
Książkowa Trasa W-Z cz.05
Atari 65XE - 16 lipca, 2025Jak zwykle literacka podróż do ponad setki (!!!) tekstów ze Wschodu na Zachód, ale ułożona chronologicznie kolejnością czytania.
Liczbowo rządzą pewnie Kapuściński oraz Le Guin. Co ciekawe mamy dwóch amerykańskich pisarzy o nazwisku Lee i dwoje pisarzy o nazwisku Wells
Nie wspominaliśmy o Dicku bo kiedyś napiszemy o nim osobno. Zapewne też osobno ukażą się teksty o Bradburym i Brunnerze.
* * *

Wstań i idź
Tomasz Kołodziejczak
Kołodziejczak to człowiek wielu zajęć i wielu talentów.
Również jako autor spektrum zainteresowań i podejmowanych tematów ma szerokie, a ten przekrojowy zbiór dobrze to pokazuje.
Mamy science fiction, mamy fantasy (mariaż jednego z drugim też się znajdzie w postaci głośnego swego czasu opowiadania „Piękna i graf”, które było jednym z wprowadzeń do urwanego nagle, a całkiem ciekawego cyklu), mamy i korzystanie z bogatego dziedzictwa fantastyki socjologicznej.
Przyznam, że zawsze czegoś mi u autora brakowało albo przeciwnie – czegoś było zawsze za dużo.
Ogólna ocena była praktycznie zawsze na plus, ale a to za dużo akcji, a to za mało akcji, a to zbytnie pójście w młodzieżówkę, a to „przefajnione” dialogi, a to brak wyraźnego zakończenia…
Nic to, zbiór jest niezły, a autorskie komentarze do każdego opowiadania podnoszą jego wartość.
Jako się rzekło, przekrój tematyczny i gatunkowy spory, mamy więc opowiadanie w stylu przygody z sesji RPG („Bardzo cenny pierścień”), mamy solidne kosmiczne SF („Wrócę do ciebie, kacie”), mamy słowiańskie fantasy, o takim nasyceniu Słowiańszczyzną, że nie zdziwię się, jeśli było jedną z głównych inspiracji przy słynnym artykule Sapkowskiego o Pirogu („Czaszki przodków”).
Mamy wreszcie znakomity tekst tytułowy, który powinien mieścić się w kanonie lektur każdego prawicowego konserwatysty. Utwór ów kojarzy się mocno ze słynnymi „Przedludźmi” Dicka, Kołodziejczak jednak wspomina, że nie znał wcześniej tego opowiadania i że ukazało się ono po polsku już po publikacji „Wstań i idź”.
W tym ostatnim nie ma racji („Fenix” 6/1992 kontra zbiorek „Ostatni pan i władca”, wydany przez Amber w 1990 (a przynajmniej taka data na książce widnieje)), ale nie będę zarzucał mu ani kłamstwa, ani plagiatu, wolę wierzyć, że faktycznie „Przedludzi” poznał później.
TP
Heh, to podobnie jak w przypadku autora „Psychonautki” i „Kary większej” – autor (Szyda) nie znał opowiadania Huberatha podczas pisania, przeczytał je trochę później (znał natomiast „Szosę na Zaleszczyki” Ziemkiewicza).
SP
* * *

Na wschód od Edenu
John Steinbeck
Znów powieść monumentalna, znów powieść-portret społeczny pewnego momentu w historii USA, znów powieść wspaniała.
Z jednej strony – trochę nostalgicznie Steinbeck wspomina dzieciństwo, Salinas, Kalifornię i jej mieszkańców, z uwzględnieniem swojej rodziny (narrator ujawnia się tu nawet, ale jest to obecność raczej subtelna i zdawkowa).
Z drugiej – i ważniejszej – jest to wielka przypowieść o tym, że w człowieku dobro i zło nieustannie koegzystują, walczą, ścierają się, a to od nas samych zależy, która strona zwycięży, choć nie zawsze mamy na to taki wpływ, jaki chcielibyśmy mieć.
Są jednakowoż bohaterowie (Sam Hamilton albo Chińczyk Lee), którzy wydają się z gruntu i ze szczętem dobrzy, ale kontrapunktem dla nich jest Cathy/Kate – jedna z najbardziej negatywnych postaci literackich, jakie znam. Za jej to, pośrednim lub bezpośrednim, sprawstwem, już na długo przed końcem widać, że wszystko nieuchronnie zmierza do katastrofy i – mimo że może nie jest ona katastrofą ostateczną – czyta się (albo: ja czytałem) z wyraźnym smutkiem.
Warto dodać, że poza pejzażowymi wspomnieniami narratora i akcją samą w sobie znajdują się tu też rozważania trójki bohaterów na temat biblijnego rozdziału o historii Kaina i Abla i są to rozważania godne książek Szydy, Soboty, czy Dicka (choć może najlepszym skojarzeniem będą tu analizy perypetii Abrahama i Izaaka w kraju Moria, którym oddawał się Simmons w „Hyperionie”).
Aha – kto widział film Kazana z Jamesem Deanem, ten niech wie, że opowiada on tak mniej więcej połowę, może 70% książki.
TP
* * *

Skaza na niebie
Tomasz Kołodziejczak
Są przebłyski, ale generalnie średnio. Nawet nowe opowiadanie ze świata „Czarnego horyzontu” przesadnie idzie w galopującą akcję.
TP
* * *

Zło ze Wschodu
Andrzej Pilipiuk
Cztery krótkie opowiadania, które zanim zdążą się rozkręcić, kończą się jak ucięte tasakiem (zwłaszcza pierwsze). Dla odmiany piąte, tytułowe – długie i przegadane, czeka się i czeka, aż coś się zacznie dziać. No nie dogodzisz.
TP
* * *

Rumowiska
Wit Szostak
Mówiąc nieładnie – Szostak ma swój świat i konsekwentnie tłucze swoje.
Po odmianie stylistycznej, w postaci „Szczelinami”, wracamy do tego co znamy – leniwie snute historie rodzinno-krakowskie, z częstymi zmianami perspektyw, narratorów (w wielu miejscach trzeba się trochę nagłówkować, kto akurat opowiada) i chronologii.
Do tego wszystko przeplatane powracającym esejem – rozważaniami filozoficznymi (semantycznymi, a bywa że i biologicznymi) na temat rzeki, które to dywagacje splata autor czasem z dywagacjami o powieści.
Plus refleksje różnorakie, w moim przypadku najmocniej działały te na tematy rodzinne, czy – dokładniej – rodzicielskie.
Czyli po staremu – dotychczasowych przeciwników nie przekona, zwolennicy będą się czuć jak u siebie.
TP
* * *

Zabić drozda
Harper Lee
Narratorem jest dziewczynka, głównymi opisywanymi przez nią postaciami – w początkowych partiach książki – jej brat i kolega.
Perypetie szkolne, dziecięce wyzwania z tajemniczym domem z sąsiedztwa w roli głównej… Jakiś nowy Tomek Sawyer?
O nie, po jakimś czasie klimat książki skręca i na pierwszy plan wysuwają się: rasizm, niesprawiedliwość społeczna, istota dobra i zła, czy wręcz moralność ówczesnej Ameryki (tudzież amerykańskiego Południa).
A perspektywa dziecka może i czyni wymowę książki trochę tendencyjną, ale też celowo przejaskrawia proste – z dzisiejszego punktu widzenia – prawdy i zasady, czyniąc je bardziej dobitnymi.
W jednej ze scen Atticus (ojciec narratorki) mówi o tym, że kiedyś, raczej nie za jego życia i raczej też nie za życia jego syna (chyba że będzie już wtedy bardzo stary), biali zapłacą i będą przepraszać za całe zło wyrządzone czarnym.
Mały Jem raczej nie dożył tych czasów, ale gdyby mu się to udało, to od kilku lat widziałby że jego mądry ojciec był prorokiem, ale w sumie kiepskim, bo raczej nie przewidział skali.
TP
* * *

Każdy komiks jest fantastyczny
Maciej Parowski
Zbiór publicystyki Maćka na tematy komiksowe.
Publicystyki pieczołowicie wybranej z bogatego dorobku, bo są tu artykuły, felietony, wywiady, recenzje komiksów, recenzje filmów według komiksów…
Jak to bywa przy przekrojowych zbiorach – nie brakuje powtórek (slogany i powiedzonka Maćka pojawiają się dość regularnie, choćby fraza, która dała tytuł książce występuje tu dobre kilkanaście razy).
Z częścią opinii autora się zgadzam, części nie rozumiem (jako dość średni fan komiksu, a właściwie – fan tylko pewnego wycinka tej dziedziny, często nie mam pojęcia, o czym Parowski pisze i kim są osoby, które w rozważaniach przywołuje), część nawet budzi sprzeciw (gdy Maciek poprawia, ba – wręcz poucza!, Christę w kwestiach wad scenariusza przygód Kajtka i Koka, to zdecydowanie stoję po stronie pana Janusza), a całej lekturze towarzyszy po równo i radość z obcowania z tymi tekstami, i smutek, że więcej nowych już nie będzie.
Książka udowadnia doskonale, jak wielkim skarbem polskiej krytyki i badaczy (pop)kultury był Maciek i jak bardzo go brak.
TP
Nie kojarzyłem książki, fajna okładka.
Zasadniczo to nie lubię zbiorów publicystyki – wolę żyć razem z publicystami i co tydzień czytać ich fragmentarycznie niż takie zbiory.
Ale rzecz jasna rozumiem po co te zbiory powstają, to jest np. dobra okazja żeby odnaleźć jakiś konkretny tekst.
Z opisu wynika że dobór tekstów jest dobry i ciekawy to też in plus…
FG
* * *

Przedludzie
Philip K. Dick
Tekst pobrany z netu (wydany zbiorze „Ostatni pan i władca”, „Oko Sybilli”, „Zapłata”, „Elektryczna mrówka”).
Tłumaczenie nasz nieodżałowany Lech Jęczmyk
Jakim cudem dopiero teraz to przeczytałem? Ten tekst miażdży i patroszy. Krótko i na temat, prawie 50 lat temu napisane opowiadanie (do dziś aż parzy od żarliwości, co nie dziwi, skoro pisane w kontekście traumy autora związanej z aborcją jego drugiego dziecka, dokonanej bez jego zgody).
Przynajmniej miał przed sobą te kilka dni. A potem znów ten widok… wolałbym nie wiedzieć, ze
wysysają powietrze z płuc dzieci, które tam wywożą, myślał. Tak je likwidują. Dlaczego? Ojciec
mówił, ze tak jest taniej. Oszczędza się pieniądze podatników.
Pomyślał o podatnikach i o tym, jak taki podatnik może wyglądać. Jak ktoś, kto wykrzywia się
gniewem na widok każdego dziecka. Kto nie odpowiada dzieciom na pytania. Chuda twarz
wiecznie skrzywiona, oczy rozbiegane. A może tłusta; jedno albo drugie. Bardziej przerażała go
ta chuda; nie cieszyła się życiem i nie chciała nowego życia. Wysyłała komunikat „Umrzyj, idź
sobie, przepadnij, zniknij”. Ciężarówka aborcyjna jest jej narzędziem i dowodem na jej istnienie.
– Mamo – spytał – jak można zamknąć Centrum Powiatowe? Wiesz, klinikę aborcyjna, do której
zabierają niemowlęta i małe dzieci.
– Należy się zwrócić z petycja do Rady Powiatowej.
– A wiesz, co ja bym zrobił? Poczekałbym, aż tam nie będzie dzieci, tylko pracownicy, i wrzucił
tam bombę
Nie mów tak! – przerwała mu gniewnie matka i jej twarz nabrała surowego wyrazu chudego
podatnika. Poczuł lek, własna matka budziła w nim lek. Zimne i mętne oczy są zwierciadłem
pustki, nie ma za nimi duszy. To wy nie macie dusz, pomyślał, wy i wasze chude wezwania do
nieistnienia. Nie my.
OR
* * *

Oko czapli
Ursula K. Le Guin
Jedna z mniej znanych powieści Le Guin, co trochę dziwi, a trochę nie.
Dziwi – bo to modelowy przykład jej twórczości. Planeta, na której żyją uchodźcy z Ziemi, dwie grupy społeczne, jedna czująca się rasą panów, degenerująca się z upływem czasu, druga zaś spokojna, wręcz spolegliwa, wyznająca doktrynę nie tyle pacyfizmu, ile ogólnej bierności. Piękne pole do popisu dla Ursuli i jej refleksji socjologicznych wszelkiego rodzaju.
A jednak czegoś tu zabrakło, tematy nie wybrzmiewają dość wyraźnie, wątki zdają się ledwo muśnięte. I stąd właśnie nie dziwi fakt, że w katalogu autorki jest to raczej mało eksponowana pozycja.
Ale fani zawiedzeni nie będą.
TP
* * *

Oddział chorych na raka
Aleksandr Sołżenicyn
„Archipelag GUŁag” nie jest jedyną powieścią Sołżenicyna, która wprost wypływa z jego biografii.
Po zwolnieniu z obozu wykryto u niego nowotwór i skierowano na leczenie do kliniki onkologicznej, co również stało się podstawą książki. Tytuł jej w zasadzie mówi prawie wszystko – rzecz dzieje się na oddziale szpitalnym, a bohaterami są pacjenci.
Ich rozmowy i wspomnienia są zaś sednem powieści, sam przebieg choroby i leczenie to zdecydowanie dalszy plan.
Galeria typów (nie ma tu jednego głównego bohatera (trochę pełni taką rolę Oleg Kostogłotow, ale narracja często skacze między postaciami i każda z nich ma swoje do opowiedzenia), autor stara się pokazać przekrój społeczny) pokazuje nam różne sposoby radzenia sobie – z chorobą, życiem, ustrojem.
Bo jest i były zesłaniec, i urzędnik-donosiciel, i skromna pielęgniarka, i młody student.
Jeden plan powieści to ich wspomnienia życia przed chorobą, co jest jakąś panoramą ZSRR w pierwszych latach po drugiej wojnie.
Drugi – reakcje na diagnozy i podejście do leczenia.
Trzeci – perspektywy na przyszłość, tak zdrowotne, jak i te zwykłe, życiowe.
Cały obraz jest ponury, przejmujący i nie daje wiele nadziei.
Jak łatwo się domyślić, książka nie miała szans ukazać się w ojczyźnie pisarza i swą sławę budowała poprzez publikacje na Zachodzie.
TP
* * *

Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku
Agnieszka Gajewska
Biografia. Dobra, solidna i wnikliwa. Kładąca dużo większy nacisk na Lema-człowieka, niż Lema-twórcę.
Stąd więcej tu tła polityczno-społecznego i dywagacji o żydowskich korzeniach Lema, niż o jego dziełach. I jest to w porządku, ale raczej dla tych, którzy są w postać pana Stasia bardziej wkręceni i żądają wiedzieć więcej. Ci, którzy chcieliby wiedzieć tylko trochę, bardziej ogólnie, niech raczej przeczytają biografię autorstwa Orlińskiego.
A jeszcze lepiej niech poczytają książki Lema i tyle.
TP
* * *

Ojciec chrzestny
Mario Puzo
Napisana bez fajerwerków, prostym językiem, ale przejmująca do głębi opowieść o relatywizmie moralnym w świecie, którym rządzą inne, nowe prawa.
I w tym to świecie nadal kluczowymi pojęciami są honor, wierność, rodzina – ale wygląda to zupełnie inaczej, niż nas, niewinnych, uczono za młodu.
Szkopuł podczas lektury był tylko jeden – ja to już wszystko wiem, ja tę historię doskonale znam z monumentalnej ekranizacji. A wątki nieobecne w filmie (zwłaszcza rozbudowanie postaci Johnny’ego albo Lucy Mancini) nic nie wnoszą.
TP
* * *

Manhattan Transfer
John Dos Passos
Przedziwna książka i nie jestem zaskoczony, że w swoim czasie była mocno nowatorska i eksperymentalna.
Brak głównego bohatera, jest coś na kształt bohatera zbiorowego, kilkanaście osób i ich losy na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a w tle Nowy Jork przełomu wieków.
Przy czym – mimo, że można spotkać opinie, iż to Nowy Jork jest faktycznym bohaterem książki – dla mnie obecność jego nie jest tak przytłaczająca i oczywista, bym tezom tym przyklasnął.
Mimo wszystko to co dotychczas napisałem nie jest jeszcze niczym niezwykłym, nawet jak na literaturę sprzed stu lat. Cóż zatem wyróżnia tę pozycję?
Otóż chodzi o sposób opowiadania. Narrator – niby jest, ale nie taki, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie wprowadza w akcję, głównie zarysowuje sytuacje typu „szli przez park, padał deszcz”, za to nigdy nie powie nam „Minęło pięć lat. W tym czasie Kryśka zdążyła się rozwieść z Rysiem, po czym związała się z Jurkiem (bratem Kazika, którego pamiętacie z rozdziału 2, a który zginął podczas niedawno zakończonej wojny) i urodziła chłopca”. Wszystko to musimy sobie sami rekonstruować z dialogów.
I to, a nie dość zwyczajna fabuła, świadczy o sile i znaczeniu tej powieści.
TP
* * *

Kompleks Portnoya
Philip Roth
W swoim czasie pewnie skandalizujące, może i odkrywcze.
Dziś – owszem, śmieszne, owszem, niepozbawione głębi, ale jednak głównie niesmaczne.
TP
* * *

Dawno temu w Warszawie
Jakub Żulczyk
Nie będę pierwszym, który powie, że kontynuacja „Ślepnąc od świateł” to jednak rozczarowanie.
Oczywiście nadal jest to książka na poziomie, ale raz – oczekiwania były chyba zbyt duże, dwa (ważniejsze) – wszystko się dobrze zaczyna, rozkręca, spotykamy starych znajomych, wracają stare tematy i problemy, ale gdzieś tak od połowy rzecz grzęźnie w nieustannych gonitwach, ucieczkach, strzelaninach i robi się tego po prostu za dużo.
Nie tyle gubimy się, ile męczy nas już kolejne rozgryzanie, co, gdzie i dlaczego (bo historia jest opowiadana z trzech perspektyw, a plany czasowe przeplatają się i skaczą nawet po kilka lat w jedną i w drugą stronę) i coraz mniej nas (znaczy się mnie) obchodzi, czy ta strzelanina w tym i tym hotelu to w poprzednim rozdziale już była opisana z innej perspektywy, czy to jednak inny hotel i inna strzelanina.
W zapowiedzi książki duży nacisk kładziono na to, że dzieje się ona podczas pandemii, ale ten motyw mimo wszystko średnio wybrzmiewa, tak jakby Kuba wycofał się w połowie drogi.
Na plus (poza tymi zaletami znanymi dotąd, bo autor wciąż umie opowiadać, nie stracił talentu, po prostu trochę przesadził) zapisuję tę trojaką narrację i idące za tym zmiany stylu opowiadania, bo zwłaszcza wcielając się w postać drobnego kombinatora Kurtki, Żulczyk otarł się o mistrzostwo stylizacji, wiecie o co chodzi.
TP
* * *

Lśnienie
Stephen King
Wszystko fajnie, tylko obawiam się że podświadomie oczekiwałem kalki filmu i książka wydała mi się przegadana i przeciągnięta.
Chyba że po prostu nie pasuje mi styl Kinga – za mało czytałem, żeby jednoznacznie ocenić.
TP
* * *

Klub Murakamiego
Piotr Witold Lech
Dobry zbiór opowiadań obyczajowych – dziejących się współcześnie w Polsce, analizujących zjawisko tzw. samotnych mężczyzn. Wyczuwalne (i to mocno) wątki autobiograficzne. Pierwszy tekst pt. „-5 w południe” jest wręcz znakomity.
SP
Czyli tak: autor trojga imion pisał fantasy. Kiepsko mu szło, wszyscy, z naszym przyjacielem Inglotem na czele, krytykowali, bądź wręcz wyśmiewali. No to poszedł w cyberpunk. Sukcesu nie było, ale jakość wyraźnie podskoczyła. Czyżby zmienil gatunek po raz kolejny i tym razem jest to dobry strzał?
TP
* * *

Hopelandia
Ian McDonald
McDonald dwiema powieściami i jednym zbiorem opowiadań wyrobił sobie u mnie taką pozycję, że z jednej strony na każdą kolejną książkę bardzo czekam, z drugiej – boję się rozczarowania, przy tak mocnych oczekiwaniach.
Tym samym dobrymi, acz w tym kontekście rozczarowującymi, bo nie AŻ TAK dobrymi, książkami były i „Brasyl” i trylogia „Luna”.
Tak też jest i z „Hopelandią” i ciężko jednoznacznie podać powód, bo czego bym się nie próbował przyczepić, to wyjdzie mi, że w tryptyku indyjsko-tureckim też to było i tam jakoś zagrało.
Natłok wątków i brak skupienia na jednym z nich bądź na jednym bohaterze? No przecież tam też tak było. Miejscami za dużo akcji, a miejscami nuda? No, również.
Dywagacje o tożsamości płciowej i jakieś wydziwiania, że gość sobie wymyśla nową płeć, którą ma tylko on (ciekawe dlaczego to „płeć”, a nie na przykład inna osobowość)? No, aż tak nie było, ale neutka w „Rzece bogów” przecież mi nie wadziły.
Niby wszystko jest – może nawet za dużo – jakiś elektryczny zakon zaklinaczy błyskawic, sięgający korzeniami samego Tesli, prognoza futurologiczna na najbliższe lata, gdzie są i zmiany klimatyczne, i dekarbonizacja, i rozgrywki polityczne, do tego duża rola muzyki, kolejne obszary świata (tym razem, poza Wielką Brytanią i Irlandią, również wyspy pacyficzne oraz Islandia)…
Nie wiem, nie potrafię powiedzieć, dlaczego tym razem pan Ian mnie nie tylko nie zaczarował swoją opowieścią, ale i po prostu niezbyt zaciekawił.
A głównie zmęczył.
TP
* * *

Świat według Garpa
John Irving
Zadziwia mnie fenomen popularności tej książki.
Niesympatyczni bohaterowie, fabuła nudna i ślamazarna, dużo scen erotycznych (ale raczej z tych niesmacznych, niż mogących wywołać podniecenie), a kwestie miłości, seksu czy wierności małżeńskiej przedstawione zupełnie nie tak, jak ja je rozumiem.
Męczyłem się, ale nie skreślam autora.
Raz – ciekawy jest jego styl, pięknie łączy ironię z pewną czułością.
Dwa – mam w pamięci przepiękną ekranizację „Regulaminu tłoczni win” sprzed ćwierć wieku. I tu zagadka, bo przecież „Garp” też był zekranizowany, oglądałem ten film w liceum i chyba mi się podobał (choć nie pamiętam z niego nic, poza twarzami odtwórców głównych ról).
Czy to zatem film aż tak odszedł od pierwowzoru, czy też mi przez lata tak mocno zmieniło się postrzeganie niektórych tematów?
TP
* * *

Olbrzymka z wyspy i inne apokryfy
Wojciech Szyda
Szyda pozostaje Szydą – i dobrze.
Nowy zbiór, w większości krótkich (choć są trzy dość wyraźne wyjątki, wszystkie wcześniej publikowane), opowiadań kontynuuje tropy i wariacje apokryficzne, bazujące to na historii, to na religii w różnych jej aspektach, to na filozofii.
Dobrze się to wszystko czyta, a i jest nad czym się zadumać, a kto chętny – ten będzie miał i tematy, w których może z autorem polemizować, bądź wejść w dialog.
Wydaje mi się, że – niczego nie ujmując dłuższym formom – te miniaturki to może być najlepszy nurt twórczości autora.
TP
* * *

Mgła
Anna Brzezińska
Niby przeczytałem do końca, ale tak ogólnie powinienem raczej przyznać, że poległem.
Owszem, jest tu piękny język, ale co, jaka myśl, jaka opowieść, kryje się za tymi piętrowymi (bywają zdania na półtorej strony, naprawdę) zdaniami, pełnymi dygresji i metafor?
Niby można próbować sklejać sobie opowieść o mieście, smoku i ludziach, ale mi średnio to wyszło.
I przyznam otwarcie, że nie będę udawał zachwytu awangardą, tylko uznam, że jednak nie dałem rady czytelniczo/koncepcyjnie/myślowo.
TP
* * *

Nowa Atlantyda/Zewsząd bardzo daleko
Ursula K. Le Guin
Wspólne wydanie opowiadania i mikropowieści.
To pierwsze – totalitarny świat, z władzą ingerującą w niemal każdy element życia bohaterów. Napisane bardzo ładnie, w końcu to Le Guin, ale niewiele wnoszące do podobnych wizji, których czytaliśmy wiele.
Zaskoczeniem zaś jest tekst numer dwa. Niezbyt kojarzy się z tą powszechnie znaną twórczością autorki (i tak przecież wcale szeroką tematycznie), bo oto dostajemy współczesną powieść obyczajową.
Nastoletni bohaterowie, pierwsza miłość i towarzyszące jej rozterki. Cóż, wbrew pozorom lubię takie klimaty, więc czytało mi się wyjątkowo dobrze, bo o Le Guinowym kunszcie panowania nad słowem wspominać chyba nie muszę.
TP
* * *

Busz po polsku
Ryszard Kapuściński
Wczesne reportaże pana Ryszarda, prawie wyłącznie z Polski.
Z Polski głównie prowincjonalnej, zaściankowej, wiejskiej. Gościmy na potańcówce, słuchamy o skandalu na plebanii, rozmawiamy z rolnikiem spod Grunwaldu, a nawet towarzyszymy transportowi zwłok.
Nieźle wpisuje się to w tak zwaną polską szkołę reportażu, choć na tym etapie ja akurat nijak nie widzę w Kapuścińskim przyszłej gwiazdy. Ot, reportaże jak reportaże, jak wiele innych – choćby z monumentalnej antologii Szczygła.
Gdzieniegdzie nieśmiałe zabiegi ze stylizacją, z monologiem wewnętrznym itp.
Trochę ciekawiej robi się w ostatnim, tytułowym, tekście. Jako jedyny nie opowiada on o Polsce… wróć. Właściwie opowiada, ale jako jedyny rozgrywa się gdzie indziej, bo w Ghanie.
I to ciekawa obserwacja z perspektywy lat – wpuścić Kapuścińskiego do Afryki i od razu jakość tekstu skacze w górę. To nie mógł być przypadek.
TP
* * *

Zamek
Franz Kafka
Sytuacja wyjściowa i pierwsze pół książki znakomite, ale dodatkowe postacie i ich perypetie moim zdaniem rozmywają całość.
TP
* * *

Przedksiężycowi
Anna Kańtoch
Może to trochę za mocne określenie, ale jednak najlepiej pasuje mi popularne „ambitna porażka”. Rozciągnięcie historii na trzy tomy nie pomogło dość młodej wówczas jeszcze autorce, nie do końca panuje nad materią, nad bohaterami, nad precyzją akcji i trzymaniem czytelnika w napięciu, a wszystkie pomysły na konstrukcję świata nie wybrzmiewają dostatecznie wyraźnie i mocno. Koncept był, zbudowany nawet dość misternie, ale wyszło tak sobie. Najlepiej udał się zdecydowanie wątek policjantki u progu emerytury, prowadzącej jedno ze swoich ostatnich śledztw i budzi to ciekawe konotacje z późniejszą trylogią kryminalną o inspektor Lesińskiej.
TP
* * *

Dziewczyny Buffalo i inne zwierzęce obecności
Ursula K. Le Guin
Przedziwny zbiór łączący w sobie kilka dłuższych opowiadań, kilka krótszych oraz kilkanaście wierszy.
Łączący nie chaotycznie i nie, na ten przykład, czasem powstania, lecz tematycznie – w każdym z tekstów jednym z głównych wątków są zwierzęta.
Można powiedzieć, że głównym tematem opowiadań są relacje człowieka z jego środowiskiem naturalnym.
Mimo że teksty te – poza jednym czy dwoma, o których za chwilę – nie należą do największych klasyków autorki, to jednak dobrze pokazują jej manierę i wrażliwość literacką. Niektórym opowiadaniom faktycznie blisko do poezji, a to co choćby Ursula zrobiła z ideą kota Schroedingera mój racjonalny(?) umysł nie do końca przyjmuje, ale chyli czoła przed innym i konsekwentnym typem wrażliwości i rozumienia świata.
Z kolei „Kierunek drogi”, który żeni ze sobą opowiadanie o świecie z perspektywy drzewa i swoistą teorię względności na pewno zasługuje na uwagę.
Inaczej ze słynnymi i nagradzanymi „Dziewczynami Buffalo” (tytuł jest trochę dłuższy, ale mniejsza o to). Nie pierwszy raz czytałem to opowiadanie, nadal jednak i go nie rozumiem, i go nie lubię. Niby można snuć teorie, że to rdzenny folklor Ameryki Północnej, ale pisząc przyziemnie – baba lata wokół ogniska, ściąga spodnie, co chwilę wypróżnia się, rozmawia z własnymi ekskrementami, śpi z kim popadnie, a mała dziewczynka patrzy na nią zafascynowana.
Ja tego nie kupuję.
Kupuję natomiast, i to bez przysłowiowych jeńców, „Szerzej niż imperia i wolniej”, opowiadanie absolutnie wspaniałe, kojarzące się dość mocno z krótką powieścią „Słowo „las” znaczy „świat””, z tego samego luźnego uniwersum/cyklu Hain. Tu akurat główną rolę grają rośliny, a nie zwierzęta, lecz niewiele to zmienia. Spotkanie załogi statku kosmicznego z Nieznanym i irracjonalny (obustronny!) lęk pobudza do niejednej refleksji.
I mimo, że jest to opowiadanie najbardziej w duchu klasycznej science fiction, to jednak i tu Ursula dodała swój indywidualny pierwiastek i poetycką wrażliwość.
Bo jaki inny autor SF potrafiłby zatytułować opowiadanie w ten sposób?
TP
Czytałem ten zbiór i potwierdzam uwagi kolegi, że jest taki „dwulicowy”. Dobrze pamietam scenę z dziewczyn buafflo jak bohaterka grzała sobie krocze nad rozgrzanym popiołem. Często mi ona przychodzi na myśl. Fajna minirecenzja, bo z charakterem.
A ideę kota Szrodingera też kojarze z tego tekstu.
FG
* * *

Czasy, które nadejdą
Andrzej Pilipiuk
Ciąg dalszy średniej formy, ale przeczytać można.
Z jednej strony wciąż dobre pomysły (fałszerstwa dzieł sztuki, podróże w czasie, poszukiwanie armat z zaginionego przed wiekami kurlandzkiego okrętu, a nawet poszukiwania lekarstwa na kiłę (serio; i to całkiem ciekawie opowiedziane)), zahaczające o niebanalne postacie historyczne (tym razem choćby przedstawiciele Lwowskiej Szkoły Matematycznej), z drugiej jednak – dialogi nie tyle drewniane, ile sztuczne i wydumane (nikt nie toczy takich dialogów, jak bohaterowie Pilipiuka, zwłaszcza młodzi (może ewentualnie sam Pilipiuk, acz on młody już raczej nie jest)) oraz częste urywanie akcji, jakby trzeba było w pośpiechu kończyć.
Na opowiadanie o wilkołakach podczas stanu wojennego należy spuścić zasłonę milczenia, a tekst tytułowy jest w pewnej mierze manifestacją poglądów autora, między innymi na aborcję tudzież ogólnie rozumiany postęp społeczny, wypada to jednak zbyt agitatorsko, takiej literatury w służbie idei nie lubię, nawet jeśli z poglądami owymi w dużej mierze się zgadzam.
Bo wiecie – „Przedludzie” Dicka to to nie są.
TP
* * *

Zamknięty świat
Robert Silverberg
Powieść z posmakiem mocno seksualnym (do dziś sugestywnym), pisana na początku lat 70tych, traktuje o obsesjach tamtych czasów związanych z wolną miłością, inżynierią społeczną, przeludnieniem, katastrofą ekologiczną przy braku kontroli urodzin (jak choćby w „Przestrzeni, przestrzeni…”).
Silverberg pokazuje świat przyszłości (tak za 200-300 lat), gdzie ludzkość przejęła model owadów- w wielkich miastach-samowystarczalnych monadach, o wysokiej technologii, ludzie żyją w swoistym ulu, gdzie ich główną rolą jest kopulacja, prokreacja i trochę narkotyzowanie się. Jest to bardzo efektywna strategia. Ludzkość dzięki temu osiąga gigantyczny przyrost naturalny.
Generalnie wizja mocno uproszczona (zwłaszcza w relacjach damsko-męskich, bo czystą fantastyką jest obraz kobiet zawsze chętnych i gotowych na seks). W zasadzie mocno przewrotna wizja Słowa: bądźcie płodni i mnóżcie się; zaludniajcie ziemię i miejcie nad nią władzę!
Dosłowna realizacja tego Słowa na kartach powieści Silverberga pachnie głębokim totalitaryzmem, aczkolwiek kolejny już raz nasz autor nie do końca umie grać w ten wątek.
Diagnozy stawia słuszne, ale rozwiązania nie do końca OK a nawet daleko od OK. Może to problem ludzi Zachodu, że nie zaznali prawdziwego totalitaryzmu i nie wierzą, że można go przełamać i pokonać. Jest opresyjny system i w zasadzie nie ma innej nadziei wyzwolenia, niż śmierć.
W te klocki jednak ludzie Wschodu grają lepiej – choć wiemy za jaką cenę, ale możemy zaśpiewać, że „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie” i nie jest to tylko czcza gadanina starego punkowca, wykorzystywana dziś politycznie czy komercyjnie.
Nie życzę ludziom zachodu takich doświadczeń, ale sorry, wolę historie tego typu z prawdziwym -wschodnim- happy endem.
OR
A jak tworzono ten świat to opisywał Maciek Parowski w „Twarzą ku ziemi”.
O ile pamiętam „Twarzą ku ziemi” to w skrócie tam ludziom daje się wodę z viagrą celem tworzenia kolejnych mas ludowych i dobudowywuje kolejne piętra do wieżowców, żeby ten lumpenproletariat pomieścić. Wypisz wymaluj wstęp do świata Silverberga.
SX
Rzeczywiście, ale Silverberg był pierwszy. Ciekawe czy mp go czytał przed Twarzą ku ziemi…
OR
Spinof i tyle.
FG
Jedyne polskie wydanie było w 1997, a Maciek po angielsku raczej nie czytał. Jest jakaś teoretyczna możliwość, że na przykład ktoś mu opowiedział o tej książce, ale raczej podejrzewam zbieg okoliczności, a właściwie – pokrewne pomysły.
TP
Powieść Silverberga jest rozwinięciem opowiadania, które wcześniej ukazało się po polsku, acz nie pamiętam, kiedy i gdzie (zazwyczaj wskazałbym „Kroki w nieznane”, no ale nie jestem pewien. A może to było w jakoweyś „klubówce”).
Jednak V tom „kroków w nieznane”. Opowiadanie „Szczęśliwy dzień…” (jest jeszcze jakiś rok w tytule, ale go nie pamiętam, coś typu 2381, czy cóś).
D
D. rzadko zabiera głos, ale po jego wypowiedzi już nie wypada się odzywać (przyp. red.)
* * *

Czarne gwiazdy
Ryszard Kapuściński
Rzadko wznawiania, więc i słabo znana, pierwsza książka pana Ryszarda na tematy afrykańskie.
W zamyśle miały to być dwie serie reportaży – jedna z Ghany ery Nkrumaha, druga z Konga ery Lumumby.
Wskutek kolejnych podróży książka nie została dokończona, ukazało się to, co na daną chwilę było gotowe. Jest to już Kapuściński jakiego lubię – baczny obserwator, niestroniący od zabaw stylistycznych i lubiący zakończyć tekścik mocną puentą.
Niby z jednej strony można żałować, że książka jest urwana, ale Afryka w późniejszej twórczości wracać będzie na tyle często, że na jedno wychodzi.
TP
* * *

Ameryka
Franz Kafka
Sytuacja, którą czytelnik „Procesu” czy „Zamku” już dobrze zna – człowiek stłamszony, człowiek uwikłany, człowiek podporządkowany, który niespecjalnie rozumie mechanizmy, kierujące jego życiem, a pewnie i całym światem, zwłaszcza gdy wyglądają one dość absurdalnie. Plus do tego ciekawe przedstawienie kapitalistycznej Ameryki przez pisarza, który nigdy tam nie był. Urwane i niedokończone, jak cała twórczość Kafki.
TP
* * *

Lagrange. Listy z Ziemi
Istvan Vizvary
Początek dla czytelnika spragnionego (i wychowanego na) dobrej, klasycznej, acz nie staromodnej, science fiction może być wręcz zachwycający.
Aż chciałem z miejsca krzyczeć o nowym (po abdykacji Dukaja czy zmiennych zainteresowaniach i wolnym tempie publikowania Nowaka) królu polskiej hard s-f.
Z wypiekami na twarzy poleciałem dalej i niestety poziom siadł, choć ogólnie jest dobrze. Podstawowy mankament – gdy jednym z kluczowych dla fabuły wątków jest zachwianie porządku przyczynowo-skutkowego, łatwo popaść w przesadę i trudno okiełznać potencjalny chaos.
Tak tutaj niestety jest – postacie pojawiają się i znikają, mimo że „przecież” w poprzednim rozdziale zmarły, mimo że „przecież” opuściły macierzysty statek i nie należą już do załogi i tak dalej, i tak dalej. I niby pewnie można próbować to wytłumaczyć rozpadem standardowej konstrukcji świata, ale jednak wrażenie mętliku pozostaje.
Dobra to książka, a autora zdecydowanie warto uważnie śledzić, ale jednak po otwarciu liczyłem na dużo więcej.
TP
* * *

Wściek
Magdalena Salik
Sztuczna inteligencja, zmiany klimatyczne i inne bolączki współczesnego świata i świata tuż za rogiem. Przedstawione bardzo sprawnie przez autorkę, która ewidentnie trzyma rękę na pulsie i wie, o czym pisze.
Doceniam, choć nie porwało.
TP
* * *

Rzeka dzieciństwa
Andrzej Stasiuk
Stasiuk głównie o Bugu, ale też na przykład o dzisiejszej Ukrainie. Trochę wspomnień dawnych i nowszych, trochę refleksji nad światem, historią i pamięcią.
Niby dla jego czytelników nic nowego, ale zdecydowanie warto.
* * *

Cienioryt
Krzysztof Piskorski
Świat, w którym cienie mają własną osobowość. Szermierz, którego lata świetności minęły. Zagadka kryminalna, która przemienia się w walkę o losy świata. Tajemniczy artefakt.
Trochę za dużo tu walk, a rozwiązanie akcji średnio satysfakcjonuje, ale w klasie „niegłupia fantastyka rozrywkowa z ciekawym pomysłem na świat” jest to rzecz znakomita.
TP
* * *

Dom duchów
Isabel Allende
Wynudziłem się nawet bardziej niż ćwierć wieku temu przy „Stu latach samotności”.
Być może „iberoamerykańska saga rodzinna, zahaczająca o realizm magiczny” to nie jest półka dla mnie.
TP
„Kim był niejaki ktoś tam Allende…”
Taki pamiętam fragment piosenki Apteki…
FG
Pytasz pewnie o Salvadora Allende, prezydenta Chile. Był stryjem pani Isabel. Pod koniec książki pojawia się mocna zmiana nastroju i na pierwszym tle są wydarzenia polityczne, mocno powiązane z faktyczną historią Chile i samego Allende. Problem w tym, że po tym, co było wcześniej, chciałem już przede wszystkim skończyć rzecz jak najszybciej.
TP
* * *

Gambit Lisa
Yoon Ha Lee
Po kilku latach wreszcie książka która przeszła mój „test czterdziestu”!
Styl Delirium w Tharsys/Holocaust F, czyli osoba autorska zarzuca nas nieznanymi terminami bez wyjaśnienia o co biega – ale spodobało mi się, jestem już na 120 stronie.
No i chyba pierwszy raz w życiu mam styczność z fantastyką amerykańską ale koreańskiego pochodzenia.
SX
P.S. Przeczytane. Chętnie przeczytam ciąg dalszy, jak i zbiór opowiadań z tego uniwersum.
* * *

O fantastyce filozoficznie
Jacek Sobota
Sobota, fantasta i filozof, analizuje literaturę (i rzadziej film) fantastyczną z punktu widzenia epistemologii, aksjologii, teologii, historiozofii…
Wspaniała książka, którą przeczyta pewnie ze sto osób.
TP
* * *

Olvido
Krzysztof Rewiuk
Koncepcyjnie przypomina mi „Pióra (tajną historię literatury polskiej)” Wojnarowskiego, tylko rozszerza się na literaturę powszechną i jest bardziej postmodernistyczne. Napisane ze smakiem, elegancką frazą.
Rewiuk w trakcie czytania traci jednak do Wojnarowskiego – którego „Pióra” obrałem go za punkt kalibracyjny – za dużo błahej postmodernistycznej zabawy, za mało ciężaru gatunkowego sensu.
Aczkolwiek czyta się to sympatycznie; językowo naprawdę dobre. No ale Wojnarowski różnicował styl w zależności od epoki literackiej, a w „Olvido” tego nie ma.
SP
* * *

Diabeł już tu nie mieszka
Mikołaj Maria Manicki
Pierwszy rozdział bardzo zachęcający.
Napisana z werwą SF dziejąca się w środowisku górników innoplanetarnych.
Zapowiada się oryginalna powieść.
SP
* * *

Syriusz
Olaf Stapledon
Była książka tegoż autora o ponadprzeciętnie inteligentnym człowieku, a ta opowiada o ponadprzeciętnie inteligentnym psie.
Obserwuje on ze swej perspektywy gatunek ludzki oraz boryka się z własną niecodzienną naturą i człowieczymi uprzedzeniami wobec niej.
Gorzkie.
TP
* * *

Kirgiz schodzi z konia
Ryszard Kapuściński
Mówię „Kapuściński”, myślę „Afryka” (a w sumie dlaczego nie „Ameryka Środkowa”?).
Ale chyba to jego opowieści z ZSRR lubię najbardziej. Krótki przegląd historii i rzeczywistości (koniec lat sześćdziesiątych) republik Kaukazu i Azji Środkowej ma wszystko, co lubię u autora.
Najlepszy fragment – sugestywne opisy Baku ery gorączki naftowej.
TP
* * *

Orlando
Virginia Woolf
Najbardziej przystępna i najbardziej przejrzysta fabularnie (choć zawiłości tu niemało, by wspomnieć tylko nagłą zmianę płci głównego bohatera (bohaterki?)) książka pani Virginii z trzech, które czytałem.
Mimo wszystko nie polubimy się specjalnie.
TP
* * *

Czterdzieści i cztery
Krzysztof Piskorski
Połowa dziewiętnastego wieku.
Coś na kształt steampunku, ale właściwie powinniśmy powiedzieć etherpunk.
Bramy do światów alternatywnych, ruchy polityczne w Europie, a pośród rozgrywających są Mickiewicz, Słowacki, Byron, podstarzały książę Poniatowski, a nawet podtrzymywany przy życiu substancjami z innych światów Napoleon.
I co? I jednak za dużo grzybów w tym barszczu.
Ciekawy świat, sporo smaczków i wyłapywania aluzji (podobieństw bądź zgoła przeciwnie) do naszego świata, ale konstrukcja fabuły na tym cierpi.
TP
* * *

PoznAI przyszłość – opowiadania o umyśle i nauce
Tytuł mówi wszystko.
Dziesięć opowiadań znaczących polskich fantastów, które krążą wokół tematów edukacji przyszłości, sztucznej inteligencji i pokrewnych. Poziom co najmniej niezły, wpadek na pewno brak.
Tematycznie – mamy straszenie wizjami rodem z Orwella (Kosik), futurologię szerszego zasięgu (Cetnarowski), mariaż tematów rolniczych z Niziurskim (Protasiuk), mamy ujęcia tematu bliższe klasycznego cyberpunku (Gunia) i dylematy etyczne (Salik).
Brak może tekstów wielkich, do zapamiętania na lata, ale ogólnie temat ugryziony na różne sposoby, warto poznać.
TP
* * *

Regulamin tłoczni win
John Irving
Film widziałem ćwierć wieku temu, ale zachowałem bardzo dobre wspomnienie.
Książka – jednak Irving nie zostanie moim ulubieńcem.
Ciekawe, że mądre komentarze twierdzą, że powieść porusza tematy nierówności społecznych, zwłaszcza rasizmu, ale ja tego akurat aspektu nie znalazłem zbyt wiele.
Za to aborcja jest obecna niemal na każdej stronie (co piszę bez sarkazmu).
W centrum uwagi zaś znajduje się młody wychowanek sierocińca (będącego również zakamuflowaną kliniką aborcyjną), ulubieniec prowadzącego placówkę starego lekarza, zakochany w mężatce.
Nierówna to opowieść, potrafi wzruszyć, potrafi zirytować.
TP
* * *

Protokół buntu / Strategia wyjścia
Martha Wells
Dwie kolejne nowelki o zbuntowanej jednostce ochroniarskiej.
Lekkie, zgrabne, sporo akcji, ale jeśli to jest najbardziej nagradzany cykl ostatnich lat, to ze współczesną anglojęzyczną science fiction jest bardzo źle.
A może tylko z nagrodami.
TP
* * *

Sfora
Tadeusz Oszubski
Wznowienie krótkiej powieści, opublikowanej ponad trzydzieści lat temu w magazynie „Voyager” (i nominowanej wówczas do Zajdla).
Miks dark fantasy z horrorem, osadzony w średniowiecznej Europie. Zaczyna się całkiem w porządku, jest klimat.
Potem niestety grzęźnie, a perypetie bohaterów robią się coraz bardziej wydumane.
TP
Oszubskiego pamiętam tylko z pomniejszych opowiadanek grozy osadzonych w Bydgoszczy.
Z ciekawostek wydał w 2020 roku zbiór opowiadań „Interregnum. Historie” w nakładzie 50 egzemplarzy.
SX
* * *

Gdyby cała Afryka…
Ryszard Kapuściński
Potężna (prawie 400 stron) pozycja z połowy lat sześćdziesiątych.
Kapuściński szeroko przedstawia ówczesną sytuację Afryki. A jest to czas wielkich zmian na tym kontynencie, gdy na przestrzeni kilku lat około trzydzieści państw uzyskuje niepodległość, próbuje rządzić się po swojemu, choć ciężko pozbyć się kolonialnego bagażu.
Masa tu nazwisk, faktów, cytatów, dat, ale ponad pół wieku później nie jest to książka wyłącznie do przeczytania jako świadectwo czasów (choć jest to jednak jej główna cecha). Autor stara się bowiem analizować sytuację, bada, w jaki sposób kraj znalazł się w aktualnej kondycji (tu szczególnie należy zwrócić uwagę na znacznie pogłębione, w porównaniu z innymi, rozdziały o Algierii i zwłaszcza RPA, gdzie Kapuściński bogato wykłada swoje widzenie przyczyn apartheidu) i jakie problemy przed nim stoją.
Poza opisywanymi tematami pewnym znakiem czasu jest też język i rozłożenie akcentów – poczesne miejsce w książce zajmuje pochwała socjalizmu, a słowo „reakcjonizm”, jak i jego pochodne, jest odmieniane na wszystkie strony.
Trochę zmęczyć może to, że głównym tematem jest polityka, można zatęsknić za obrazkami obyczajowymi, choćby z książek o Azji Środkowej, ale należy docenić rozmach, bo autor porwał się tu naprawdę na monumentalne wręcz dzieło.
TP
A jakie jest dokończenie tego tytułu się dowiedziałeś ?
FG
Właśnie nie, w całej treści książki nie znalazłem wskazówki, skąd akurat taki tytuł.
TP
* * *

Szafa
Olga Tokarczuk
Krótkie, a ładne.
TP
Z pierwszym epitetem się zgadzam.
Przeczytałem to stojąc w księgarni (wydawnictwo UMCS). Będąc młodym i bezkompromisowym stwierdziłem że jest to kolejny dowód na upadek i bezpłodność literatury polskiej.
Jest to też jedyna książka Noblistki jaką przeczytałem.
FG
Wielkich przemyśleń w tej książce nie ma, ale językowo jest bardzo zgrabna.
TP
* * *

Miłość w czasach zarazy
Gabriel Garcia Marquez
Męczarni z IberoAmeryką odcinek kolejny, nawet nie chce mi się rozpisywać.
Tylko słówko o tytule. Miłość?
No, jest tu coś na kształt romantycznego happy endu, ale wcześniej długie partie książki do dorabianie jakichś mętnych teorii do rozwiązłości, ot co.
TP
* * *

Wściekłość i wrzask
William Faulkner
Ciężka sprawa.
Sama treść fabularna – w porządku, nie czepiam się.
Ale jeśli chodzi o sposób jej podania – strumień świadomości w pełnej krasie, zmiany narratorów, w tym jeden z nich upośledzony umysłowo, rekonstruowanie sobie przez czytelnika wydarzeń na podstawie dialogów i subtelnych wzmianek…
A do tego język – zabieg celowy, polegający na byciu na bakier z gramatyką i ortografią (jak rozumiem – nie eksperyment dla eksperymentu, ale próba oddania języka amerykańskiego Południa sprzed niemal stu lat).
Tu mój wewnętrzny językowy purysta miał bardzo ciężkie przejścia.
Ale nie żałuję pierwszego spotkania z autorem, ciekawa pozycja.
TP
* * *

Kroniki marsjańskie
Ray Bradbury
Po dwóch powyższych – ciepło, swojsko i bezpiecznie.
„Kroniki” to żelazny kanon science fiction i upływ czasu tego nie zmienia.
Piękna, nostalgiczna i gorzka opowieść, niby o podboju Marsa, a tak naprawdę – o ludzkiej naturze, o zaprzepaszczonych szansach, o tym co ze światem może zrobić technologia.
Co ciekawe – niby czołówka SF, a jednak wyjątkowo mało tu nauki i techniki. Bradbury jakoś tak to opowiedział, że nikomu nie przeszkadzają nielogiczności, rozwiązania przeniesione z cywilizacji ziemskiej na marsjańską w stosunku 1:1, czy pewne niekonsekwencje.
Język zaś tylko potwierdza, że autor słusznie zwany był czasem poetą wśród fantastów.
Zachwycający, również przy ponownej (trzeciej już chyba?) lekturze, nieśmiertelny klasyk.
TP
* * *

Człowiek ilustrowany / Złociste jabłka Słońca
Ray Bradbury
Dwa zbiory opowiadań (ten pierwszy udaje powieść, ale łącznik na początku i końcu jest czysto pretekstowy).
Nie jest to poziom „Kronik” (choć w obu książkach znajdzie się kilka fragmentów, które go niego aspirują), ale podstawowe zalety nie znikają – przepiękny styl i koncentracja na emocjach, indywidualnych odczuciach i losach, a nie na technice i futurologii.
Zresztą „Jabłka” mają mało elementów fantastycznych.
I wcale to nie przeszkadza.
TP
* * *

Okruchy dnia
Kazuo Ishiguro
Brytyjski kamerdyner starej daty wspomina swe lata służby u lorda, a zwłaszcza współpracę z pewną gospodynią.
Mimo że ważną rolę grają tu polityczne sympatie i machinacje lorda (zwłaszcza stosunek do Niemców i Żydów u progu drugiej wojny światowej), główny nacisk położony jest na ten drugi wątek, wątek dwojga ludzi, którym charakter wykonywanej pracy i wpojone zasady nie pozwoliły na osiągnięcie osobistego szczęścia, choć być może nawet nie zdawali sobie z tego sprawy.
A przynajmniej nie zdawał sobie sprawy narrator.
Nastrojowa i pięknie opowiedziana książka, ale jednak wyżej oceniam głośną ekranizację sprzed trzydziestu lat. Nawet najbardziej wyrafinowana literacko robota nie odda tego, co na ekranie swoją mimiką i tonem swoich głosów potrafili wyrazić Anthony Hopkins i Emma Thompson.
TP
* * *

Dlaczego zginął Karl von Spreti
Ryszard Kapuściński
Krótki kurs historii Gwatemali albo rozprawka na temat: Jakie te państwa Ameryki Środkowej biedne, a jakie to USA złe.
TP
* * *

Pociągi pod specjalnym nadzorem
Bohumil Hrabal
Wiadomo – klasyka.
Krótki wycinek z życia młodego pracownika stacji kolejowej podczas wojny.
I śmieszne, i straszne.
TP
* * *

Papierowy człowiek
Dashiell Hammett
Wyborne połączenie wzorcowego czarnego kryminału (Hammett to wszak wręcz twórca gatunku) z lekko satyrycznym portretem życia wyższych sfer w czasach Wielkiego Kryzysu (tak w duchu Fitzgeralda).
TP
* * *

Moment niedźwiedzia
Olga Tokarczuk
Zbiór publicystyki Tokarczuk z prawie dwudziestu lat, głównie z pierwszej dekady XXI wieku. Na początku było przyciężko – o fenimizmie, o tym, że świat jest źle urządzony i (jak często u niej) o losie zwierząt. Ale potem nagle wolta – przyjemne zapiski z podróży (głównie na temat Amsterdamu), w stylu „Biegunów”, historie i impresje z terenów wałbrzysko-noworudzkich (tu oczywiście kłania się „Dom dzienny, dom nocny”), a oprócz tego ciekawa recenzja filmu „Matrix” czy refleksje o języku polskim jako takim. I w sumie okazało się, że sympatyczna książeczka.
TP
* * *

Gdy śpiący się zbudzi
Herbert George Wells
Człowiek przesypia 200 lat i budzi się w roku 2100, na dodatek dysponując majątkiem, który czyni z niego władcę połowy planety.
Jak łatwo się domyślić – szybko odkrywa, że szczęście społeczeństwa przyszłości jest złudą i manipulacją.
Nie jest to Wellsowska pierwsza liga, ale przeczytać nie zaszkodzi.
TP
* * *

Efekt sieci
Martha Wells
Trzeba mi było trzech tomów tego cyklu, żeby uznać, że mi się nie podoba.
Z tego co mi wiadomo, zbieżność nazwisk autorów jest czysto przypadkowa.
TP
* * *
* * *

451 stopni Fahrenheita
Ray Bradbury
Chyba wszyscy wiedzą – w świecie, w którym książki są zakazane, a straż pożarna zajmuje się ich paleniem, strażak zaczyna mieć wątpliwości co do swojej profesji i ogólnie co do urządzenia świata.
Przejmujące, a szczególnie aktualny z dzisiejszej perspektywy jest fragment o tym, jak to się poszczególne grupy społeczne czy etniczne czuły obrażane konkretnymi fragmentami książek.
Polecam.
TP
Lepiej powiedz jak się teraz nazywasz,
FG
Bo ja wiem? Kubuś Puchatek? Mistrz i Małgorzata?
TP
Ja bym się nazwał Wróciłeś Sneogg Wiedziaam albo Szatan z siódmej klasy.
FG
* * *
* * *

Chrystus z karabinem na ramieniu
Ryszard Kapuściński
Ruchy partyzanckie lat siedemdziesiątych – Ameryka Łacińska, Bliski Wschód, mała porcja Afryki.
Największe wrażenie robią tematy izraelsko-palestyńskie, bo człowiek ma wrażenie, że nic się tam nie zmieniło.
TP
* * *

Pierwsi ludzie na Księżycu
Herbert George Wells
Między Vernem a Żuławskim, ale gorsze od obu.
TP
* * *

Podróż do kresu nocy
Louis-Ferdinand Céline
Przedziwna książka i huśtawka nastrojów.
Mroczniejsza wersja „Paragrafu 22”, festiwal naturalistycznych opisów, podróż przez pola bitew pierwszej wojny światowej, galerę niewolniczą, USA, aż do Francji, a nade wszystko niewesoła refleksja nad ludzką kondycją.
Właściwie wciąż aktualna.
TP
* * *

Księżniczka Marsa
Edgar Rice Burroughs
Przygodowa science fiction sprzed ponad stu lat. Jako lekka rozrywka ciągle się sprawdza.
TP
* * *


Zmorojewo/Świątynia
Jakub Żulczyk
Będąc młodym pisarzem, z trzema książkami na koncie, jeszcze na kilka lat przed „Ślepnąc od świateł”, Żulczyk popełnił dylogię, jak głosi oficjalna notka, fantastyczno-przygodową, choć lepszym sformułowaniem będzie tu horror.
W pierwszej książce tajemnicze, mroczne stwory budzą się w warmińskiej głuszy, w drugiej – te same lub pokrewne okropieństwa knują intrygę wokół tajemniczego uzdrowiciela i jego wyznawców. A w środku tego wszystkiego nastoletni bohaterowie, którym znienacka przyszło ratować świat.
Było? Było.
Klasyka horroru z Kingiem na czele pobrzmiewa tu wyraźnie, niemniej czyta się przyjemnie, a szkolno-rodzinne perypetie wskazują, że Żulczyk od początku miał talent do realistycznych scenek.
Spotkałem się z określeniem, że to horror dla młodzieży, ale jednak co młodszych radziłbym wstrzymać przed lekturą – krwawych i obrzydliwych scen nie brakuje.
Nic wielkiego, nie za to będziemy pamiętać twórczość Żulczyka, ale rozrywka (jeśli ktoś potrafi rozerwać się przy horrorze) nienajgorsza.
TP
* * *

Olśnienie
Poul Anderson
Klasyka starej SF.
Oto ni stąd, ni zowąd ssaki mieszkające na Ziemi doznają gwałtownego przyrostu inteligencji.
Zwierzęta uwalniają się z pułapek, upośledzeni umysłowo doznają olśnienia, naukowcy wpadają na teorie, o którym wcześniej im się nie śniło, wiele osób rzuca pracę jako bezsensowną i poniżej ich możliwości, a słabsi psychicznie próbują się w nowej sytuacji odnaleźć, nie tracąc zmysłów. I wszystko ładnie, bo pomysł wyborny, ale potem jednak po łebkach i schematycznie, zwłaszcza czytane po kilku dekadach.
Wielbiciele SF starej szkoły powinni być zadowoleni, ale temat aż prosi się o poważniejsze rozwinięcie.
TP
* * *

Powtórka
Ken Grimwood
Czterdziestokilkulatek umiera nagle na zawał. Ku swojemu zdziwieniu, budzi się w swoim dawnym pokoju, gdzie mieszkał jako student ćwierć wieku wcześniej. Znaczy się, z powrotem jest tym studentem. I ma przed sobą swoje dorosłe życie na nowo. Jak je przeżyje? I czy w 1988 znów umrze? A jeśli tak, czy znów wróci do czasów młodości?
Linia fabularna jest umiejętnie poprowadzona, ale siła tej książki leży nie w niej, a w reakcji czytelnika.
Jeśli masz odpowiednio dużo lat i doświadczeń, będziesz śledził poczynania Jeffa, ale nie będziesz mógł się uwolnić od myśli: Co ja bym zrobił na jego miejscu? Przeżył życie jeszcze raz tak samo? Zbił majątek? Poszedł w hedonizm? Odzyskał utraconą miłość? Próbował naprawić świat?
Każdy będzie myślał po swojemu, a jednej odpowiedzi nie ma. I tak to niezbyt skomplikowana książeczka, oparta na pomyśle bez żadnych podstaw logicznych czy naukowych, wkręca się głęboko w myśli.
TP
W pełni popieram refleksje Plenum odnośnie książki Grimwooda. Ją się powinno czytać po 40stce najwcześniej. Jak ją czytałem (dzięki rekomendacji Dilera), w głowie huczał mi kawałek Krzysztofa Krawczyka
Jak przeżyć wszystko jeszcze raz,
Jak wzniecić blask, który dawno zgasł
Jak przeżyć wszystko jeszcze raz,
Jak ocalić ginący czas
Jak przeżyć wszystko jeszcze raz,
Gdy w każdym z nas żal straconych szans
Jak przeżyć wszystko jeszcze raz,
Jak ocalić ginący czas…
Myślałem, że ten pomysł zainspirował twórców „Dnia świstaka”, ale ten motyw jest raczej wcześniejszy. Ciekawe, czy to refleksja głównie męska w wieku średnim, czy kobiety po 40stce mają takie, bo jest choćby film „Peggy Sue wyszła za mąż” z podobną konstrukcją. To jednak film robiony przez facetów.
OR
* * *

Green Town
Ray Bradbury
Na sążniste tomiszcze składają się trzy powieści („Słoneczne wino”, „Pożegnanie lata”, „Jakiś potwór tu nadchodzi”) i zbiór opowiadań „Letni ranek, letnia noc”.
Łączy je miejsce akcji – wszystkie dzieją się w fikcyjnej mieścinie Green Town, w środkowym USA, wzorowanej na rodzinnej miejscowości autora.
Mało tego, źródła donoszą, że główny bohater wielu tekstów, jeszcze dziecko, ale już prawie nastolatek, ma w sobie sporo z samego Bradbury’ego. Trzy z czterech składowych książki (poza „Potworem”, o którym na końcu) opowiadają o krainie dzieciństwa, widzianej młodymi oczami. Wiecie – zabawy na podwórku, lato, kiedy dni się nie kończą, podkradanie się do tajemniczego domu, słuchanie opowieści starego sąsiada, które niemal namacalnie przenoszą w przeszłość, podziwianie artefaktów typu samochód dwóch starszych panien…
Może przemawia przeze mnie osobisty nostalgiczny charakter, ale te utwory (zwłaszcza Wino i niektóre opowiadania) walą tym tęsknym, wspomnieniowym pięknem prosto między oczy i łatwo się zachwycić niemal każdym rozdziałem. Bradbury to mistrz opisu, na granicy prozy poetyckiej, a tu na dodatek, z przeproszeniem, zapodaje tematykę, do której taki styl jest idealny.
Sprawdźcie sami i zachwyćcie się ostatnią przejażdżką tramwajem, starszą panią, która – zdaniem dzieci – nigdy nie była młoda albo nawet pociągającym czarem nowych butów. Odradzam tylko końcówkę „Pożegnania lata”, bo kuriozalna i niesmaczna.
Nastrojem odstaje „Jakiś potwór tu nadchodzi” i – mimo że to jedna z głośniejszych książek autora – niezbyt przypadło mi do gustu. Może właśnie przez kontrast z nostalgiczną krainą dzieciństwa pozostałych tekstów? Tutaj też główni bohaterowie są młodzi, sceneria ta sama, ale nastrój zupełnie inny – ta książka to subtelny horror. Nie odmawiam panu Rayowi talentu do malowania pięknych i niepokojących scen, talentu nie stracił, ale fabularnie średnio się to składa.
Chociaż postać ojca, który niespodziewanie wespół z chłopakami próbuje ratować świat, stała mi się, z racji własnych doświadczeń życiowych, szczególnie bliska.
TP
* * *

Rękopis Hopkinsa
R. C. Sherriff
Spokojny angielski hodowca drobiu, hobbystycznie zajmujący się astronomią, dowiaduje się, że Księżyc niespodziewanie zbliża się do Ziemi i wkrótce na nią spadnie.
Naukowe podstawy tego wypadku są mniej istotne, autor kreuje najpierw klimat wyczekiwania na katastrofę, a potem – radzenia sobie po niej.
Przy czym nie jest to ani przerażający nastrój zbliżającej się grozy, ani mrożąca krew w żyłach postapokalipsa.
Nie, wszystko opowiedziane jest subtelnie, z dozą angielskiego humoru, dystansu do rzeczywistości i pobłażliwości względem ludzkiej natury, nawet postawionej w obliczu spraw ostatecznych.
I właśnie ten styl wyróżnia powieść spośród wielu podobnych.
A dodatkowego znaczenia nadaje czas wydania tej książki – autor opublikował swe katastroficzne wizje w roku 1939.
TP
* * *

Jeszcze dzień życia
Ryszard Kapuściński
Co u autora rzadkie – książka jest poświęcona jednemu krajowi i jednemu tematowi.
Co zaś u autora bardzo rzadkie, a nawet unikalne – książka jest reportażem z wojny.
Konkretnie z wojny domowej w Angoli.
Kapuściński nadaje nie tylko z hotelu w Luandzie, ale i z linii frontu. I jest to obraz przejmujący, ponury i żywy. Trochę tylko trudno się połapać, jeśli kto nie pamięta tamtych czasów albo nie jest specjalistą od geografii/historii politycznej Afryki, kto z kim, o co i dlaczego.
Niby ostatni rozdział powinien te kwestie porządkować, ale przez natłok nazwisk i skrótowców chyba tylko jeszcze bardziej gmatwa.
TP
* * *

Żywoty Cezarów
Swetoniusz
Nie jest to przypadek, że w kryzysowych sytuacjach, odwołanie się do klasyki, ratuje ducha.
Tak było w przypadku tłumaczki Swetoniusza, która – jak sama w pisze we wstępie – podjęła się pracy nad tym tłumaczeniem klasyka, w najciemniejszej godzinie okupacji niemieckiej. Sięgnięcie do tego dzieła, ją duchowo uratowało.
Podobnież takie też są badania – dla wypalonych pracowników finansów czy marketingu bezpośredniego zaleca się czytanie klasyków.
A o czym pisze Swetoniusz?
Omawia żywoty Cezarów od Juliusza Cezara do Domicjana, a więc początki Pryncypatu w starożytnym Rzymie. Czegóż tu nie ma. Poznajemy Cezarów od ich wzniosłej strony, ale też od małej. Ich namiętności, podłości, słabości, realizowane rządze na tle historii, którą świetnie znamy, przynajmniej ci z pokolenia wychowanego na linearnej historii, a nie wiecznego „instant”.
Wojny, sojusze, bitwy, romanse, przewroty pałacowe, bon moty, wielka i mała polityka, gdzieś tam tli się nowe z Judei, o czym Swetoniusz mimochodem wspomina (wyznawcy Chrystusa to nieroby i bezbożnicy!). Jakaż to panorama dziejów, które do dziś mają na nas mocny wpływ, mocniejszy niż się zdaje.
Czy lektura pogmatwanych losów tamtych ludzi i zanurzenie się w tamte dni, pomaga dziś, by nie oszaleć w coraz bardziej zabagnionym świecie?
Niech każdy sam się przekona, warto, łatwo nabyć ostatnie wydanie!
OR
* * *

Autostopem przez fantastykę
Jacek Inglot
Zbiór publicystki (głównie sprzed 20-30 lat) popularnego pisarza.
Tematyka głównie orbitująca wokół fantastyki – recenzje, wywiady, eseje. Warto poczytać, bo Inglot ma sporo do powiedzenia, lubię jego cięty humor, a i stylistycznie błysnąć potrafi – w końcu polonista.
Polecam szczególnie tym, którzy z nostalgią wspominają piękne czasy polskiej fantastyki i polskiego fandomu lat dziewięćdziesiątych.
TP
* * *

Podróże z filozofią w tle
Michał Heller
Jak sugeruje tytuł- garść refleksji podróżniczych i garść (większa) refleksji filozoficznych i naukowych. Tak trochę za głupi byłem chwilami na tę książkę.
TP
* * *

Planeta Małp
Pierre Boulle
Klasyka sprzed lat trzyma się wcale nieźle.
Swoją drogą autor książki napisał również „Most na rzece Kwai”. Ładny rozstrzał.
TP
* * *

Człowiek, który był Czwartkiem
Gilbert Keith Chesterton
To chyba Maciek Parowski często wspominał, że „Podróż jedenasta” Lema (czyli ta ze zbuntowanym Kalkulatorem i przebranymi agentami) jest ewidentnie inspirowana tą powieścią Chestertona. Po lekturze trudno się z tą tezą nie zgodzić.
Mamy oto policjanta, który przenika do środowiska angielskich anarchistów (częste wspominki o zamachach bombowych kierowały od razu moje skojarzenia w stronę napisanego w tym samym czasie „Tajnego Agenta” Conrada) i, w celu rozpracowania szajki, podszywa się pod jednego z nich, a nawet błyskawicznie zdobywa ważne stanowisko w całej strukturze.
Dalsze wydarzenia prowadzą do odkryć, że chyba nie tylko on jeden w gronie tajnej rady jest kimś innym, niż na pierwszy rzut oka wygląda. Początkowy nastrój mrocznej zagadki skręca, zwłaszcza w scenach pościgu za wszechmocnym szefem bandy (ale też i w miarę kolejnych odkryć, kto tu kogo udaje), coraz mocniej w stronę groteski.
Poetyckiej końcówki zaś chyba tak naprawdę nie zrozumiałem.
TP
* * *

Człowiek bez właściwości
Robert Musil
Cztery tomy, jakieś dwa tysiące stron, a powieść i tak rozgrzebana i niedokończona (czwarty tom to tak właściwie szkice i konspekty tego, co miało być dalej).
Austria, i szerzej – Europa, u progu pierwszej wojny światowej. Panorama społeczeństwa, choć bardziej jego mieszczańsko-arystokratycznego wycinka.
Grupka ludzi zakłada stowarzyszenie, które ma za cel uczcić nadchodzący jubileusz panowania Franza Josefa. Debatują całymi godzinami, jaki by tu znaleźć motyw przewodni świętowania, jaka by tu idea wyraziła i jednoczyła wszystkich obywateli. Znaleźć, jak łatwo się domyślić, nie mogą, a dyskusje owe, momentami autentycznie śmieszne, to najlepsze fragmenty książki. Bo oprócz tego mamy masę wtrętów eseistycznych, o naturze ludzkiej, o życiu, śmierci, historii, o wszystkim.
A im dalej w głąb, tym bardziej na pierwszy plan wysuwa się relacja uczuciowa bohatera i jego siostry oraz portrety psychologiczne ich obojga, zwłaszcza jej. I to już zajmowało moją uwagę znacznie mniej.
Przy tej liczbie stron więc ogólnie jednak zmęczenie.
TP
* * *

Tarzan wśród małp
Edgar Rice Burroughs
Książka niewątpliwie znacząca historycznie, ważna dla rozwoju archetypów kultury itp., niemniej po latach średnio znosi próbę czasu (choć słyszałem, że pewien polski wydawca, który na marginesie głównej swej działalności wydaje również kolejne tomy cyklu o Tarzanie, twierdzi, iż jest to jego najlepiej sprzedający się produkt).
Historię człowieka-małpy wszyscy z grubsza znamy, więc niczym nas nie zaskoczy, choć przyznam, że ostatnia scena, tak bardzo negująca klasyczny happy end, zrobiła na mnie pewne wrażenie.
Swoje dołożył jeszcze też dość archaiczny przekład – ciężko mi pogodzić się było z tym, że postać, znana w popkulturze jako Jane, nosi tu dźwięczne imię Janina.
TP
* * *

Ilustrowany Człowiek i inne opowiadania
Ray Bradbury
Wybór około dwudziestu opowiadań, bez przewodniego motywu.
Co ciekawe, mimo że opowiadanie tytułowe wiąże się sensem i pomysłem ze znanym zbiorem „Człowiek ilustrowany”, nie należy do niego i – poza ideą ilustracji na ciele bohatera – nie ma z nim nic wspólnego.
Bradbury’ego mam za mistrza stylu i guru klimatycznej narracji. Tak jest i tutaj – opowiadania są fabularnie lepsze i gorsze, ale każde podane tak, że łatwo czytać z zachwytem.
Warto wspomnieć, że mimo iż autor kojarzy się jednoznacznie z science fiction, to nie uważam tego skojarzenia za specjalnie trafne. Ja wiem, że Fahrenheit i Mars, ale raz – „science” u Bradbury’ego prawie nie ma (humorystycznie, acz zgodnie z prawdą, często zaznaczam, że gdy bohaterowie mają np. lecieć na Marsa, to po prostu wsiadają w rakietę i lecą, autor nie zawraca sobie sprawy czymś takim, jak szczegóły techniczne), dwa – dużo częściej niż o „prawdziwą” SF zahacza on o horror (choć faktycznie akurat nie w tych dwóch najsłynniejszych książkach).
I nie jest to horror straszny ani krwawy, jest to nastrój subtelnej, narastającej niepewności i grozy, co panu Rayowi zwykle wychodzi wyśmienicie.
TP
* * *

Wojna futbolowa
Ryszard Kapuściński
Niby wszystko wiadomo – zbiór reportaży (według niektórych mocno podkolorowanych, o czym za chwilę), niekoniecznie – wbrew tytułowi – tylko z Ameryki Środkowej, bo chyba Afryki tu najwięcej. Część zresztą powtarza się z zawartością poprzednich afrykańskich książek.
W centrum ustawiony znany tekst o militarnym konflikcie Salwadoru z Hondurasem, co do którego najwięcej było przez lata zarzutów o naginanie faktów tudzież nawet kreację nowych (głośny był zwłaszcza casus Amelii Bolanos – rzekomej narodowej bohaterki, której ponoć w Salwadorze nikt nie kojarzy).
Nie mnie oceniać rzetelność przytaczanych wydarzeń, natomiast literacko jest to niezmiennie znakomita robota, ze zmieniającymi się stylami narracji, z celnym puentowaniem, z niejednoznacznymi sympatiami wobec stron ewentualnego konfliktu.
Najciekawsze zaś jest to, co między tekstami właściwymi – krótkie dygresje, streszczenia tego, co z autorem działo się pomiędzy kolejnymi podróżami.
TP
* * *

Zwrotnik Raka
Henry Miller
Już mniejsza o rzekomą pornografię (owszem, jest), ale główna moja opinia jest taka: to kolejna książka, o której głosi się, że „uchwyciła ducha czasu”, „przedstawiła kondycję moralną człowieka” itp.
I niech ona sobie uchwyca i przedstawia, proszę uprzejmie, ale pierwotnej, odwiecznej sztuki opowiadania, która wszak stanęła u korzeni literatury, tu niestety nie ma.
TP
* * *

Tajemnica Diabelskiego Kręgu / Tajemnica Nawiedzonego Lasu / Tajemnica Godziny Trzynastej
Anna Kańtoch
Kańtoch w wydaniu młodzieżowym.
No, powiedzmy, bo jednak są młodzi bohaterowie, prostszy styl, ogólna umowność i mniej skomplikowane fabuły, ale jednak krew i trupy są jak najbardziej serio – przyznam że niezbyt lubię taki dysonans.
Generalnie jednak solidna robota, co u tej autorki dziwić nie może.
Wczesne lata pięćdziesiąte i trzynasto-piętnastolatkowie na tropie tajemnic, również nadprzyrodzonych.
I tylko tłem faktograficznym mnie Ania niemile zaskoczyła. „Przedwojenne mapy i przewodniki”, z których korzystają bohaterowie w karkonoskim miasteczku? A, przepraszam, w jakim języku te publikacje? Piosenka Eltona Johna w 1953??? „Płyty z amerykańską muzyką” w 1954? Pomijając nawet kwestię ówczesnej dostępności takowych w Polsce, przypominam że to okres jeszcze przed eksplozją rock and rolla (nie mówiąc już o The Beatles i spółce (tak, wiem że nie Amerykanie, ale mam na myśli stylistykę)), również przed rewolucją w jazzie w postaci „Kind of Blue”.
To czego oni tam z tych płyt mieli słuchać? Tuszę, iż Hanka Williamsa i B. B. Kinga?
TP
* * *

Rozdroże Kruków
Andrzej Sapkowski
Nadzwyczaj przyjemny powrót do Wiedźmina po latach, choć fabuła niestety szczątkowa – od jednej krótkiej przygody do drugiej krótkiej przygody. Niby wszystko to się jakoś na koniec zazębia, ale o epickiej opowieści mówić nie sposób.
Natomiast językowo ciągle jest moc.
TP
* * *

K jak Kosmos
Ray Bradbury
Stylem Bradbury’ego już się tu zachwycałem, a ten zbiór posiada wszystkie jego zalety.
Dodać warto, że znalazło się tu zagęszczenie tekstów o różnych rodzajach apokalipsy (wojna atomowa na Ziemi i emigracja co przezorniejszych na Marsa (temat ten autor ogrywał wielokrotnie), inwazja Obcych ukazana przez pryzmat dziecięcej zabawy) lub po prostu zmian (ostatni kurs tramwaju w małym miasteczku, wymierające jednostki, kultywujące dawno zapomniane zwyczaje, jak choćby spacery).
Piękne, nastrojowe opowieści.
TP
* * *

Matka paranoja
Marek Oramus
Zbiór publicystki na tematy – jak to u Oramusa – literackie i naukowe.
Recenzje, eseje, kilka wspominek o zmarłych autorach.
Tym co wyróżnia ten zbiorek wśród kilku już wydanych są wywiady z Markiem – są długie, jest ich chyba kilkanaście i obejmują spory zakres czasowy, więc jest co śledzić, jeśli chodzi o poruszane tematy.
A jeśli już o wywiadach mowa, to najbardziej w pamięć zapada nie wywiad z Oramusem, tylko wywiad przezeń przeprowadzony – ostatnie rozmowy z Lechem Jęczmykiem, będącym już u progu śmierci. Przejmujące.
TP
* * *

Miasto, którym się staliśmy
N. K. Jemisin
Kolejna próba sprawdzenia, jakich to teraz autorów fantastycznych nagradza się w USA.
I to kolejna nieudana. Pomysł był całkiem niezły – urban fantasy, w którym niektóre duże miasta mają swoje awatary w ludzkich postaciach. I tak głównymi bohaterami są osoby, w liczbie pięciu, będące emanacjami konkretnych dzielnic Nowego Jorku.
W fabule jednakowoż masa chaosu, a głównym trzonem akcji jest to, że awatary albo się spotykają, rozstają i szukają na nowo, albo uciekają przed wrogimi siłami.
Całość przyprawiona niestrawną ilością lewicowej ideologii.
TP
* * *

Cesarz
Ryszard Kapuściński
Jak się ma „Cesarz” po latach?
Miejscami zachwyca, miejscami irytuje, miejscami konfunduje.
Zachwyca – bo poprzez pokazanie zepsucia władzy w skali mikro, jest niesamowitą przypowieścią na temat wynaturzeń i zagubienia władzy w ogóle, na dodatek pokazuje, jak można na tyle ogłupić społeczeństwo, by zepsucia owego nie zauważało lub uznawało za normalne.
Robi wrażenie też to, że prawie nie ma tu odautorskich komentarzy, większość książki to wypowiedzi urzędników, którzy cesarza pamiętają, którzy mu służyli.
Właśnie to przy okazji trochę irytuje, bo niekoniecznie chce się, wierzyć, że to tylko wypowiedzi innych ludzi, bez żadnych ingerencji Kapuścińskiego (a kompozycja książki ów brak ingerencji zdecydowanie sugeruje), bowiem – bez urazy i bez wywyższania się białego człowieka – niezbyt chce się uwierzyć w używany momentami przez rozmówców język, w ich skomplikowane metafory, a powtarzające się w narracji rymowanki (gdybyż się powtarzały tylko u jednego rozmówcy, byłoby to może jakoś wiarygodne) wręcz denerwują.
To sposób opowiadania dobry do bajek (robotów na przykład), nie do tematów polityczno-historycznych.
A dlaczego konfunduje? Ano dlatego, że w świetle wielu późniejszych publikacji, sami nie wiemy, ile autor dodał od siebie.
Wypada napisać to samo, co przy „Wojnie Futbolowej” – pomijając kwestię zgodności z historią, sama tematyka, sama parabola (na ile mająca być aluzją do rządów Gierka w Polsce, jak chcieli niektórzy?) jest ukazana na bardzo wysokim poziomie.
TP
* * *

W górach szaleństwa
Howard Phillips Lovecraft
Klasyka grozy od autora, z którym niezbyt się zaprzyjaźniłem.
Ciężko mi się brnęło przez jego przegadany i pełen ozdobników styl, ciężko mi było wyobrazić sobie to, co opisywał (nie przez kwestię prawdopodobieństwa, ile przez mętny i niejasny język).
No nie przestraszył mnie.
TP
* * *

Światy Dantego
Anna Kańtoch
Przekrojowy zbiór opowiadań, pozbieranych głównie z różnorakich antologii.
Dobrze ukazuje wczesną twórczość autorki. Dość zagmatwane fabularne teksty, na pograniczu różnorakich gatunków – głównie horroru i science fiction.
Niemal w każdym utworze główną oś fabularną stanowi zagadka do rozwiązania i zwykle jest ona mocno pokombinowana, często nawet przekombinowana.
Kańtoch jawi się tu jako pisarka nie idąca na łatwiznę, nie chcąca przypodobać się zwolennikom konkretnych schematów, idąca własną drogą.
Co istotne, dosłownie chwilę po wydaniu tego zbioru opublikowała pierwszy niefantastyczny kryminał i tak jej twórczość, jak i popularność mocno się zmieniły. Choć pojedyncze powroty do fantastyki nadal się zdarzają.
TP
* * *

Szachinszach
Ryszard Kapuściński
Po książce o ostatnim cesarzu Etiopii, pora na książkę o ostatnim szachu Iranu.
Znów uchwycony ważny moment dziejowy, znów rewolucja, która zmieniła mocno kształt (acz nie w sensie przebiegu granic) kraju i regionu. W przeciwieństwie do „Cesarza” – dużo to faktów z długiej i bogatej historii Iranu.
Czym jeszcze różni się ta książka od poprzednich? Kapuściński znów szukał pomysłu na ciekawą kompozycję formalną i próbuje opowiadać dzieje szacha i jego upadku poprzez kilkanaście fotografii, nad którymi się zatrzymuje, snuje opowieści i refleksje.
Właśnie, refleksje, bo osobistych rozmyślań autora nad sensem i istotą rewolucji, i ludzi, którzy biorą w niej udział, również jest dużo więcej, niż w poprzednich książkach.
TP
Snucie refleksji na temat fotografii (zrobionych w innym miejscu i czasie niż zdarzenia z książki), to też metoda reportażowa popularnego w mediach pisarza Jana Grossa
FG
To już wiesz, skąd podpatrzył.
TP
W każdym razie kisążka nie opowiada o przygodach cichego szacha w Chinach …
Albo zamkniętych w sobie jak matrioszki figur szachowych…. szkoda…
FG
Tytuł „szachinszach” oznacza „król królów”, co przypomina nam nie tylko o tym, że długo panował nam perski szach, ale i o tym, iż w dalekiej Etiopii zdarzył się fakt, że negus, król królów, też z tronu spadł. Lecz nie poradzisz nic, bracie mój, gdy na tronie….
TP
* * *

Absalomie, Absalomie…
William Faulkner
No chyba jednak jest to dla mnie nieprzyswajalny autor (ale jeszcze spróbuję książkę lub dwie).
Brnę, przedzieram się, gubię się, nie rozumiem.
Znaczy jak sobie potem przeczytałem „normalne” streszczenie, o czym to jest, to same opisywane wydarzenia nawet ciekawe, ale ten gęsty język i narracja jednak mnie pokonują.
TP
* * *

Czeluść
Anna Kańtoch
A tu dla odmiany chyba zrozumiałem, choć łamigłówka fantastyczno-kryminalna (no, z tym kryminałem to przesada, choć śmierć jako taka się pojawia. A może jednak nie?) jest najwyższej próby i zamotana tak, że już z dwoma kolegami wymieniam opinie, kto jak zrozumiał i kto jak interpretuje.
TP
* * *

Ziemiomorze (wydanie rozszerzone ilusrowane)
Ursula K. Le Guin
Skusiło, bo niby wszystko co napisała autorka w tym temacie zebrane w jedno, do tego ładnie jak dla mnie wydane tomiszcze (no ale jak mnie uświadomił Diler, podobno jest jeszcze jakieś opowiadanie z fanzinów, które w wersji angielskiej zbiorówki jest a u nas nie ma, bo prawa autorskie, więc to nie kompletny zbiór).
Historia znana, ciekawiło mnie jak to jest wrócić po latach do tej krainy. Wielu też opowiadań nie znałem. Zagłębiłem się więc w świat archipelagu, co było doświadczeniem ze wszechmiar pięknym i dobrym. Ciekawe też były autorskie komentarze, gdzie Ursula niejako spowiadała się ze swojego zboczenia z bohaterskiego kurs Geda po „Najdalszym brzegu” w stronę Geda człowieka, odwracania pojęć (gdzie dawne moce Ziemi, okazały się dobre, męska magia słaba i wątpliwa, kobieca magia równa męskiej, a nawet lepsza). Był to jej świadomy zwrot, wobec feministycznego przebudzenia jakiego doświadczyła od połowy lat 70tych.
Smutne to trochę, tak mocno zideologizować swoje arcydzieło, na szczęście nie udało się to do końca albo prawie wcale.
Dzieło broni się samo, bez męczących intencji autorki, która uważała, że napisała 6-cioksiąg – pierwsze 3 książki (Czarnoksiężnik z Archipelagu, Grobowce Atuanu, Najdalszy brzeg)w klasycznym duchu bohatera męskiego – dojrzewanie z chłopca do mężczyzny, walka z cieniem, smokami, osiąganie sukcesu, kobieta u boku (za co składa samokrytykę, jako efekt opresji męskiej, że chciała pisać jak mężczyzna i pod mężczyzn).
Kolejne 3 książki (Tehanu, Opowieści z Ziemiomorza, Inny wiatr) – to już mocne kobiety, słabi mężczyźni, dobre smoki, odwracanie pojęć i proporcji.
Osobiście uważam tę drugą część Ziemiomorza – Geda w tle, wyprutego z mocy, zadekowanego gdzieś tam w rubieżach, godzącego się ze swoim wiekiem męskim-klęski- można uznać za dobrą lekturę na nasz moment życia, gdy sporo już za nami, a nie wiadomo ile i co przed nami. Ged odkrywa kobiety, seks (sporo o tym autorka pisze w didaskaliach, trochę obsesyjnie). Tenar z zahukanej kobietki, dojrzewa do roli matriarchalnej liderki. No i smoki. Autorka napisała opryskliwie, że to są smoki z jej wyobraźni kształtowanej w Nowym Świecie, więc europejskie i chińskie klisze nie przystają do tej wizji – heroldów chaotycznej, dobrej zmiany.
Generalnie wiele można by pisać, ale jedno napiszę: warto nadal czytać Ziemiomorze.
OR
Hmmm, jakoś nasuwa mi się wniosek, że lepiej mi nie kupować tej wersji, poprzestając na całości, którą wszak posiadam, rozproszoną w różnych wydaniach, by darować sobie te dziwaczne komentarze autorki, które – odnoszę wrażenie – mogą nieco zepsuć przyjemność z lektury.
TP
Plenum, komentarze autorki takie złe nie są, a nawet bardzo ciekawe. Oprócz feministycznych tyrad,sporo ciekawych uwag o fantastyce jako takiej.Jak mialbym się wstrzymywać, to do czasu wydania naprawdę wszystkiego co napisala autorka
w temacie Ziemiomorza …
OR
* * *

Przeminęło z wiatrem
Margaret Mitchell
Wiadomo – romans wszech czasów.
Historia pewnie i trochę przegadana, pewnie i trochę zbyt łzawa, pewnie i trochę za dużo powtórek, gdy Scarlett i Rett schodzą się i rozchodzą, godzą i kłócą. Postacie pewnie i trochę zbyt schematyczne (szlachetna Melania), choć akurat dwójka głównych bohaterów skrzy się tutaj wieloma barwami – Rett nie tylko dobrze obrazuje fakt, że kobiety kochają łajdaków, ale i ma sporo dobrych cech, nie zawsze płynących wyłącznie z wyrafinowania.
A Scarlett… No, Scarlett to oczywiście temat na sążnistą analizę. Bo i przemiana z naiwnej trzpiotki w ciężko pracującą na własny sukces dojrzałą kobietę, i życie złudzeniami, i umiejętność (późna, ale jednak) odkrycia tego faktu. A nade wszystko – determinacja i wiara w to, że jeśli dziś się nie udało, to jutro się uda; znając stereotypy o mentalności Amerykanów, łatwo zrozumieć sukces i sławę tej postaci.
No i jeszcze to tło, wojna secesyjna, płonąca Atlanta, odbudowa, przemiany społeczne, zmiana porządku świata wręcz. Ta książka to elegia dla starego porządku, który minął. I nie ma co się krzywić, szanowni państwo od politycznej poprawności, że autorka z pewną nostalgią wspomina czasy niewolnictwa i jej sympatie względem stron wojny domowej są jasne i wyraźne.
Takie były czasy, takie jest ich świadectwo.
Coś jeszcze? A tak. Kryzys małżeński państwa Butler. Opisany dosadnie i do bólu prawdziwie. Ja w to wierzę.
TP
* * *

Pierwsze słowo
Marta Kisiel
Autorka kojarzona była głównie z fantastyką humorystyczną, ostatnio skręciła w stronę kryminału.
Ta książka to przegląd jej krótkich form.
Są tu opowiadania krótsze i dłuższe, śmieszne i śmiertelnie poważne. Niby te ostatnie wypadają wyraźnie gorzej, jakby trochę nienaturalnie, choć przeczy tej opinii przejmujący tekst tytułowy, stawiający niewygodne pytania natury ostatecznej, na które i tak nie ma odpowiedzi.
Autorka chyba jednak lepiej czuje się w lżejszej konwencji. Ogólnie powiem tak: nie są to historie dla mnie, nie są to opowieści, których fabuła by mnie jakoś przesadnie zaciekawiła i wciągnęła.
Ale w pełni rozumiem popularność Kisiel, bo często przedstawia swoje pomysły, nie przesadzam, wybornie. Panuje nad słowem z podziwu godną konsekwencją i wyczuciem.
Jasne, przesadza z tym humorem, ale często jest on tak bezpretensjonalny i celny, że ciężko się nie uśmiechnąć. Ot, choćby nawiązania do polskiej poezji romantycznej wrzucane jako fragmenty wypowiedzi – i nie wypada to ani sztucznie, ani jako przesadny popis erudycji.
Do tego warto się przyjrzeć, z jaką sympatią traktuje pisarka swoich bohaterów, niezależnie od tego, czy są to postacie przebojowe, czy zagubione. O każdym opowie tak, że chce się słuchać.
Myślę że różnorodność tematów i ich ujęć, jaką niesie ze sobą zbiór opowiadań, były dla mnie najlepszą opcją, bo dłuższego grania na tej samej nucie raczej bym nie wytrzymał (brałem się za dwie powieści Kisiel i, mimo że bardzo doceniałem warstwę językową, obie sobie po kilkudziesięciu stronach odpuściłem).
TP
* * *

Lapidaria I-III
Ryszard Kapuściński
Złośliwie można napisać, że tym razem nie ma co szukać spiskowych teorii i przeinaczeń faktów.
Oto bowiem luźne zapiski autora – refleksje dłuższe i krótsze, cytaty z różnych źródeł, rozmyślania o świecie, życiu, pracy reportera, współczesnym świecie.
Bardzo przyjemne, choć trzy tomy w jednym to zbyt duża dawka.
TP
* * *

Języki słowiańskie
Hanna Dalewska-Greń
Pełno uczonych porównań między językami polskim, białoruskim, rosyjskim, ukraińskim, czeskim, słowackim, słoweńskim, serbskim/chorwackim, bułgarskim, macedońskim, górnołużyckim i dolnołużyckim.
Skąd taki a nie inny dobór języków? Ano według uczonej ponoć dlatego że brała pod uwagę tylko języki z wyrobioną normą obowiązującą powszechnie, a kaszubski, mimo posiadania takowej normy, nie wszedł do badań ponieważ jest „mikrojęzykiem”.
Sprawdziłem: kaszubskim posługuje się około 50 tys. osób na co dzień, dolnołużyckim około 2 tys. a górnołużyckim 20 tys.
Ale to kurwa kaszubski jest mikrojęzykiem, łużyckie nie
Śląski jak rozumiem odpadł z powodu niemania ogólnonarodowej normy.
SX
* * *

Historia języka polskiego
Zenon Klemensiewicz
Obiecalem sobie że tą cegłę przeczytam i dotrzymuję słowa, walczę. Na razie siedzę w dobie staropolskiej.
TP
* * *
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!

Dziś najdalej na Wschód zabrał nas Rafał Kosik i możemy korzystać z jego barwnych wojaży. Na Zachód jak zwykle zabiera nas zachodnie wybrzeże USA.
Ale mamy też dużo historii z południa Europy i Polski oraz północy Europy i Polski.
Mamy też dalekie neverlandy Fantasy i Science Fiction.
Bareja Bradbury Conrad Diuna Dukaj Fantastyka religijna Francja Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Orbitowski Oscary Parowski political fiction Polska Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski


