
Marta Tórz – Kosmos dla naiwnych cz.2
Atari 65XE - 29 maja, 2025Marta Tórz z d. Harat
Kosmocyganka półprawdę ci powie…
Nazywała się Smaranda, wołano ją Zâna – w jej oczach Gwiazdy, Przestrzeń u boku… Przestrzeń był blond dryblasem o kmiecej urodzie; dać mu kosę, a odrabiałby pańszczyznę jak setki pokoleń jego przodków. Wpadł Zânie w oko właśnie na jakiejś wsiowej imprezie, a ta, urzeczona jego mocnymi lędźwiami i poczerwieniałymi od mrozu dłońmi, przepowiedziała mu, że przeleci ją jeszcze tego wieczoru niczym kometa Halleya układ Starej Ziemi. Przestrzeń okazał się być bardzo przesądny – a potem całkiem przewidujący, bo nie pozwalał jej już wróżyć żadnemu mężczyźnie. W innych sprawach przewidujący był o wiele mniej, bo – jak miliony pokoleń mężczyzn przed nim i po nim – mocno zdziwił się, że Smaranda wzięła i poczęła. Zdziwił się też, że gromada wujków, braci i obydwu ojców pięknej wróżbitki nalegała na małżeństwo – a trudno było okazać asertywność wobec takiego tłumu wąsatych zbirów i lśniących jak gwiazdy łez pięknej, choć coraz mniej smukłej, kochanki z przepowiedni.
Mamy tu zatem wróżkę, chłopa od kosmokosy, dziecko niespodziankę i jego równie nieplanowane, choć spodziewane już z ponurym fatalizmem rodzeństwo (co rok – prorok, się wie). Dziecko niespodzianka, zarozumiały podlotek o imieniu Iova i przydomku Buburuza, nie będzie w tej historii odgrywać większej roli, bo w epoce dziecek-z-probówek, anonimowych matek-surykatek i klonów-klonów-klonów opowieści o spłodzonych tradycyjnie dzieciach z przypadku raczej by drażniły, niż fascynowały odbiorców przyzwyczajonych do kontrolowanej prolongaty gatunku.
Głównym bohaterem nie będzie też pierwszy z gromadki młodszych braci Buburuzy – Gienitrzwałd – który zawsze nosił ze sobą dwa kije: jeden na siory, drugi na potwory. Wyliczanka skończy się tym razem na dziewczynce imieniem Puia, trzecim licząc od góry dziecku Smarandy i Przestrzenia…
* * *
Razu pewnego Smarandę z przychówkiem odwiedziła ciotka Tuța Vetuța Clopostar – jedna z hordy gościń, gościów i gościąt regularnie zwalających się na głowę proroczo-chłopskiej podstawowej komórki społecznej. Do Przestrzenia nie dotarło bowiem, że zgodnie z kosmoromskimi prawami mógłby z żoną zrobić cokolwiek – nawet zakazać kontaktów z krewnymi. A skoro był z niego taki święty Gapa – to właśnie Smaranda robiła z nim, co tylko chciała i przyjmowała wszystkich wpraszających się ziomków. Wpędzała tym Przestrzenia w długi i nałogi, no bo „z wujem się nie napijesz?” – następnym, następnym i następnym…
Ciotka (dajmy na to ciotka, bo siostrą Smarandy wiekowa Kosmocyganicha na pewno nie była) kończyła tego ranka śniadaniową kawkę – czarną jak cygański włos i gorzką jak cygański los.
– No, dragă mătuși, skończyłaś piciu? – zagadnęła dziewczynkę. – To powróż cioci z fusów.
– Ale ja piję rozpuszczalną, cioteczko.
– Daj – stara Kosmocyganka zajrzała do kubeczka. – Ajajaj, pani, i to jeszcze zbożówkę. Co oni ci dają, bidulko? – Smutno pokiwała głową. – Tylko, że… – Rozparła się wygodniej w fotelu, podobna do wielkiej, zadowolonej z życia ropuchy. – …wróżyć można z wszystkiego. Nawet z resztek cukru w rozpuszczałce, więc pilnuj, Puiu, żeby klient dobrze posłodził i patrz gdzie cukier chowa.
Dziewczynka pokiwała główką.
– Weźmy na ten przykład herbatę w torebce, takiej ze sznureczkiem. Bierzesz, maczasz, wyciągasz… – Zaprezentowała pełne namaszczenia ruchy trzymając wyimaginowaną torebkę za wyimaginowany sznurek. – Tylko nie pij tego świństwa – dodała szybko. – Kawa parzona, herbata liściasta, trzeba mieć w życiu zasady!
Dziewczynka zatrzepotała ślicznymi, długimi rzęsami, czekając z zapartym tchem na dalszą część wykładu.
– …i patrzysz uważnie…
– … gdzie stoi cukiernica… – Puia wpadła ciotce w słowo.
– Ewentualnie srebrne łyżeczki, ale na to małe szanse w tych smutnych czasach. Ludzi stać tylko na amelinium. I mówisz – Wróciła do głównego tematu – ….cicho, cichuteńko: „Te krople jak łzy bursztynowe, bo i ty płakać będziesz”. Jak posłodzą, mów, że płakać ze szczęścia, jak nie to wymyśl coś strasznego.
– A jak dadzą cytrynkę?
– Samą cytrynkę? To niech się wypchają. I dalej: „Bo choć się uśmiechasz, smutne serce twoje, panienko/panie kochany/pani złota…” – z kim tam akurat masz do czynienia, uprzejmość to podstawa, przynajmniej na wstępie. Potem dajesz coś w rodzaju „…szczęście cię spotka i miłość wielka…”
– Jak posłodzą – dorzuciła pojętna dziewczynka.
– Tak, słoneczko. A potem co tam tylko, może być choroba – bo kiedyś każdy zachoruje; może być powrót do zdrowia – bo czasem sama nadzieja leczy. Miłość obowiązkowo, bo jak będą jakieś problemy, to przyjdą po czary miłosne – a jak problemów nie będzie, to właśnie tobie będą wdzięczni. Tylko nie precyzuj czy o babę, czy o chłopa chodzi, bo teraz to sodomia z gomorią… A z przepowiadaniem dzieci też trzeba uważać – westchnęła ciężko.
Pui przez myśl przemknęła historia starszej siostry i w jej dziecięcych jeszcze ślepkach błysnęło zrozumienie.
– …tak więc wróżyć można ze wszystkiego. Z szumu czajnika, brzęczenia ekspresu – jak już się wprawisz, to będziesz w stanie przewidywać awarię, zresztą każdy sprzęt kiedyś się psuje. Ze wszystkiego można powróżyć, nawet jak przyjdzie szturmowiec z kubeczkiem kawy sojowej z automatu, to wywróż, że ktoś bliski mu zginie – oni to tam giną jak muchy, a wszyscy są sobie bliscy, tfu! No, a teraz, szczęście ciociusi, powróż mi trochę… – podała małej kubek z grubą warstwą kawowych fusów na dnie. – Co tam widzisz?
– Tulaaaasaaaa – wykrzyknęła dziewczynka i rzuciła się ciotce na szyję.
* * *
Puię męczył mdlący, ciężki, nieznany dotąd ból w podbrzuszu. Obrzydliwa lepkość sami wiecie i lepiej nie mówić gdzie była po prostu nie do wytrzymania. Mimo to próbowała siedzieć nieruchomo na wysokim stołku, podczas gdy matka wplatała jej w warkocze kolorowe wstążki i starała się – bezskutecznie – ją pocieszyć.
– Teraz jesteś już kobietą, dorosłaś. Taka już nasza dola… Jasne, że boli, ale za parę dni przejdzie.
– A za miesiąc od nowa. I tak, aż się zestarzeję – mruknęła kwaśno Puia.
– No, na pewno po drodze zajdziesz w ciążę, pewnie niejedną, to trochę od tego paskudztwa odpoczniesz.
– Zamienił stryjek miecz świetlny na kijek. – Puia wywróciła oczami i ukradkiem zerknęła na ojca. Ten jednak nie skarcił jej za pyskowanie matce i wyglądał tak, jakby bardzo starał się nie słyszeć ich rozmowy. Rozwalił się na kanapie, nacisnął gogle na oczy i pewnikiem grał w „Farmę” w trybie immersyjnym. Za dobre zbiory można było dostać zniżkę na wkład własny w kredycie na kupno prawdziwego hektara, z tym, że za wirtualne nawozy trzeba było płacić prawdziwymi pieniędzmi i summa summarum Przestrzeń lepiej by wyszedł, gdyby wziął kredyt na normalnych warunkach. Niestety, złapał haczyk, a Smarandzie nawet nie przyszło do głowy, żeby postawić go do pionu. Kosmoromowie potrafili bowiem świetnie zdobywać i trwonić pieniądze, ale zarządzać nimi nigdy się nie nauczyli. No, i wierzyli w szczęście bardziej niż w zapobiegliwość i ciężką pracę. Mroczne widmo kryzysu finansowego zbliżało się więc nieuchronnie do rodziny Przestrzeniów, tym bardziej, że wydawali dziś za mąż pierwszą ze swoich pociech, zakontraktowaną już lata temu niejakiemu Danciowi Nieśmiertelnemu, specjaliście od teleportacji katalizatorów z punktu zamontowania do punktu skupu. Co prawda ojciec uważał, że swatanie nieletnich jest chore i nie chce mieć z tym nic wspólnego, ale – jak się łatwo domyślić – lista rzeczy, z którymi nie chciał mieć nic wspólnego, a które działy się w jego własnym domu i tak, była dość długa.
Po chwili Przestrzeń wyszedł witać kolejnych gości, a Puia jęła przymierzać przed lusterkiem kolczyki, jedne strojniejsze od drugich. Rzucała swemu odbiciu coraz to zalotniejsze spojrzenia, trzepocąc długimi rzęsami tak, że mało sobie czoła nie podrapała. Od dziś jest panną na wydaniu. Od dziś rodzice już na całego będą strzec jej cnoty jak oka w głowie – bo w przypadku niestosownego zachowania wypada stosownie obniżyć cenę za narzeczoną.
Ech, przydałaby się teraz jakaś ciotka, która wywróżyłaby, jaka to przyszłość ją czeka.
* * *
Snorri, zakładowy astrolog z kombinatu Genocyda 4, czekał z ponurą miną w hałaśliwym tłumie przy wyjściu z kosmodromu. Przyleciał prosić znaną wróżkę Samirę o korepetycje z przepowiadania teoretycznie możliwych katastrof i nadział się chyba na jakieś przyjęcie, bo wyjście przegrodzono sznurem, zaś barwna grupa domagała się, jak się zdążył zorientować, opłaty za przejście.
Kolejkę blokowała umundurowana funkcjonariuszka imperialnych organów wymiaru sprawiedliwości w obstawie dwóch szturmowców. Snorri przepchnął się bliżej.
– Pani władzaaa, musi pani zapłacić, tak za darmo nie możemy wpuścić. Ja nawet pani mogę pożyczyć! – Uchachana starowinka próbowała wcisnąć w dłoń milicjantce groszcoina – Dam go pani, pani mi go da, będzie się zgadzało.
Funkcjonariuszka była coraz bardziej spięta, tym bardziej, że cygańska ekipa kręciła radośnie całe zajście czym kto miał i pewnie już wrzucała live’y do lokalnej sieci. Sytuację uratowali w końcu szturmowcy – chwycili blastery na kaukaską modłę i strzelając na wiwat przedarli się przez barykadę.
Gdy funkcjonariuszka z hałłakującą obstawą zniknęła wśród imprezowiczów, Snorri zaczął targować się o przejście. W końcu wybulił 0,876982 jagodcoina i 25 dag lentilek i potem ruszył na poszukiwanie sławnej wróżbitki.
* * *
Gdy skończyły się już życzenia, wręczanie prezentów i oprowadzanie w korowodzie po całym kosmotaborze, który zaparkował na asteroidzie gdzieś niedaleczko planety Bieda Prime, Puia postanowiła poszukać sobie miejsca do odpoczynku. Przyjęcie toczyło się już swoim torem według sprawdzonego schematu „starzy chleją, dzieci szaleją”, więc nikt nie zauważył, jak urwała się gdzieś na obrzeża terenu działań odświętnych. Siupnęła sobie cichutko z paczką prażynek z nie wiadomo czego w ręku na jakiejś przerdzewiałej rurze i, brzękając bransoletami, zaczęła podjadać. Niedaleko dwóch osowiałych szturmowców wciągało coś przez rurki wsadzone pod białe hełmy – ot, pewnikiem dostali kosza od tutejszych, bardziej pruderyjnych niż to mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, piękności.
Niespodziewanie zagadnął ją jakiś obcy młodzieniec, wyglądający dość niepozornie na tle balujących wokół Don Vasylów od strony matki i Batalionów Chłopskich od strony ojca.
– Wiesz może, dziecko, gdzie znajdę madame Samirę?
Puia spojrzała na niego z pogardą i pewnym ukłuciem żalu w sercu – tyle w temacie przemiany ze smarkuli w dorosłą kobietę w ciągu jednego dnia.
– Może wiem, może nie.
Przybysz nawet się nie obraził. Usiadł ciężko obok Kosmocyganeczki i sięgnął do kieszeni kombinezonu.
– Cukiereczka?
– A jakiego? – zainteresowała się dzieweczka.
– A figowego, chyba że powiesz, które „może” jest prawdziwe.
– Obydwa. – Puia zręcznie wyłuskała z jego palców paczkę dropsów. – Wiem, że jest na asteroidzie, ale gdzie konkretnie – tego nie wiem. A jak się nazywasz, młodzieńcze?
– Snorri. A ty?
– Zamfira Zarafir – odpowiedziała Puia. – Powróżyć?
Snorri niechętnie podał jej rękę.
– Spotka cię wielkie szczęście, wielkie nieszczęście, wielka miłość…
– … i wielkie gó… – ekhem – jak nie znajdę Samiry. Tak wróżyć to i ja potrafię. – Zabrał dłoń i wytarł ją w nogawkę. – Też pracuję jako wróżbita. Na państwowym etacie. – Skrzywił się. – Ale chcę się nauczyć prawdziwego przepowiadania przyszłości. Takiego wiesz… Nie musi się sprawdzać, ale robić wrażenie i pozwalać na wyciągnięcie pokaźnego honorarium, zanim ktoś zorientuje się, że to pic-na-wodę-holomontaż. Wtedy mógłbym zostać prywaciarzem.
– Z kim tam, Puia, rozmawiasz? – zapytała Kosmocyganeczkę ciotka Vetuța.
Snorri popatrzył ironicznie na dziewczynkę i zachichotał w rękaw. Po czym zerwał się na nogi i ukłonił grzecznie.
– Jestem Snorri, astrolog, uszanowanko. Szukam szacownej madame Samiry…
– To właśnie ja – rzekła Tuța Vetuța.
– Jestem zaszczycony – mruknął Snorri tonem mówiącym „Akurat ci wierzę” i cmoknął powietrze pięć centymetrów nad grzbietem dłoni Kosmoromni.
– Czy chciałbyś wziąć za żonę moją siostrzenicę?
– Jak już coś to chyba adoptować – odparł Snorri, mierząc wzrokiem Puię. Ogarnęło go budzące grozę przeczucie, że może to być warunek konieczny do przyjęcia w termin. – Wolałbym nieee, chociaż… – Podrapał się w zamyśleniu w kark – wpadła by kaska z „Gdzie są te dzieci +”. A jak już dorośnie, to się to jakoś odkręci, zwrócę ją wam i niech się hajta z kim chce, eee… chcecie.
– Nieźle kombinujesz. Ale co, jeśli będzie chciała z tobą, młodzieńcze? Co masz jej do zaoferowania?
– Mam mieszkanie spółdzielczo-własnościowe, abonament na węglowodany i koneksje na kierowniczym stanowisku w zakładzie przemysłowym o strategicznym znaczeniu.
Nie dodał, że mieszkanie to półtoraosobowa klitka z sanitariatem wysuwanym ze ściany i kuchnią na korytarzu, a koneksje sprowadzają się do tego, że jego matka była kadrową, zanim zredukowano ją po tym, jak ojca przymknięto za sami wiecie i lepiej nie mówić co. Tylko abonament na słodycze był prawdziwy, choć obejmował raczej wyroby trzeciej klasy (spoiler o charakterze przepowiedni: gdy do władzy dojdą Neorepublikanie, imperialne dropsy staną się produktem kultowym, a za mlekiem w tubce będą tęsknić całe pokolenia).
– Chociaż adopcję raczej bym sobie odpuścił… – Myślał głośno dalej. – Jak poślę ją do szkoły z internatem, to mi odbiorą zasiłek. A jak zostanie w domu na zdalnym, to zwariuję. Szalony prorok to dobry chwyt, pod warunkiem, że tak naprawdę nie jest szalony.
– Kobiecie szkoła niepotrzebna tylko dobry mąż – rzekła z naciskiem ciotka.
– …a nie taki wykształciuch jak ty – dodała bezlitośnie Puia – wróżbita po kursie weekendowym.
Snorri nie obraził się, a jedynie uściślił:
– Po rocznym pomaturalnym studium rżnięcia głupa. No to, miłe panie – spojrzał na Kosmocyganki z rezygnacją i odrobiną nadziei jednocześnie – powiedzcie mi, co ja takiego muszę wiedzieć, żeby nauczyć się przepowiadać przyszłość?
– To proste. Wróżbita powinien znać prawdę – rzekła Kosmocyganka.
– A cóż to jest prawda? – zapytał Snorri, nieświadomie cytując klasyka.
– Są trzy prawdy: święta prawda, też prawda…
– …i gówno prawda. – Puia dokończyła starą jak świat sentencję.
Albowiem wszystko zostało już powiedziane.
Marta Tórz z d. Harat
Rys. Dama Wino
* * *

Bareja Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Francja Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Orbitowski Oscary Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski