupełnie nie wiem po co, ale to całe wspaniałe (i przecież w końcu lewicowe z natury) hollywoodzkie kino dało nam wiele przykładów szczególnej więzi wiążącej kata z ofiarą. Może chodzić o przebaczenie (jak Papież i Ali Agca). Ale może chodzić o coś znacznie bardziej pokrętnego i niepojętego. Na myśl przychodzi mi kilka bardzo znanych filmów.
Pierwszy z nich chyba najwięcej tłumaczy to nie do końca hollywoodzki bo wszak włoski western „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. Mam nadzieję że w miarę wiecie o czym ten film opowiada. Szkoda tu łamów. Jak nie oglądaliście, to koniecznie obejrzyjcie. Chciałabym przytoczyć jeden z końcowych, zmierzających do finału dialogów pomiędzy dwoma śmiertelnymi wrogami. Pomiędzy bezwzględnym czarnym charakterem Frankiem i białym charakterem, nieznajomym mężczyzną, zwanym Panem Harmonijką. Pomiędzy katem i ofiarą (tylko jeszcze nie do końca wiemy kto będzie katem, a kto ofiarą).

Pani MacBain wygląda przez okno i spogląda na mężczyznę który siedzi na ogrodzeniu i struga patyk.
PANI MACBAIN: Cheyenne. Powiedz, na co on tam czeka? Co on robi?
CHEYENNE: On struga patyk. Mam przeczucie że jak przestanie strugać, coś się wydarzy
Do mężczyzny strugającego patyk (Pan Harmonijka) podjeżdża na koniu Frank. Zsiada z konia i podchodzi do ogrodzenia.
FRANK: Jesteś zaskoczony, że mnie tu widzisz?
PAN HARMONIJKA: Wiedziałem że przyjedziesz.
FRANK: Morton kiedyś powiedział mi, że nigdy nie będę taki jak on. Teraz już wiem dlaczego. Jemu nie przeszkadzałoby że ktoś taki jak ty kręci się gdzieś żywy.
PAN HARMONIJKA: Więc w końcu pojąłeś że nie jesteś człowiekiem biznesu.
FRANK: Nie. Po prostu człowiekiem.
PAN HARMONIJKA: Starożytna rasa. Przybędą tu inni Mortonowie i oni nas wszystkich wybiją.
FRANK: Teraz nic nie jest ważne. Ani ziemia, ani pieniądze, ani kobieta. Przyjechałem tutaj, żeby spotkać ciebie. Bo wiem że teraz powiesz mi w końcu o co ci chodzi.
PAN HARMONIJKA: Dopiero w obliczu śmierci.
FRANK: Wiem o tym.
Ta scena jak na dłoni pokazuje mi, że na tym świecie są (a przynajmniej kiedyś były) zjawiska znacznie bardziej skomplikowane niż spisane w kodeksach i innych „politykach różnorodności” reguły według których poukładaliśmy ten świat. Tym regułom nie podlegała ofiara Chris Hani ani jej kat Janusz Waluś.
Inny przykład jaki mi nie daje spokoju to film Autostopowicz. Tam Kat grany przez Rudgera Hauera – toczył skomplikowaną grę ze swoją młodą ofiarą. Stary seryjny morderca ewidentnie próbuje sprowokować młodego chłopaka do zmierzenia się i wykonania wyroku na nim. Czy chce żeby skończył z nim inny godny tego mężczyzna? Czy pragnie ukształtować swojego następcę? Czy chce zginąć walce, niczym Wiking z mieczem w dłoni? Trudno to pojąć. Ale nie jest to prosty układ nienawiści i zemsty.

Kolejny film to Gangi Nowego Jorku. Tam rdzenny Amerykanin „Rzeźnik” grany przez Daniela Daya-Lewisa – najpierw zabija w trakcie bitwy „Księdza” Irlandczyka (czyli przybłędę) granego przez Liama Neesona. Ale po zabiciu szanuje go i przyjmuje pod opiekę jego syna Amsterdama (grany przez Leonardo Di Caprio). Amsterdam dorastając postanawia dokonać pomsty. Nie udaje mu się, ale mimo to Rzeźnik nie zabija swojego zamachowcy tylko dąży do kolejnej konfrontacji zbrojnej. Starożytna rasa bojowników morduje się nawzajem mimo tego że nowoczesne instytucje bombardują miasto dla pacyfikacji zamieszek. W finałowej scenie dwaj zaciekli wrogowie okładają się toporkami, a widz odnosi wrażenie że ta walka ma coraz mniejszy sens, bo świat już dawno poszedł do przodu.

Moglibyśmy przywołać debiut Spielberga „Pojedynek na szosie”. O co chodziło tajemniczemu kierowcy ciężarówki? Przecież ewidentnie zmierzał on do honorowej walki. Wielokrotnie ustępował pola temu wyzwanemu do walki zwykłemu mężczyźnie w małym autku i czekał aż ten zhardzieje. Do czegoś potrzebował takiego przeciwnika.
Albo legendarny „Konwój”. W którym stary antypatyczny przekupny ale i nieprzejednany policjant, zaczyna wzbudzać w widzach sympatię, kiedy mówi do Gumowej Kaczki – „już niewielu nas zostało”.
Albo Blade Runner (i znowu Rudger Hauer) wraz ze skomplikowaną relacją łączącą łowcę i zwierzynę – którzy nieustannie zamieniają się rolami.
Albo jak już o pojedynkach mowa, to bazujący na prozie Conrada film Ridleya Scotta „Pojedynek”. W historii tej dążność do ostatecznego zgładzenia pomiędzy powaśnionymi z powodu byle błahostki żołnierzami – napędza ich przez długie lata, daje im motywację do życia i jest trwalsza nawet niż łączące ich cierpienia Napoleońskiej wyprawy na Moskwę.
A skoro już mowa o Conradzie, to niech pointą będzie jego Jądro Ciemności. Czyli wrócimy do Afryki. I do morderców. Książkowy Kurtz był dla Conrada zwyrodnialcem, ale zdaniem Conrada był upadłym człowiekiem, w którym pozostały cechy człowiecze, a nie zinstytucjonalizowane. Jak przetłumaczył to Jacek Dukaj.
Więc tak, przyznaję się: szatan pięści i noża, szatan chciwości, szatan rządzy palącej – widziałem ich znaj ich tych szatanów: Mocarnych! Namiętnych! Ognistookich!
Kuszą ludzi, zawodzą ludzi, pchają ludzi do złego – ale ludzi, kurwa – LUDZI !!!
A nie – to rozlazłe, pajacowe diablisko – pośmiewisko, szatan-szakal obleśnej padlinożerki i pomieszania zmysłów.
A filmowy Kurtz? Ten z Czasu Apokalipsy Copolli. On znowuż, czekał na swojego morderdcę jak na wybawienie. Jak Dostojewski czekał na katorgę, żeby ta oczyściła Raskolnikowa.
***
Jaki z tego morał. Trochę nie umiem sama powiedzieć. Ale mam wrażenie że zarówno zamordowany Chris Hani, jak i jego Kat to postacie z odległej krainy, w której problemy były rozwiązywane tak a nie inaczej.
Czy my ludzie nowocześni jesteśmy lepsi? Chris Hani był człowiekiem lewicy. Walczył o godność dla czarnych ludzi. O to żeby dostrzec w nich ludzi. Czy współczesna lewica jest złożona z ludzi (czyli starożytnej rasy) czy może jest to lewica złożona z biznesmenów. Takich jakim się mieni chociażby zasiadający właśnie na tronie władca Ameryki.
Hanka Zawicka
* * *

Formularz kontaktowy

Najbardziej oczywiste nawiązanie to oczywiście „Rok 1984” i gumkowanie przeszłości oraz zmiana linii partii o 180% w trakcie jednego przemówienia.
Ale powoływanie się na tę książkę jest tak banalne że szkoda o tym pisać felietonik. Poszukajmy czegoś innego. Przychodzą mi na myśl trzy filmy.
AI Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Historia Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nolan Orbitowski Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Sienkiewicz Simmons Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wiedźmin Wojna Ziemkiewicz Żuławski