Marta Tórz – Kosmos dla naiwnych cz.1
Inne Planety - 29 września, 2024Motto: Żadna praca nie hańbi, ale każda męczy.
~ mądrość ludowa
Marta Tórz z d. Harat
Głupiego robota
Snorri wykonywał prawdopodobnie najbardziej bezsensowną pracę w galaktyce – był astrologiem. Z każdej planety układ gwiazd wyglądał przecież inaczej i jeden człowiek mógł mieć nieskończoną liczbę alternatywnych wersji przyszłości. A choć w sumie była to prawda, klienci Snorriego – głównie robotnicy – nie byli skorzy do filozoficznych rozważań. Za to do składania reklamacji – a i owszem.
Nie lubił swojej roboty i sam się na ten etat nie pchał. Gdy w swojej służbowej klitce zadawał sobie tradycyjne pytanie „gdzie popełniłem błąd”, odpowiedź była równie sztampowa: „na samym początku”. Podczas pomaturalnej rozmowy z doradcą zawodowym oświadczył bowiem, że nie widzi swojej przyszłości w kombinacie eksploatującym pas asteroid w jego rodzinnym układzie, nawet na stanowisku pracownika umysłowego. Doradca, będący jednocześnie kadrowym, przejrzał jego wyniki, zatrzymał dłuższą chwilę wzrok na ocenie sprawności fizycznej, po czym ze złośliwym uśmieszkiem skierował go na skrócony kurs astrologii. W tym „przyszłościowym” zawodzie też siebie nie widział, ale nie mógł już liczyć na lepszą propozycję. Objął więc stanowisko zakładowego wróżbity, zapewniając rozrywkę i namiastkę strawy duchowej dumnym przedstawicielom kosmoproletariatu.
Dwie podyplomówki później Snorri poszerzył swoją ofertę o wróżenie z dłoni i kart. Co prawda, tarota równie dobrze mogła stawiać byle aplikacja, ale przekładanie kartoników z kiczowatymi obrazkami działało na wróżbitę uspokajająco, a w jego klientach, nie wiedzieć czemu, budziło respekt. Chiromancja natomiast dawała mu nieco więcej pola do popisu, choć swoje przepowiednie opierał raczej na wywiadzie środowiskowym niż układzie linii znaczących spracowane dłonie pragnących poznać swą przyszłość robotników.
Pewnego dnia do jego kwatery zawitał pewien wąsaty typ z sekcji górniczo–hutniczej. Snorri ujął go za prawicę, pogłaskał ją po wierzchu, przyjrzał się pokrywającym skórę plamom, po czym wygłosił mądrym tonem:
– Jeśli nie przestaniesz pić, czeka cię klonowanie wątroby… Lepiej ogranicz ilość alkoholu w diecie, bo cię na nową nie stać. I długo stać nie będzie…
Klient, do tej pory spięty i trochę zażenowany, zachmurzył się i spojrzał na Snorriego spode łba.
– …albowiem awansu to ja tu nie widzę, podwyżki też nie – kontynuował wróżbita. – Zupełnie tu pusto… – Obwiódł palcem gładkie pole na wewnętrznej stronie dłoni. Uznał, że jeśli ta przepowiednia się nie sprawdzi, to klient, zajęty wydawaniem forsy na pierdoły, nie przyjdzie się awanturować. A jak się sprawdzi, Snorri nie będzie miał powodu, żeby mu uznać jakąkolwiek reklamację – co najwyżej zarobi po ryju, ale jako wykształciuch ryzykował tym przy każdym wejściu do stołówki pracowniczej.
– To jest blizna po poparzeniu – burknął górnik. – Jak tu coś może być widać?
Snorri przygryzł policzek i zmusił się do tego, by spojrzeć mu głęboko w oczy.
– Ogień ten oczyścił twe serce z rządzy bogactwa. Rozpalił jego transcendentalne moce… – postanowił ratować się trudnymi słowami.
Robotnik popatrzył nań sarkastycznie. Jasnowidz zaczął przygotowywać się – jeśli nie na bęcki – to na ostateczny upadek swojego autorytetu. Teraz to nawet czekające na wywróżonych brunetów wieczorową porą panie kucharki przestaną do niego przychodzić.
– Czuję, czuję to wyraźnie… W twoim otoczeniu jest ktoś, kto potrzebuje twojej uwagi, twego współczucia i bezinteresownej miłości. Rozejrzyj się wokół siebie, obdarz go swym uczuciem, a staniesz się stokroć bogatszy niż najbogatszy człowiek w znanym wszechświecie. Niż jakakolwiek myśląca i używająca pieniędzy istota – dodał po chwili, nie chcąc być posądzonym o antroposzowinizm.
„Ktoś blisko czeka, by go we wspólnej niedoli wesprzeć, do piersi przytulić…” było ulubionym kłamstwem Snorriego. W głębi serca miał nadzieję, że choć od czasu do czasu się sprawdza. Choćby i na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.
– Pracuję w jednoosobowej kapsule na przodku. Innych ludzi to ja niezabardzawo widuję – prychnął górnik pod wąsem, zabierając rękę.
– Może sam musisz poszukać? Wyjść ze swojej, eee… – w porę ugryzł się w język, bo „strefa komfortu” raczej nie była w tym wypadku odpowiednim określeniem – …strefy izolacji?
Wpatrywał się intensywnie w oczy klienta, aż ten spuścił wzrok, po czym wstał, odbił kartę z talonami na usługi duchowe i wyszedł zgarbiony.
Jakiś czas później Snorriego dobiegły słuchy, że jego gość faktycznie wyszedł do ludzi – i innych dających się wyzyskiwać stworzeń – a nawet założył związek zawodowy. Ale jak pił, tak pił dalej – tyle że już nie do lustra.
Marta Tórz z d. Harat
Rys. Dama Wino
* * *
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Niemcy Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szulkin Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski