
Lalka od Netflixa – miłe początki
Forlong Gruby - 10 lipca, 2025Hate-watcherzy zaciskają kciuki, bo Netflix znowu wkracza do akcji i bierze się za kolejną „nowoczesną ekranizację mówiącą współczesnym językiem”. I tym razem ma to być Lalka.
Pierwsze wypowiedzi aktorów grających główne role dają nadzieję na naprawdę odlotowy materiał.
* * *
Twin Films
Ale najpierw, żeby się nikomu nie pomieszało zwróćmy uwagę, że są dwie Lalki. Jednocześnie za tę produkcję bierze się Netflix oraz inny producent (i to tam Rzeckiego ma grać Marek Kondrat, czym z braku lepszych tematów gorączkowały się media). Jednoczesne produkcje dwóch filmów o tym samym – to jest zjawisko nagminne zarówno za granicą (na przykład filmy Deep Impact i Armageddon) jak i w Polsce (dwa filmy o Dywizjonie 303, dwa filmy o Legionistach Piłsudskiego). Jest nawet na to nazwa – „Twin Films„

Dlaczego się tak dzieje? Czasem przyczyną jest jakaś rocznica (rok 2020 i setna rocznica powstania Legionów). W przypadku Lalki – nie ma to raczej miejsca – chyba że mamy na myśli 139 okrągłą rocznicę powstania tej powieści.
Ale mam wrażenie, że nieraz są to pobudki producenckie. W obrót środowiska filmowego trafia jakiś scenariusz. Ludzie zaczynają się interesować. Jakieś studio szykuje się do hitu. Ale jakieś inne studio wpada na genialny pomysł, że „podbierze” ten scenariusz – to znaczy napisze coś podobnego. Grunt żeby pomysł był dobry.
Wracając do Lalki – pomysł na jej ekranizację to nie jest jakieś super odkrycie. Nasuwa się jako oczywistość.
I tutaj powiem – że dobrą praktyką w polskim kinie jest żeby co 50 lat odświeżać jakąś klasyczną historię. Tak było ze Znachorem (trzy ekranizacje co 50 lat). Tak było z Chłopami (trzy ekranizacje co 50 lat). 50 lat to dobry moment żeby spróbować nowego języka kina.
A dodajmy że pierwszy film – Hasa – to dzieło graniczące z geniuszem. Absolutne Top 10 polskiego kina. I mimo że doskonałe to jednocześnie tak osobliwe, artystyczne i autorskie, że dające dużo pola do popisu dla ekranizacji bardziej „wiernych” i „odtwarzających”. Stąd też wziął się serial TVP – żeby całą historię opowiedzieć po kolei. Mimo świetnego scenariusza, nienagannej obsady – (choć oczywiście jest silna partia która zawsze będzie narzekać na Małgorzatę Braunek) – to jednak „tylko” ekranizacja telewizyjna (jak mam się do czegoś przyczepić to mam wrażenie że charakteryzacje aktorów są jakieś wyliniałe) i myślę że dzisiejsze kino mogłoby tutaj wiele zrobić lepiej.
Nie żeby od razu aktorstwo czy scenariusz, bo tutaj polski przemysł filmowy ma ogromne braki kadrowe. Ale właśnie kostiumy by się zrobiło lepsze, charakteryzację. W komputerze się coś dorobi. Chociaż w temacie kostiumów, a zwłaszcza scenografii, ciężko będzie konkurować ze światowego formatu tworami Państwa Skarżyńskich. A jeżeli chodzi o muzykę, to też trudno mi uwierzyć, by ktoś poprawił osiągnięcie Kurylewicza.
Ale dajmy szasnę.
Tak więc faktycznie czas na ekranizację Lalki. I wróćmy do tych od Netflixa.
* * *
Chcecie bzdury? Oto bzdura, była sobie…
I ci od Netflixa postanowili że zrobią bekę i skorzystają z najlepszych wzorców ustanowionych za oceanem przez potęgi takie jak Amazon (Pierścienie Władzy), Disney (Gwiezdne Wojny, Królewna Śnieżka), HBO (drugi sezon The Last of Us) czy właśnie Netflix (Wiedźmin). Wiele wskazuje na to że postanowili korzystać z błędów tych wytwórni.
Pierwszym wspaniałym pomysłem jest kazać powiedzieć aktorom coś nowoczesnego. To praktyka wzięta z filmu „Królewna Śnieżka” – gdzie producenci kazali aktorkom mówić o tym jak bardzo stara produkcja była gupia, i że teraz to będzie zupełnie nowa świetna historia o silnej niezależnej kobiecie, co to nie chce się żenić ani korzystać z pomocy księcia.
Wszyscy znają z grubsza perypetie tej ekranizacji, która była samograjem, gotowym przepisem na sukces – ale stoczyła się na samo dno, do piekła pustych sal kinowych.
W podobny sposób producenci Lalki kazali aktorom grającym główne role powiedzieć coś nowoczesnego.
I na pierwszy ogień poszła grająca Izabelę Łęcką – Sandra Drzymalska – nota bene świetna aktorka, którą pamiętamy z bardzo ciekawej moim zdaniem kreacji w filmie „Biała odwaga”. No Więc Pani Drzymalska opowiada:
W centrum historii znajduje się Izabela Łęcka – młoda kobieta, która nie zgadza się na przypisaną jej rolę biernej arystokratki. Zafascynowana emancypantkami, marzy o wolności i samostanowieniu. Walczy o przetrwanie w porządku społecznym, który się rozpada – ale robi to na własnych warunkach. To Łęcka, która nie chce wychodzić za mąż, tylko żyć po swojemu.
W naszej serialowej interpretacji Izabela Łęcka to postać głęboka i wielowymiarowa. Chcemy ukazać ją jako osobę niezależną, która, choć pochodzi z arystokratycznego środowiska, próbuje przekraczać narzucone jej schematy.
Coś nowoczesnego postanowiono również włożyć w usta ekranowego Wokulskiego czyli Tomasza Schuchardta.
– Grany przeze mnie Stanisław Wokulski, to romantyk, ale też mężczyzna uwięziony w patriarchalnych schematach. (…) Naszym celem było przedstawienie Wokulskiego jako człowieka z krwi i kości – z wadami, ale i z motywacjami, które da się zrozumieć i usprawiedliwić.
Przyznajmy że dużo słabsze niż w przypadku Łęckiej, ale też stara się „przyciągnąć nowego widza”.
Czyli „kobieta która nie zgadza się na rolę biernej arystokratki, emancypantka, walczy o przetrwanie w porządku społecznym. Nie chce wyjść za mąż. Chce żyć po swojemu.”
Od czego tu zacząć w ramach tej prowokacji…
* * *
Po pierwsze – tam już są emancypantki.
… Może od najważniejszego – czy przypadkiem w tej powieści nie było „kobiety, która nie chce wyjść za mąż, chce żyć po swojemu i nie zgdza się na rolę biernej arystokratki?”
Owszem jest. I to niejedna.
Pani Wąsowska Kazimiera. Trzydziestoletnia wdówka. Spełnia wszystkie te kryteria i dodatkowo nie jest postacią marginalną. Gra na pierwszym planie. Nie jest ona tylko po to żeby być – ale popycha naszego Wokulskiego do działania i odbywa z nim bardzo programowe rozmowy.
Jedną z najbardziej programowych wypowiedzi przytoczę poniżej.
— Już pan skończył, panie Wokulski?
— Chyba że tak…
— Więc teraz ja panu powiem. Wszyscy jesteście podli…
— Znowu silny wyraz.
— Pańskie były silniejsze. Wszyscy jesteście nędznicy. Kiedy kobieta, w pewnej epoce życia, marzy o idealnej miłości, wyśmiewacie jej złudzenia i domagacie się kokieterii, bez której panna jest dla was nudna, a mężatka głupia. A dopiero gdy dzięki zbiorowym usiłowaniom pozwoli prawić sobie banalne oświadczyny, patrzeć słodko w oczy, ściskać za ręce, wówczas z ciemnego kąta wyłazi jakiś oryginalny egzemplarz w kapturze Piotra z Amiens i uroczyście wyklina kobietę stworzoną na obraz i podobieństwo Adamowych synów. „Tobie już nie wolno kochać, ty już nie będziesz nigdy prawdziwie kochana, bo miałaś nieszczęście znaleźć się wśród jarmarku, boś straciła złudzenia!” A któż ją z nich okradł, jeżeli nie pańscy rodzeni bracia?… I cóż to za świat, który naprzód obdziera z ideałów, a potem skazuje obdartego?…

Widać ewidentnie że twórcy od Netflixa – nie odkrywają Ameryki. Prus podsunął już gotowy manifest feminizmu.
I co jeżeli Łęcka będzie jak Wąsowska – to będą w filmie dwie Wąsowskie? Gdzie tu kontrast? Gdzie kontrapunkt? Pomiędzy kim a kim będzie się miotał nasz bohater? (który dodajmy że musi się zmagać z „uwięzieniem w patriarchalnych schematach”)
A nie ma więcej „feministek” w tej powieści?
Ot choćby Prezesowa Zasławska. Żyje sama, pracuje organicznie, czyni świat lepszym. Pracuje nad poprawą losu chłopów z jej dóbr. Normalnie wymarzona postać dla współczesnej elity wielkich miast wpatrzonej w ideały turbochłopizmu.

Natomiast bardzo ciekawą postacią inspirującą nowoczesny feminizm 3.0 jest Baronowa Krzeszowska – też bardzo niezależna i władcza – rządzi wszystkim, ustawia każdego, dużo krzyczy i generalnie przybiera bardzo komiczne pozy. A w finale powieści odnajduje zagubione ukojenie pod opieką mężczyzny przeciwko któremu tak się buntowała.

Chyba nie warto natomiast wspominać o tak „obrzydliwiej” postaci jak zaradna Helena Stawska, która i córkę odchowała i w pracy zarządczej na kierowniczym stanowisku się świetnie odnalazła i chłopa sensownego znalazła i robiła swoje, a nie odstawiała numerów dekadenckiej i zdegenerowanej klasy próżniaczej. Zrównoważona kobieta… – tego z nieznanych mi przyczyn nie może przedstawiać współczesny turbofeminizm.
* * *
Po drugie – wiadomo kim była Łęcka
Tak się składa że nie wszystko można poprzestawiać w głowie Pani Izabeli Łęckiej – ponieważ Bolesław Prus tak to mało wykwitnie napisał, że pewne jej myśli wyłożył nam na ławę. Zwyczajnie możemy zajrzeć do głowy głównej bohaterki.
Przez pół piątego rozdziału zatytułowanego „Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa” Pan Bolesław tak obficie opisuje Łęcką, że naprawdę nie pozostawia wiele do interpretacji i niedopowiedzeń.

No więc ileż z „fascynacji emancypacją”, „zbuntowanej kobiety która nie chce być bierną arystokratką”? Ileż „głębokiej i wielowymiarowej postaci która przekracza narzucone schematy”?
Proszę:
Gdyby ją kto szczerze zapytał: czym jest świat, a czym ona sama? niezawodnie odpowiedziałaby, że świat jest zaczarowanym ogrodem, napełnionym czarodziejskimi zamkami, a ona — boginią czy nimfą uwięzioną w formy cielesne.
Jak wygląda jej bunt przeciw arystokratycznym schematom?
Panna Izabela od kolebki żyła w świecie pięknym i nie tylko nadludzkim, ale — nadnaturalnym. Sypiała w puchach, odziewała się w jedwabie i hafty, siadała na rzeźbionych i wyściełanych hebanach lub palisandrach, piła z kryształów, jadała ze sreber i porcelany kosztownej jak złoto.
Dla niej nie istniała nawet siła ciężkości, gdyż krzesła jej podsuwano, talerze podawano, ją samą na ulicy wieziono, na schody wprowadzano, na góry wnoszono.
A może miała dobre serduszko dla proletariatu?
W ogóle dla ludzi z niższego świata miała serce życzliwe. Przychodziły jej na myśl słowa Pisma świętego: „W pocie czoła pracować będziesz.” Widocznie popełnili oni jakiś ciężki grzech, skoro skazano ich na pracę; ależ tacy jak ona aniołowie nie mogli nie ubolewać nad ich losem. Tacy jak ona, dla której największą pracą było dotknięcie elektrycznego dzwonka albo wydanie rozkazu.
A jak z tym że nie chciała się żenić? Owszem jest jakaś drobna nadzieja w opisie:
„I nie ma szczęścia w małżeństwach” — dodawała po cichu panna Izabela, której młode mężatki opowiedziały niejeden sekret domowy.
Dzięki nawet tym opowiadaniom nabrała dużego wstrętu do małżeństwa i lekkiej wzgardy dla mężczyzn.
Mąż w szlafroku, który ziewa przy żonie, całuje ją mając pełne usta dymu z cygar, często odzywa się: „A dajże mi spokój”, albo po prostu: „Głupia jesteś!…” — ten mąż, który robi hałasy w domu za nowy kapelusz, a za domem wydaje pieniądze na ekwipaże dla aktorek, to wcale nieciekawe stworzenie.
Czyli widać że Pani Izabela może trochę przypominać współczesną czytelniczkę Onetu czy Wysokich Obcasów – gdzie co drugi artykuł przytaczana jest jakaś mrożąca krew w żyłach historia kobiety, którą uwiera jej mąż, dziecko, rodzice, teściowa albo cokolwiek patriarchalnego.
Ale niestety koniec końców Pani Łęcka bez dwóch zdań żenić się postanawia:
Po przejściu pierwszego niesmaku panna Izabela zrozumiała, że małżeństwo trzeba przyjąć takim, jakie jest. Była już zdecydowana wyjść za mąż, pod tym wszakże warunkiem, aby przyszły towarzysz — podobał się jej, miał piękne nazwisko i odpowiedni majątek.
Ale przyznajmy że ma do małżeństwa stosunek równie chłodny jak pogardliwy jak bohaterki współczesnych rzewnych historii o silnych heroinach.
* * *
Po trzecie – behawior prawdę ci powie.
Tyle jeżeli chodzi o psychologiczne wyłożenie kawy na ławę przez narratora. Ale może behawioralnie Pani Łęcka dała jakieś dowody emancypacji.
Może szacunek dla nauki? – kiedy zgubiła „największy wynalazek ludzkości” podczas miłosnych igraszek ze swoim kuzynkiem Starskim.
A może wtedy kiedy drugiego kuzynka – Ochockiego – wielkiego wynalazcę traktowała pogardliwie, wyśmiewając jego naukowe pasje?
Czy może interesowały ją jakieś ekonomiczne sprawy narzeczonego? Pewnie wtedy kiedy kazała mu się pozbyć odium uwłaczającego kupieckiego fachu.
A może wspierała Wokulskiego w próbach ucywilizowania nędznego losu mieszkańców Powiśla? Pewnie wtedy kiedy dawała wiarę plotkom jakie na temat Wokulskiego rozsiewała warszawska ulica.
A może protestowała przeciwko patriarchalnym zabobonom – kiedy z jej powodu (ktoś ją zdenerwował) faceci niemal się pozabijali w pojedynku?
A może oburzał ją antysemityzm? Pewnie wtedy kiedy z obrzydzeniem chowała się przed Żydami którzy nachodzili jej ojca.
Niespecjalnie jest z czego strugać z Łęckiej drugą Różę Luksemburg, Wandę Wasilewską czy choćby Enolę Holmes.
Czy Prus nie cierpiał Łęckiej? Nie sądzę. Stworzył z niej arystokratycznego potwora – ale myślę że winą za jej pustkę obciążył „społeczeństwo”, arystokratyczny tryb życia. Trzeba też przyznać że dał jej dużo inteligencji i pokazał jej duże zdolności w towarzyskiej konwersacji. Dał jej też pod koniec książki ludzkie odruchy, wyrzuty sumienia.
Więc odkładając sarkazm na bok – widzę jakieś cywilizowane w wyjście w pokazaniu że Łęcka w jakiś sposób się szarpie. Może nawet ma jakieś dwubiegunowe wahania. Gdyby to zrobić bez wybielania bohaterki z uwagi na to że jest kobietą…
Chociaż najlepszym pomysłem na opowiedzenie losów jakiejś wyemancypowanej arystokratki – byłoby napisanie swojej własnej historii, a nie wykoślawianie postaci wymyślonych przez Prusa. Tak jak zrobili twórcy serialu Rok 1670. Wyszło im jak wyszło – ale stworzyli go na własny rachunek.
* * *
Oby nie zabrakło im odwagi
Niemniej, wracając do sarkazmiu, drzemie we mnie perwersyjna nadzieja – że cytując Władysława Gomułkę – twórcy filmu „stojąc nad przepaścią” nie zawahają się i „zrobią odważny krok na przód”. Że nie skończy się na słowach. Ale postanowią zrobić jakąś solidną wersję Woke.
Jakaż by miała być historia oprócz tego że Ignacy Rzecki będzie się całował z Augustem Katzem…
1. Miejmy nadzieję że jak każda szanująca się postać kobieca – Pani Łęcka będzie umiała karate. Pobije jakiegoś barona. Obroni Wokulskiego przed rabusiami. A najlepiej wyciągnie go spod kół pociągu.

2. A może odkryje jakiś pierwiastek. Najlepiej to ona pojedzie do Paryża i pozna profesora Geista. Dobrze by też było gdyby przy użyciu metalu od Geista – zbudowała zbroję Iron Mana.
3. A bohaterski wyczyn nie pójścia za mąż? Samo to – trochę mało (bo w powieści i tak nikt nie staje na ślubnym kobiercu). Miejmy nadzieję, że Łęcka zniechęci do zamążpójścia inne kobiety – na przykład Stawską i Ewelinkę (to ta z Zasławka co wychodziła za starszego arystokratę). I najlepiej we trójkę zamieszkać w praktykującej wolną miłość komunie – byłoby to postmodernistyczne nawiązanie do filmu Godziny.
4. Sprawy społeczne – mogłaby na przykład dochód ze sprzedanej kamienicy przeznaczyć na stypendium dla biednych studentów (studentek?).
5. Mogłaby też namówić ulicznicę Mariannę, żeby porzuciła ten niedochodowy cnotliwy tryb życia i powróciła do godnego „sexworkingu”. A potem założyć pierwszą w Warszawie klinikę aborcyjną.

6. Na koniec coś z Żydami. Mogłaby …, a lepiej niech ktoś może napisze w komentarzu, jaką fajną filosemicką operację mogłaby wykonać postępowa Pani Izabela.
Czekam dalszych wieści z planu.
Forlong Gruby
* * *

Formularz kontaktowy
* * *

Bareja Bradbury Conrad Diuna Dukaj Fantastyka religijna Francja Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Orbitowski Oscary Parowski political fiction Polska Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski


