Przedmowa polska do dzieł zebranych Vonneguta
Forlong Gruby - 5 marca, 2023Na stulecie urodzin pisarza
Ślepy przypadek.
Przychylny dla Vonneguta.
Sprawił że Vonnegut był Amerykaninem.
Bywa i tak.
Tuż po wybuchu Drugiej wojny światowej, a konkretnie 25 września, Niemcy zrzucili na Warszawę 560 ton bomb burzących i 72 tony bomb zapalających. Przez trzy dni miasto z waleczną syrenką w herbie, paliło się tak jak żadne inne miasto przedtem. Bombardowanie nie miało na celu zabijania żołnierzy. Nie pomogło w zdobywaniu miasta. Piloci bombowców koncentrowali się na budynkach szpitali, które wywiesiły czerwone krzyże. Polski poeta Tadeusz Gajcy napisał o tym wiersz „Śpiew murów”. Mówi dziewczyna:
Biegłam rankiem po chleb do piekarni
A chleba dotąd czekają tam w domu
A ja leżę z koszykiem bezradnie
Tuż za rogiem nieznana nikomu
Czerwony Krzyż na którym koncentruje się niemiecki pilot wyglądał tak:
Zresztą co tu winić pilotów. Może z daleka nie rozróżniali kolorów. Mieli bowiem swoje własne, całkiem podobne krzyże, które wyglądały tak:
A bomba zapalająca, którą czarne krzyże spuszczały na czerwone, wyglądała tak.
Sześć lat później. 13 lutego 1945. Amerykańskie samoloty zrzuciły na niemieckie Drezno 500 ton burzących i 372 tony bomb zapalających. Miasto z wyszczerzonym lwem w herbie, stanęło w ogniu. W jednej z rzeźni, a było ich co najmniej pięć, przeżył amerykański jeniec nazwiskiem Vonnegut. Amerykański jeniec po wojnie został amerykańskim pisarzem i napisał amerykańską książkę o tym co zobaczył.
Książka, choć opowiadała o czym innym – opisywała bowiem głównie przygody pielgrzyma w czasie – stała się jednym z głośniejszych opisów wojennej pożogi. Poznał ją cały świat. Bombardowanie Drezna stało się symbolem bezsensu wojny.
Wyszczerzony drezdeński lew wygląda tak.
Wiersza Tadeusza Gajcego nie poznał nikt.
Bombardowanie Warszawy nie stało się symbolem niczego poza Polską.
A i w Polsce znalazł się znany profesor, który udzielając wywiadu ogólnopolskiej gazecie głosi opinię, że w Polsce nikt nikogo nie zbombardował. A ogólnopolska gazeta nie protestuje.
Bywa i tak.
Długo zastanawiałem się dlaczego symbolem okrutnej wojny jest nieciekawy los ludzi którzy wywołali okrutną wojnę. Dlaczego wyjątkowo martwimy się tym, że ktoś próbując ich powstrzymać zdecydował się zrobić im krzywdę. Nie jestem chyba jedynym, który nie do końca potrafił zrozumieć ten dość wyrafinowany dylemat moralny. Może Amerykanie lubią się litować nad pokonanymi?
I przyszła mi do głowy myśl, że dylemat moralny to luksus na który nie każdy sobie może pozwolić.
Niemcy zrzucili 500 ton bomb na Warszawę, bo mieli ten luksus, że mogli sobie na to pozwolić.
Amerykanie zrzucili 500 ton bomb na Drezno bo mieli ten luksus, że mogli sobie na to pozwolić.
Polacy nie mogli sobie pozwolić na luksus zrzucenia 500 ton na jakiekolwiek miasto. Stąd obcy był im też luksus przeżywania związanych z tym dylematów moralnych.
Uświadomiła mi to książka „Matka noc”, która opowiadała o tej samej wojnie w której Niemcy wymyślili zrzucanie setek ton bomb na szpitale.
Książka opowiada o amerykańskim pisarzu działającym w Niemczech w podwójnej roli – hitlerowskiego propagandysty nawołującego do zabijania alianckich żołnierzy oraz amerykańskiego szpiega pomagającego ocalać życia alianckich żołnierzy.
Nie potrafię Wam narysować jak wyglądało życie alianckich żołnierzy
Historia ciekawa, jak każda historia o szpiegu. Czy nosi on nazwisko Hari (Mata), czy Wallenrod (Konrad). Szpieg z książki Vonneguta nosił nazwisko Campbell. I wszystko co potrafię Wam narysować to zupa nosząca to samo miano:
Ale najbardziej intrygująca była historia tegoż szpiega po zakończeniu wojny. Postanowił on ponieść karę za winę którą udawał. Postanowił też nie ponosić nagrody za bohaterskie czyny, które ukrywał. Mówiąc prosto wydał się w ręce Izraela i nie pozwolił, żeby CIA ujawniło, że robił rzeczy dobre.
Pomyślałem sobie wówczas. O jakże szczęśliwy był los polskich szpiegów. Nie musieli oni chodzić po bożym świecie i szukać, kto ich ukarze za ich oddanie dobrej sprawie, za ich bohaterską konspirację. Dzięki wspaniałym zrządzeniom przypadku (bo Vonnegut nie wierzył w zrządzenia Opatrzności) najpierw szczęście płynęło od niemieckiego Gestapo, które szczodrze i hojnie karało każdego bohatera. Potem szczęście polskim Campbellom dawał polsko-rosyjski Urząd Bezpieczeństwa, który po zakończeniu wojny honorował ich więzieniem, wyrokami śmierci, torturami, upokorzeniem. Nie musieli się trudzić, nie musieli się tułać nieszczęśliwi. Ktoś ich sprawiedliwie karał za to co udawali, żeby robić coś innego.
Szczęście w naszym kraju trwało dość długo, bo nawet bardziej współczesny szpieg o nazwisku Kukliński nie musiał po zakończeniu Zimnej Wojny głowić się zbytnio luksusami i wygodami życia. Spotkała go upragniona kara. Zginął mu syn. A on sam do końca życia chodził w eskorcie karabiniera.
Bywa i tak.
Dla Polaków, którzy żyją w takim szczęśliwym kraju, oraz dla innych, którzy nie umieli pojąć zamysłów tkwiących w książkach Voneguta, autor zostawił morał.
Pierwszy morał wygląda tak:
„Jesteśmy tymi, kogo udajemy. Więc trzeba uważać kogo się udaje”.
Jakże „nie z tej ziemi” wydają się te słowa w kraju w którym od stuleci większość ludzi udaje kogoś kim nie są.
Drugi morał wygląda tak:
„Kiedy umrzesz, to jesteś martwy”.
Nie wiem co mam o tym napisać. Tak samo jak nie wiem dlaczego coś podobnego powiedział jeden polski aktor w jednym polskim filmie o psach (zwykłych psach) i wszyscy to potem powtarzali.
Bywa i tak.
W powieści „Śniadanie mistrzów” Kurt Vonnegut „krytykuje amerykański styl życia”. W książce zwrot „amerykański styl życia” nie występuje. Ale na okładce jest napisane czym się zajmuje ta książka. To dobrze, bo czytający od razu może wiedzieć, co myśleć o tej książce w trakcie czytania, oraz po przeczytaniu, kiedy już zapomni o tym co czytał. Łatwo mu będzie sobie wydobyć z pamięci, że przeczytał „krytykę amerykańskiego stylu życia”.
Dorastałem w kraju, który (jak większość krajów na świecie) – zawsze próbował naśladować amerykański styl życia. Co więcej, żywiłem przeświadczenie, że to że w ogóle żyję, to zasługa amerykańskiego stylu życia. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że to właśnie amerykański styl życia sprawił, że znalazł się na świecie ktokolwiek kto był w stanie stawić opór złym ludziom, dzięki czemu mój kraj nie jest zaludniony niewolnikami mówiącymi ani po niemiecku, ani po rosyjsku.
Książka „Śniadanie mistrzów” to wspaniała książka. Ale już dobrze nie pamiętam wszystkich jej wspaniałości. Tak więc cieszę się że ktoś zwięźle napisał na jej okładce to co mam o niej myśleć.
Ale pamiętam że w tej powieści autor martwi się między innymi tym, że ludzie w kilkadziesiąt lat zdewastowali całą Wirginię Północną przez wydobywanie węgla i wycinanie lasów. Też się tym martwię. Ale żyjąc w kraju w jakim żyłem, wiedziałem że wszystkie inne kraje które nie są Ameryką, zdewastowały swoją przyrodę jeszcze mocniej. A niektóre robią to po dziś dzień. A wszystkie te straszne zjawiska – zdewastowaną Wirginię Północną, wykorzenionych Indian, ogłupionych murzynów, zabitych żółtków, tułających się nędzarzy i wszystko co w tym kraju można krytykować – tylko „amerykański styl życia” potrafił przerobić na wolność dla mojego kraju.
To przedziwna maszyna ten „amerykański styl życia” – z jednej strony wrzucasz samo zło. Z drugiej strony wylatuje wolność dla mojego kraju.
Tak to widziałem.
W Śniadaniu Mistrzów był jeszcze jeden bardzo ciekawy i zapadający motyw – bobry.
Bobry to eufemistyczne określenie ukute przez amerykańskich dziennikarzy odnoszące się do zdjęć nagich kobiet, z widocznym łonem.
Vonnegut w książce ubolewał nad dwoma najgorszymi dogmatami w amerykańskiej kulturze. Pierwsza to fakt, że amerykanie (amerykańskie rodziny, szkoły, kościoły, czy nawet armia) – jak niepodległości – chronią bobry przed pokazaniem światu.
Drugiej sprawy nie pamiętam.
Mówiąc prosto – Vonnegutowi nie podobała się bezsensowna pruderia ludzkich maszyn (bowiem według niego ludzie to maszyny i różni ich to, że jedne są napędzane kukurydzą, a inne ryżem). Jego zdaniem nic złego by się nie działo gdyby kobiece łona nie były tak maniakalnie skrywane przed wzrokiem świata.
Żyjąc w tym miejscu w jakim, żyję i będąc maszyną napędzaną ziemniakami i zaprogramowaną tak a nie inaczej – nie odważę się na prezentację rysunku bobra.
Napiszę tylko, że ziemniak napędzający maszyny ludzkie mieszkające w Polsce wygląda tak:
Vonnegut w swoich prześwietnych książkach rzuca wiele luźnych myśli.
Mój napędzany ziemniakami mózg automatycznie stara się wychwytywać te wszystkie myśli i łączyć je w jedną całościową mądrość.
I nie zawsze potrafię je połączyć. Bo jedna myśl, jak klin, wybija drugą.
Na przykład w powieści Galapagos – autor rozwodzi się nad losem młodych dziewczyn, które szukają miłości, i wierzą miłosnym zapewnieniom młodych chłopców, którzy z kolei szukają krótkotrwałej bliskości z ich bobrami. Młode dziewczęta podbijane przez młodych chłopców pozostawały z ciążą, nad którą zadaniem autora toczone są niepotrzebne debaty. Ciekaw jestem czy, kiedy dziesięć lat po Śniadaniu mistrzów autor pisał Galapagos – to już zrozumiał dlaczego ci głupi Amerykanie robią takie ceregiele wokół wstydliwego skrywania narządów rodnych ludzkich maszyn napędzanych rozmaitymi węglowodanami pod różnymi długościami geograficznymi.
W ogóle zastanawiam się, co się działo w głowie autora, kiedy odwiedził mój kraj w latach 80-tych. Kiedy Prałat Jankowski podarował mu wyspawany przez gdańskich stoczniowców krzyż. Kiedy zasnął znużony alkoholem, z twarzą w zupie. Czy przyszły mu do głowy jakiekolwiek refleksje porównujące amerykański i polski sposób życia… ?
Skoro już o Galapagos mowa. Jest to jedna z wielu opisanych przez Vonneguta rzeczywistości postapokaliptycznych. Syreny z Tytana, Rzeźnia numer pięć, Kocia kołyska – opisują los garstki ludzi po zagładzie świata. Zagłada z książki Galapagos jest dość wyjątkowa. Bo napisana z perspektywy miliona lat. Opisana jest dość przypadkowa społeczność wyrosła z garstki ludzi. Ich nowa mentalność, ich nowe wierzenia, ich nowi patriarchowie.
Piękna historia „nowej ludzkości” z Galapagos jest znana całemu światu. Wydaje mi się ta historia bardzo podobna do wcześniejszej o 80 lat historii opisanej w książce „Na srebrnym globie”.
Rękopisu księżycowego „Na srebrnym globie” nie zna poza naszym krajem prawie nikt. Sam autor – Jerzy Żuławski zmarł w wieku 41 lat na tyfus brzuszny w wyniku działalności wojskowej przeciw maszynom ludzkim napędzanym „kartoszkami”. Po siedemdziesięciu latach jego stryjeczny wnuk Andrzej próbował rozpropagować to dzieło nakręconym przez siebie filmem. Ale znowu wkroczyły maszyny ludzkie napędzane „kartoszkami” i postanowiły zniweczyć ten film. Produkcję przerwano. Kostiumy, rekwizyty zniszczono. Wszystkich rozgoniono
Zdarza się.
Porwane i ocalone strzępy filmu „Na srebrnym globie” ukazały się później równolegle z premierą książki Galapagos.
Salmonella Thypi, która wywołała Tyfus brzuszny Jerzego Żuławskiego wyglądała tak:
W wydanej książce Galapagos autor (a przynajmniej narrator) twierdził, że najgorsze w ludziach jest to że mają oni zbyt duże mózgi.
Dziś rano oglądałem reportaż o tym, że amerykańskie uniwersytety, to organizacje, których głównym celem jest ściąganie ludzi o największych mózgach z całego świata.
Największe mózgi gromadzone przez amerykańskie uniwersytety gromadzone są w celu dalszego pogarszania ludzkości. Ciężko też próbują wypracować możliwość rozgłosu dla następnych pokoleń pisarzy takich jak Vonnegut. Aktualnie też ciężko pracują nad tym, żeby w moim kraju nie trzeba było mówić językiem rosyjskim.
Maszyna ludzka porozumiewająca się jak dotąd językiem polskim myśli z sympatią o amerykańskich dużych mózgach i amerykańskim pisarzu, który oglądał zbombardowane Drezno.
I aktualnie ta maszyna nie wie co o tym wszystkim myśleć.
Bywa i tak.
Forlong Gruby
W numerze będziemy m.in. patrzeć na Vonneguta przez współczesne (często ideologiczne) okulary.
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nowak Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski
[…] tradycjonalistów i innych lefebrystów. WstępniakTemat numeru – 100-lecie Kurta VonnegutaPrzedmowa polska do dzieł zebranych VonnegutaVonnegut kontra Nowy ŚwiatVonnegut – Opowiadania wszystkieLech Jęczmyk – polski głos […]
[…] hołd dla Vonneguta nagraliśmy w formie audio-video na naszym kanale […]