
Robert Louis Stevenson i jego „szkodliwa książka” o sformalizowanym zabijaniu przez lekarzy
Hanka Zawicka - 29 sierpnia, 2025
Pewnego razu pisarz/dziennikarz Łukasz Orbitowski próbował w telewizyjnym wywiadzie przyszpilić Macieja Parowskiego pytaniem „Czy puściłbyś w Nowej Fantastyce opowiadanie proaborcyjne?”.
Głupie pytanie, bo Maciej takie teksty puszczał.
Puszczał rozmaite teksty. Takie pro (Żerdziński) i takie contra (Huberath). Generalnie wyznawał zasadę, ze w literaturze obowiązuje pluralizm. Czyli taka zasada, której wypierają się współczesne czasopisma. Przy czym faktem jest że Parowski nie puszczał tekstów „agitacyjnych” tylko takie, w których przemawiała literatura. Stąd ludzie domagający się Tuwimowskiego „ideolo” – mogli czuć się zagubieni w subtelnościach.

W każdym razie dylematy wokół aborcji, bioetyki i „definicji człowieka” były tematem wielu tekstów. Że wspomnieć „Opuścić Los Raques” Żerdzińskiego (Nowa Fantastyka), „2 B R 0 2 B” albo „Witacie w małpiarni” Vonneguta, „Poczwarki” Wyndhama, „Wrócieeś Sneogg, Wiedziaam…” Huberatha (Nowa Fantastyka), „Przedludzi” Dicka czy modny ostatnio cykl młodzieżowy „Podzieleni” Shustermana.
Dziś chciałabym zwrócić uwagę na nowe zjawisko i nowy punkt widzenia.
* * *
Czasem współczesne dylematy błysną jaskrawo oświetlone przez dzieła z przeszłości. Wydaje mi się współczesne medialne doniesienia o rzeczywistości bioetycznej wprowadzają nowy wątek.
Ten nowy wątek to „biurokratyczna misa do umycia rąk”.
Co staje się współczesną misą Piłata? To przykładowo fasadowe zaświadczenie od psychiatry, pozwalające z biurokratycznie czystym sumieniem wstrzyknąć w serce dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży zastrzyk chlorku potasu. Bez względu na to co o tym myślimy. Nawet ci z prawa przyznają, że dzięki genialnemu podziałowi zadań pomiędzy specjalistą który „tylko wydaje zaświadczenie” a specjalistą który „tylko wykonuje procedurę medyczną w oparciu o zaświadczenie” – otrzymujemy sprawny zinstycjonalizowany mechanizm. Nikt nie musi się martwić wyrzutami sumienia.
Każdy w poczuciu profesjonalizmu i misji dziejowej oraz zadań nadanych powagą państwa – z radością wykonuje „swoją robotę”.
I tylko pacjent nie dożywa.
Nowy ten wątek przywodzi mi na myśl kolejny klasyczny tekst. To „Hieny cmentarne” Roberta Louisa Stevensona.

Robert Louis Stevenson to szkocki pisarz który dość mocno opiera się „zębowi czasu” zżerającemu pamięć o minionych twórcach. Oprócz niewątpliwego talentu jest to zasługa jak się zdaje dwóch rzeczy.
Po pierwsze w swoim krótkim życiu (zmarł w wieku 44 lat, bo przesadzał z zażywaniem opium) zdążył on trafić z co najmniej dwoma ikonicznymi tekstami. To „Wyspa Skarbów” (możliwe że ta książka trochę ulega zapomnieniu, jak na przykład twórczość Jacka Londona) oraz „Doktor Jekyll i pan Hyde” – powieść która nie tylko wykreowała ikoniczny motyw podwójnej osobowości, ale jest po prostu niedoścignienie dobrze napisana.
Druga zasługa Stevensona jest taka, że podobnie jak współcześni mu (nazywam ich współczesnymi z mojego dystansu mimo że ich aktywności dzielą często dekady) Poe, Conan Doyle, czy nasz Reymont albo Prus – próbował sił w różnych stylach. Podróżniczym, awanturniczym, fantastyczno-spekulatywnym, kryminalnym, czy w końcu w grozie.
* * *
Nowela „Hieny cmentarne” (The Body Snatcher) jest trochę zapomniana w tej stawce, ale na pewno warto o niej pamiętać. Zwłaszcza że wyróżnili ją filmowcy w roku 1945 – w naprawdę świetnej ekranizacji (po polsku funkcjonującej jako Porywacz Ciał) w której wystąpili jednocześnie Boris Karloff i Bela Lugosi – legendarni aktorzy którzy (przepraszam obeznanych że w ogóle o tym piszę) dekadę wcześniej (1931) starli się na dwie ikoniczne role. Ten pierwszy był potworem Frankensteina. Ten drugi był Draculą.

Wracając do samego tekstu – stare, klasyczne teksty pełne są klarownej spekulacji i świetnie się nadają do dyskutowania nad moralnymi dylematami. Ich treść, dialogi – są znacznie bardziej zdyscyplinowane niż współczesna proza. Nie ma w nich ciągu świadomości, kaskady lepszych lub gorszych grepsów, patchworkowej konstrukcji. Konstruowane są jak budowle – tak by się dało do nich wejść, by w środku było światło, by na głowę nie padał deszcz, by drzwi nie były wykute pod sufitem. I generalnie by się dało w nich mieszkać, a nie wejść na chwilę i pooglądać błyskotki.
I jeszcze jeden zabawny, a symboliczny fakt na temat tej noweli – została napisana w roku 1884.
Bohaterem tekstu jest młody student medycyny Fettes. Zostaje on asystentem wybitnego profesora anatomii określanego jako „Pan K.” (kolejne symboliczne kojarzenie). Fettes dostaje zatrudnienie w prosektorium i jego zadaniem jest przyjmowanie i płacenie za przywożone ciała, które są niezbędne do prowadzenia zajęć. „Po wieczornych hulankach z zrywał się z łóżka przed zimowym brzaskiem i otwierał drzwi plugawym, gotowym na wszystko dostawcom, którzy zaopatrywali sekcyjne stoły.” Na uczelni wciąż brakowało „anatomicznego surowca”, więc zapotrzebowanie na świeżych nieboszczyków nie malało.
Młody, beztroski i „na młody sposób” egoistyczny Fettes nie przejmuje się różnymi podejrzanymi zachowaniami i grozą tego ponurego miejsca. Jednak pewnej nocy Fettes rozpoznaje, że świeże zwłoki to nie kto inny tylko jego znajoma „Wczoraj była zdrowa, wesoła” – protestuje płacąc – „to niemożliwe by umarła, byście zdobyli to ciało w godziwy sposób”. Dociera do niego że dostawcy ciał to nie rabusie grobów, ale zabijający z zimną krwią mordercy.

W Fettesie budzą się skrupuły i zwraca się ze swoimi wątpliwościami do swojego „gospodarza roku” – młodego lekarza „bożyszcze rozhulanych studentów, człowiek inteligentny sprytny, rozwiązły i absolutnie pozbawiony skrupułów” – Macfarlane.
Tenże Macfarane radzi by zignorować ten problem. „Widzisz cały ten interes trwa trochę za długo – poruszysz kijem w bajorku a wpędzisz profesora w obrzydliwe tarapaty i sam znajdziesz się sytuacji nie do pozazdroszczenia”.
Kiedy Fettes nie może się pogodzić z myślą, że to jednak jego znajoma została zamordowana, Macfarane mówi: „Zastanów się czemu pan K. wybrał właśnie nas dwóch na swoich asystentów. Przecież nie dlatego ze jesteśmy wyjątkowo utalentowani. Wybrał nas, bo nie potrzeba mu starych sentymentalnych kumoszek. Potrzebował mężczyzn którzy potrafią przymknąć oczy na przestępstwa. Uznał, że nas nie będą dręczyć wyrzuty sumienia i bez skrupułów przymkniemy oczy na morderstwa”.
Dwaj asystenci Fettes i Macfarane – posuwają się dalej i sami zaczynają plądrować cmentarze w poszukiwaniu świeżych ciał. Kolejnym krokiem jest kiedy Macfarane przynosi do Fettesa zwłoki które okazują się być zwłokami niejakiego Pana Greya – znajomego Fettesa, z którym ten jadł kolację poprzedniego wieczora.
Wywiązuje się kolejna dyskusja, podczas której Macfarane stawia przed Fettesem wybór „Możesz zostać lwem lub baranem. Jeżeli wybierzesz baranią skórę, trafisz w końcu na ten stół. Jeżeli jednak zostaniesz lwem, będziesz żył i szczęśliwie pływał po powierzchni jak profesor K., jak ja, jak wszyscy którzy mają odrobinę sprytu i odwagi”.
Fettes postanawia być lwem. I tak cała trójka łącznie z Panem K. stają się coraz bardziej zatwardziałymi ludźmi. Kierują się zasadą „nie interesowania się”, skąd mają świeże zwłoki.
Można się zastanawiać, czy kieruje nimi czysty pragmatyzm.
Czy jest to dobrze nam znane sprzed obecnego u nas 80 lat temu procederu mordowania, który „przebiegał zgodnie ze wszystkimi przepisami i procedurami”.
Czy może jest to już pewnego rodzaju prometeizm. Lekarze, jako obdarzeni swoistego rodzaju „misją”, wyższością, wtajemniczeniem – stwierdzają że nie obowiązują ich zasady moralne i zabobonny szacunek dla ciała czy życia ludzkiego – właściwy dla niewykształconych prostaczków. I tu znowu można się zastanowić, czy Stevenson nie przewidział tego że to właśnie lekarze 80 lat temu bez względu czy eksperymentowali w Auschwitz na dzieciach, czy w Ravensbruck na młodych dziewczynach – wykazywali się wyjątkowym poczuciem „oderwania od moralności” i totalnego rozdarcia pomiędzy swoim powołaniem a realizowaną praktyką.
Stevenson zresztą niespecjalnie „prorokował” bo de facto ubarwiał dramatyczne zdarzenia jakie miały miejsce w wyniku np. poczynań doktora Knoxa, który zyskał rozgłos jako „Wskrzesiciel”. W tamtych czasach – można było wykorzystywać tylko ciała skazanych na śmierć. Im mniej skazywano ludzi – tym „problem naukowy” stawał się coraz bardziej palący.
I to wszystko działo się 100 lat przed koniecznością pozyskiwania komórek z martwych płodów dla produkcji szczepionek i rozmaitych takich medykamentów tworzonych dla dobra ludzkości. Dzisiaj problem wydaje się jeszcze bardziej palący.
Tak czy inaczej nowela Stevensona od roku 1884 do roku 1984 i przez kolejne stulecie – może być uznana za książkę bardzo szkodliwą.
Może ona bałamucić młodzież, powodować niepotrzebne wyrzuty sumienia i niepotrzebnie podnosić temat społecznej wrażliwości i otwartości na słabszych i wykluczonych. A to jest bardzo szkodliwe dla „ludzkości” i reprezentujących tę „ludzkość” koncernów medycznych i medialnych. Nie można pozwolić by lewicowa wrażliwość zaszkodziła korporacyjnym interesom.
Miejmy nadzieję, że pomimo takich szkodliwych książek, świat nie przejmie się inkluzywną retoryką słabszych i racjami prostego człowieka, ale będzie jak zawsze, należał do tych, którzy jak pisze Stevenson – „mają odrobinę sprytu i rozwagi”.
Lewa ręka ciemności
Hanka Zawicka
* * *

Formularz kontaktowy

Bareja Bradbury Conrad Diuna Dukaj Fantastyka religijna Francja Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Orbitowski Oscary Parowski political fiction Polska Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski


