Zombizm – czyli apokalipsa wyparta
Jacek Sobota - 26 października, 2023Zacznę jak dawniej, by skończyć jak teraz.
Kiedy pan Wojtek Szyda poinformował mnie, że „Inne Planety” wznawiają swą działalność wywrotową, od razu skojarzyło mi się to z ideą zombizmu – niby umarliśmy, a trwamy, niby się rozkładamy, a biegamy, niby nas nie ma, a jakby jesteśmy, choć trochę inaczej niż zwykle, co nie oznacza, że niezwykle.
Potem dostałem dodatkową informację o tym, że numer (internetowy) IP ma być poświęcony idei postapokalipsy, a także estetyce tegoż nurtu. Ponieważ uważam, że napisanie o estetyce tego akurat nurtu zajęłoby mi pół zdania, może nawet wystarczałoby do tego ćwierć równoważnika zdania, uznałem, że materiału na tekst mam za mało.
A że, przyglądając się współczesnej (po) kulturze i (post) cywilizacji, mam wrażenie obcowania z chaotycznymi drgawkami jakiegoś udającego życie kolosa, od razu pomyślałem o zombizmie.
Ja wiem, że ten wyziębiony temat jest przegrzany nadużywaniem, jednak powtarzalność jest tu jak najbardziej na miejscu, ponieważ oddaje istotę współczesnego pojmowania człowieczeństwa. Otóż zombie to istota, która nie zauważa, istotnego wydawać by się mogło, momentu swojej śmierci. Jest to zgon przeoczony, zlekceważony, ukryty.
Podobnie jest z ludzką cywilizacją oraz kulturą – ona jakiś czas temu umarła, apokalipsa stała się faktem, tyle tylko, że cywilizacja nie przyjmuje tego do wiadomości, wypiera fakt własnego zgonu ze zbiorowej świadomości.
Daje to dość interesujący w swej monstrualności efekt – kultura, niczym zombie, pożera samą siebie, konsumuje chaotycznie swe rozliczne wątki, przeobrażając je – w procesach quasitwórczych – w te same wątki, złożone jednak nieskładnie, nielinearnie. Kiedy ogląda się „Bridżertonów” to jakby oglądało się „Izaurę” z odwróconymi rolami – kopciuszek stał się macochą.
Jałowość tworów po-kulturowych jest jakąś formą przetrwania pozbawionego sensu. Ale przetrwanie – głosili neoewolucjoniści – jest celem samym w sobie, zatem nie ma powodu, by się oburzać, że „Bridżertonowie” są głupi; odnóża stawonogów czy macki ośmiornic też nie są mądre.
* * *
Podobnie rzecz się ma ze współczesnymi ideami. Kilka lat temu czytałem niewielką objętościowo książeczkę Jamesa Harkina, zatytułowaną „Trendologia. Niezbędny przewodnik po przełomowych ideach”, wydaną w roku 2010. Rzeczywiście, było tam zawartych kilka opisów dominujących trendów cywilizacyjnych, ale obok tego mnóstwo relacji z egzotyki ludzkich meandrów umysłowych (używam eufemizmów, ponieważ od jakiegoś czasu znów uchodzę za człowieka dobrze wychowanego, a nie chcę rozwiewać tych złudzeń bez wyraźnej potrzeby).
Rechotałem przy tej lekturze, jakbym czytał jakąś dobrą groteskę. Kilka lat później obudziłem się w jej środku – najciekawsze wydaje mi się to, że jej uczestnicy nie dostrzegają absurdalności świata, który współtworzą.
Ale nawet i to wpisuje mi się w metaforę zombizmu, ponieważ zombiaki nigdy nie wiedzą, że są zombiakami. Działają nieświadomie, nieświadomi też własnej kondycji i szpetoty, nieczuli na jakąkolwiek krytykę (zresztą kto miałby ją w ogóle formułować?), mało tego, wydają się wręcz dotknięci jakąś dziwną formą narcyzmu – im bardziej są szpetni, tym bardziej wychwalają szpetotę, czyniąc z niej na przykład grupową ideologię, opornych zaś pożerają – zaraza rozszerza się w tempie wykładniczym.
Im intensywniej o tym rozmyślam, tym metafora zombizmu naszej cywilizacji wydaje mi się bardziej trafna. Mógłbym ją właściwie rozszerzyć na wszystko, co się wokół dzieje – np. media społecznościowe jako kwintesencja tworzenia niczego z nicości; interesująca jest tu przemiana nie materii w pustkę. Ten kulturowy metabolizm pustki jest czymś przerażająco śmiesznym.
Kiedy tak przyglądam się żywemu trupowi kultury, zataczającemu się od jednej mody do innej, uśmiechającemu się bezzębnie, ostatnie zęby nieczytanych już książek dawno się wysypały z tej zadowolonej gęby, myślę sobie:
oto jest nieśmiertelność, na jaką sobie zasłużyliśmy.
Nieśmiertelność po śmierci, nieśmiertelność bez myśli, nieśmiertelność szpetna, nieśmiertelność rozkładającego się korpusu idei, śmieszna w swej tragiczności, obca w swej oczywistości, żywa choć martwa.
Jacek Sobota
* * *
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nowak Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski
[…] Ruski MirWakacje w Kambodży – świat po zagładzie przez wrażliwe człowieczeństwoWyznaniaJacek Sobota – Zombizm, czyli apokalipsa wypartaMarek Oramus – Mój pogrzebJudyta Zajonc – Czy pokolenie X znowu będzie odbudowywać […]