
Sahara – Czerwony Ląd – Pustynny pierwowzór
Little Dark Cloud - 14 maja, 2022Redaktor Little Dark Cloud
Wydmy. Pustynia.
Prawie pięćdziesiąt stopni Celsjusza różnicy temperatur w ciągu jednej doby. Śladowe ilości wilgoci, zatrzymanej na chwilę przed świtem w spękanym gruncie. Wysuszanym w ciągu dnia na drobny, kwarcowy pył.
Jednak nieprzesłonięte chmurami słońce, wstając nad sinusoidalnym, piaszczystym horyzontem potrafi oświetlić kilka kępek zmartwychstanki, ożywionej pierwszym od dziesięcioleci, drobnym deszczem.
W falującym powietrzu pojawia się na okruchu skalnym niewielka postać podskoczka. W jego futerku skrzą się drobinki piasku, w jego oczach odbijają się usypane po horyzont wydmy. Otacza je żar rozgrzanego powietrza, łapkami nerwowo przesypuje suchy miał.
Zwierzątko jednak żyje w tym okrutnym miejscu, na przekór szalejącym żywiołom wiatru, ziemi i ognia. Jedynie jednego żywiołu tutaj brak, jednej istotnej siły natury.
Oto największy, okrutny niedostatek tych ziem.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Zaglądając do zakamarków nielicznych skał, śladem ledwie odczuwalnej wilgoci znajdujemy okruchy pożywienia. Nasiona, owady, uparte pędy roślin. Im niżej zstępujemy do ziemi i pod nią, tym lepiej dostrzegamy ukryty, zaskakująco bogaty świat, który pozwala przetrwać niewielkiemu gryzoniowi.
Niespodziewanie stworzenie szybko ucieka. W miejscu w którym przed chwilą żerowało pada cień większego mieszkańca pustyni i to takiego, który mieni się opuszczeniem królestwa zwierząt przed tysiącleciami. Oto nadchodzi człowiek.
Prawdziwie znając surowe warunki tej krainy trudno jest uwierzyć, że ludzie rzeczywiście potrafili zamieszkać pomiędzy wydmami i nie są jedynie ciekawskimi turystami, przechodzącymi przez tą krainę dla chwilowych, ekscytujących niewygód.
Lecz mieszkaniec tych okolic nie jest znanym nam po sąsiedzku, cywilizowanym człowiekiem. Takim, który właśnie siedzi wygodnie w bezpiecznym, pełnym luksusów domu czytając z wypiekami o dalekich, nieprzyjaznych ziemiach. Cóż, sprawdzając z odrobiną cynicznego realizmu, może nawet po prostu oglądając infantylne nagrania opublikowane w internecie, leżąc sobie przy misce popcornu.
W przeciwieństwie do niego, prawdziwy człowiek pustyni jest powściągliwy, nawykły do przeciwności i wytrzymały jak nieliczne skały urozmaicające monotonne połacie miału…
Jego skórę wytarł piach niesiony wiatrem, przyozdobiło ją brązem słońce i zmroził do kości ziąb nocny. Wielu mu podobnych ludzi odeszło, cywilizacja uzbrojona w technologię zapewniającą wygody wydziera mieszkańców pustyni. Jednak nieliczni, którzy do dziś pozostali, śmieją się z życia cywilizowanego człowieka, jego wydumanych dylematów i nieistotnych przy niebezpieczeństwach pustyni problemów.
Trudno ich także posądzać o strach przed czymkolwiek. Jeśli przetrwali, musieli go porzucić dawno temu, przemóc z otwartymi oczami jeszcze w dzieciństwie.
Aby ten strach nie zabił ich duszy. Duszy pustyni.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Sahara. Największa na tej planecie pustynia, przylegająca do wąskiego pasa żyznej ziemi w którym narodziła się jedna z pierwszych na tym globie cywilizacji. „Czerwona Ziemia”, nazwana tak przez starożytnych Egipcjan, odgradzała niewzruszona tą kolebkę kultury i państwowości przez tysiące lat. Jednak w połowie XIX wieku zachodnia cywilizacja, nie mogąc się już wtedy obyć bez wygód i technologii, postanowiła wedrzeć się w piaski Sahary i przekopać wygodny Kanał Sueski.
Nie był to pomysł nowy.
Dotąd jednak mizerne próby Sahara z wielką cierpliwością i potęgą żywiołów zawsze odbierała ludzkości. Tym razem jednak cywilizacja nadeszła z ogromną determinacją, wytworzoną w hutach rewolucji przemysłowej.
Początkowo zatrudniano pod przymusem miejscową ludność, która odtąd cierpiała ciężką pracę oraz choroby dla zaspokojenia zachcianek ówczesnych możnowładców na indyjskie przyprawy. Z czasem warunki poprawiono i nawet stworzono specjalne koparki do pogłębiania kanału. Jednak pomimo wszystkich dostępnych maszyn, ludzkość ledwo była w stanie walczyć z pustynią o skrawki ziemi.
Kanał Sueski ostatecznie powstał i pomimo kilku perturbacji od chwili powstania zapewniał wygodną żeglugę, aż z czasem stał się w XXI wieku wygodną drogą dla towarów z Chin.
W roku 2021 pustynny wiatr zepchnął jeden kontenerowiec przepływający przez kanał, blokując wszelką żeglugę na zaledwie sześć dni. Spowodowało to w tak krótkim czasie ogromne problemy w dostawie towarów. Szacowano prawie 60 miliardów dolarów strat, czyli około 10% światowego wolumenu handlu każdego dnia (liczonego przed kastastrofą). Tak oto pustynia zademonstrowała swoje znaczenie i potęgę.
Jednak jeszcze w XX wieku ona i jej historia miała stać się ogromną inspiracją dla pewnego dziennikarza.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Frank Herbert nie był pierwszym autorem SF, który do typowego w latach jego twórczości „machania rakietami” dodawał wątki polityczne i religijne. On jednak w swojej książce mocno i rzetelnie osadził także biologię i ekologię, które dotąd jeśli w ogóle się pojawiały, to jednak śladowo, mając po prostu doprawić futurystyczną przygodę niczym egzotyczna przyprawa.
Herbert zmienił także zupełnie pewną doktrynę, dotąd prawie niezakłóconą w gatunku.
W jego powieściach bowiem przyszłość, zamiast być nierozerwalnie splątana z zaawansowaną technologią, ukazuje się istnieć pomimo (a nawet często wbrew) rozwojowi mikroelektroniki.

Pracę nad „Diuną” rozpoczął od powrotu do zleconego, lecz nigdy nie ukończonego artykułu na temat Wydm Oregońskich. Być może najzwyczajniej szkoda mu było wykonanej pracy i zebranych materiałów. Mając więc solidne podstawy do stworzenia świata książki i jego ekosystemu, mógł pomyśleć jakich chce w nim zasiedlić mieszkańców.
Herbert dostrzegł, że trudne warunki bytowania takie jak pustynie właśnie, rodzą wśród ludności ekstremalne wręcz wierzenia religijne. Opisując struktury społeczne, ubiór, zachowanie i nazewnictwo natywnych mieszkańców Diuny; praktycznie całkowicie pustynnej planety stworzonej na potrzeby powieści; sięgnął do historii ludów żyjących na Ziemi w ekstremalnych warunkach (niekoniecznie geograficznie) i podobnie fanatycznie oddanych swoim wierzeniom.
Oczywiście przemierzających pustynie Arabów; lecz także drobne, górskie plemiona islamskie – Czeczenów, Dargijczyków oraz mieszkańców stepów – ukraińskich Kozaków.
Nazwy, obyczaje a nawet przysłowia rodem z trudnej historii tych ludów pojawiają się na kartach Diuny tuż obok broni laserowej i plastalowych statków kosmicznych.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
W 1817 roku potężne Imperium Rosyjskie postanowiło zająć Kaukaz. Zamieszkujący te tereny górale stawili jednak zacięty opór, który trwał blisko pół wieku, zanim ostatecznie złożyli broń. Ich czyny stały się jednak legendą i oczywistą inspiracją.
Pierwsza Wojna Światowa z kolei udowodniła, że przybysz z zewnątrz (jak daleko nie szukając – archeolog z talentem do wojaczki – Thomas Edward Lawrence) potrafi nie tylko wniknąć w pustynną ludność, ale także objąć nad nią przywództwo i wzniecić zarzewie rewolucji.
Nie był on oczywiście pierwszy, zaledwie 35 lat wcześniej Sudan został porwany przez Mahdiego w ogień świętej wojny, która najbardziej miała dotknąć Egipt i Brytyjczyków, lecz w zamierzeniach fanatycznych wojowników objąć cały świat.
Dla Herberta, jako pisarza z aspiracjami, świat okazał się jednak za mały. Święta wojna na kartach jego powieści obejmuje już cały wszechświat. Jednak przepowiadana przez Fremenów (mieszkańców Diuny) krucjata nie była nawet pierwszą we wszechświecie tworzonym przez autora cyklu.
W jego przekonaniu ludzkość dąży do ustroju feudalnego, którego powstanie równolegle do rozwoju technologii jednak niezwykle trudno uzasadnić.
Technologia daje większe szanse powszechnej edukacji, poprawia warunki bytowe i sprawia, że władza coraz bardziej związana jest ze zdolnością produkcyjną i polityką, mniej z posiadanymi zasobami i szlachetnym urodzeniem.
Gdyby jednak rozwój technologii został zatrzymany, a wręcz cofnięty; cały system społeczny musiałby zostać przetasowany niczym talia kart. Herbert przedstawia więc w retrospekcji wysoki rozwój technologii, by następnie ukazać jego upadek, kiedy maszyny okazały się przewyższyć i zdominować ludzkość.
Jednak ta sama wola i siła, która pozwala ludziom wytrzymać ekstremalne warunki pustynne zadziałała i tutaj. Święta krucjata, jednocząca ludzkość przeciw myślącym maszynom odmieniła wszechświat ponownie.
Przetasowana talia kart nosi w końcu na sobie wizerunki królów, królowych, wasali oraz zwykłe, poszarzone od używania karty. Okazyjnie jednak, najniżej oznaczona karta okazuje się prawdziwym asem wyciągniętym na planszę intryg z rękawa, czasem pojawi się dzika karta niebezpiecznego błazna.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Oto więc Herbert ukazuje świat po technologicznej apokalipsie, który powraca do ustroju feudalnego oraz zupełnie pustynną planetę na której z trudem trwają uparci mieszkańcy. Ludzie poszukujący nadziei oraz sił do przetrwania w religii obiecującej lepszą przyszłość. Przyszłość która nadejdzie z gwiazd, niesiona rękami mesjasza.
Religia ta okaże się z czasem kłamstwem opartym na półprawdach i manipulacji. Taka jednak właściwość kłamstw, iż okazyjnie, w świecie w którym możliwe jest zaginanie rzeczywistości, może stać się prawdą.

Tymczasem Herbert nadal potrzebował powodu, dla którego wielki, dumny wszechświat miałby się zainteresować tak niegościnną, bezużyteczną planetą. Stworzył więc specyfik o wręcz magicznych właściwościach. Substancję przedłużającą życie i czyniącą podróże międzygwiezdne możliwymi.
Oto więc melanż – przyprawa którą warto zdobywać, kontrolować dostawy, rządzić zasobami silną ręką i nieomal przy okazji – eksploatować jedyną planetę na której powstaje.
Substancja bez której feudalni władcy stracili by swoją pozycję a cała ludzkość podzieliła na odosobnione przyczółki cywilizacji, porozrzucane po przeogromnym wszechświecie. Wygasające wraz z nieuniknionym wyeksploatowywaniem zasobów zasiedlonych planet.
Tutaj wkracza na kolorową scenę SF nowe podejście Herberta, który dotychczasowe i bardzo wygodne pomysły na podróże międzygwiezdne (pokroju przekraczania prędkości światła czy istnienia nadprzestrzeni) zastąpił zakrzywianiem czasoprzestrzeni.
Nadal jest to koncept bardziej niewyobrażalny, niż jakkolwiek prawdopodobna rzeczywistość, wymaga wręcz istnienia substancji o egzotycznych właściwościach, jak choćby materia o „negatywnej” gęstości. Jednak w czasach pisania książki był jednym z najbardziej progresywnych i przynajmniej opartych na naukowej hipotezie z dotychczas prezentowanych w literaturze SF.
Magiczny melanż zaczyna więc spełniać coraz bardziej uniwersalną rolę w tym wszechświecie, staje się dosłownie siłą sprawczą powstania egzotycznych postaci, nadzwyczajnej technologii i rozwoju wydarzeń.
Być może to właśnie potrzeba uzasadnienia Duny jako książki „SCIENCE Fiction” popychała Herberta do tworzenia i poszukiwania jak najbardziej prawdopodobnych rozwiązań, które w rezultacie zaowocowały tak bogatą i podziwianą do dzisiaj mitologią.
Być może odczuwał, że temat który chciał zaprezentować – ekologia, zasługuje by być przedstawioną jak najwiarygodniej.
W uproszczonym świecie, na pograniczu fantasy mogła zostać uznana za kolejną, mało istotną i nierealną fantazję. Podobną do magicznego przedmiotu rozwiązującego na końcu najbardziej zagmatwane przeciwności.
W ekologii nic nie przychodzi szybko i łatwo, to długi, cierpliwy i precyzyjny proces. Który ostatecznie rodzi jednak rzeczy cudowne.
Jak ciepłe krople deszczu uderzające o twardy jeszcze grunt na spragnionej pustyni.
„Ludziom, których trudy wynoszą ponad idee w królestwo „tworzywa rzeczywistości” – ekologom krain bezwodnych, obojętnie gdzie i kiedy działają, niniejszy przyczynek futurologiczny w pokorze i z podziwem dla ich pracy poświęcam” – Frank Herbert, dedykacja na początku „Diuny”, tłum. Marek Musiał.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Oczywiście nie wszystkie pomysły i wyjaśnienia Herberta zadziałały z równą elegancją. Tarcze ochronne, których istnienie miało uzasadniać pojedynki na broń białą miały wybuchać uderzone wiązką z broni laserowej. Wybuch ten, jako nieprzewidywalny i o sile porównywalnej z bronią atomową, hipotetycznie powien powszechnie zniechęcić do stosowania laserów. Trudno nie dostrzec wyraźnej rysy w tym pomyśle, skoro jeśli nawet większość ludzi obawiała się używać tą broń ręcznie, w książce istnieją urządzenia mogące transportować laserowe karabiny na znaczną odległość.
Nawet bez nich, we wszechświecie otaczającym pustynną planetę na którą ma zstąpić istota znająca przyszłość, o fanatyków gotowych oddać życie w samobójczym ataku nie trudno.
Mimo tych i podobnych niedopatrzeń, jak słusznie zauważył we fragmencie przedmowy do jednego z pierwszych, polskich wydań Diuny Lech Jęczmyk:
Ze względu na wielorakość elementów, jakie musi łączyć utwór science fiction, niezwykle trudno jest stworzyć powieść, której nie można by zarzucić braków i niedociągnięć – tym trudniejsze jest to przy tak monumentalnym dziele jak seria Herberta. A jednak już dzisiaj nie ulega wątpliwości, że powieści o Diunie stanowią jedno z największych osiągnięć amerykańskiej i światowej science fiction i pozostaną na trwale w historii tej literatury”
Lech Jęczmyk, przedmowa do Diuny
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Herbert, nawet jeśli najbardziej fascynowała go ekologia nie zapomniał, iż tworzy książkę „Science FICTION” i to porywając się na prawdziwie kosmiczne przestrzenie wyobraźni.
W trakcie pisania rozwijał, zmieniał i ubarwiał swój wszechświat tworząc dzieło, które później będzie rzeczywiście porównywane do dokonań Tolkiena.
Nadal potrzebował wielu elementów układanki by uczynić swoją książkę fascynującą opowieścią, pełną przygód i porywających wyobraźnię cudowności.
Potrzebował mitycznego potwora pilnującego skarbu (jakim jest bez wątpienia melanż), który z czasem okazuje się cennym sprzymierzeńcem. W jego wyobraźni zrodził się więc Shai-Hulud, Władca Pustyni, Stworzenie Wieczności.
Podróże międzygwiezdne i cudowne maszyny wymagały wciąż nadludzkich kalkulacji, z tej potrzeby zrodzili się więc nawigatorzy oraz mentaci, ludzie o ciele i umyśle zmutowanymi przy pomocy egzotycznych specyfików, odnalezionych w przestworzach wszechświata. W tym znów bezcennego, wszechmagicznego melanżu. Organiczne superkomputery.
Wreszcie na wysuszoną powierzchnię Arrakis musiał zstąpić wspomniany już mistyczny prorok o nadzwyczajnych umiejętnościach aby porwać za sobą całą nieufną nację.
Jednak w świecie przyszłości, w którym nauka (choć stłamszona) nadal była obecna i nieodzowna iluzji realizmu, nie mógł być po prostu wytworem czystej magii. Musiał wyłonić się z wieloletniego, wspieranego melanżem programu genetycznego tajemniczej organizacji. Tak narodził się potężny, choć kroczący w cieniu zakon sióstr Bene Gesserit.
„Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta„
Oto zainspirowana najtrudniejszymi zakątkami na Ziemi i burzliwą historią jej mieszkańców książka, która zawiera zarówno wielkie, ważne przesłanie jak i fascynujący, nowy wszechświat.
Historia Wysokich Rodów o ustroju feudalnym, skupionych w jednej unii nazwanej Landsraadem, która przemawia jakoby jednym głosem, choć jej członkowie wzajemnie rywalizują.
Opowieść o potężnym Imperium, rządzonym przez człowieka dysponującego niezwykłą siłą wojskową, który otwarcie głosi sprawiedliwość choć tak naprawdę dba jedynie o własny majątek i pozycję.
Niecne czyny złego rodu o ogromnej potędze, rządzonego przez okrutnego Barona, który nie cofa się przed niczym by zdobyć jeszcze większą władzę w jak najpodlejszy sposób.
Oto uciśniona planeta, pełna nieugiętych mieszkańców, którzy porywają się na silniejszego wroga dysponującego większą technologią, aby zrzucić jarzmo poddaństwa.
Fala fanatycznych wojowników zjednoczonych przez jednego człowieka obietnicą lepszej przyszłości, niczym kalima uniesiona z Sahary, sunąca nad oceanem.
W ten oto przedziwny sposób, wszechświat opisany na kartach „Diuny” nakłada się na naszą rzeczywistość.
Niczym złudna, lecz jakże prawdziwie objawiająca się nad bezkresem pustyni fatamorgana.
Little Dark Cloud
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
AI Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Historia Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Lynch Masterton Mickiewicz Miś Niemcy Nolan Orbitowski Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Sienkiewicz Simmons Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wiedźmin Wojna Ziemkiewicz Żuławski
[…] dla tradycjonalistów i innych lefebrystów. WstępniakPublicystyka po raz pierwszy – DiunaSahara – Czerwony Ląd – Pustynny PierwowzórProzaWojciech Szyda – Psy wojny (audio)Daniel Głuch – Dwadzieścia lat […]
[…] dla tradycjonalistów i innych lefebrystów. WstępniakPublicystyka po raz pierwszy – DiunaSahara – Czerwony Ląd – Pustynny PierwowzórProzaWojciech Szyda – Psy wojny (audio)Daniel Głuch – A za lat dwadzieściaPublicystyka […]
[…] dla tradycjonalistów i innych lefebrystów. WstępniakPublicystyka po raz pierwszy – DiunaSahara – Czerwony Ląd – Pustynny PierwowzórProzaWojciech Szyda – Psy wojny (audio)Daniel Głuch – A za lat dwadzieściaPublicystyka […]
I don’t think the title of your article matches the content lol. Just kidding, mainly because I had some doubts after reading the article.