Kajtuś Czarodziej versus Kajtek Czarodziej
Wit Salamończyk - 17 listopada, 2023Mamy starcie dwóch Antków.
Jeden to Kajtuś Czarodziej z powieści Janusza Korczaka.
Drugi to Kajtek Czarodziej z filmu opartego bardzo luźno na motywach tejże.
I nie wiem jak napisać.
Napiszę najpierw o książkowym Kajtusiu, a potem o filmowym Kajtku.
A na koniec o obydwu.
* * *
Część pierwsza – Kajtuś Łowca Jeleni
W moim życiu książki dla dzieci dzielą się na takie, które podobały mi się gdy byłem dzieckiem (Indianie, rycerze, detektywi i inne chłopaki, wiadomo) i na takie które podobają mi się dopiero gdy jestem stary. Cały kanon lektur od Marii Konopnickiej, przez Dzieci z Bullerbyn, po Anię z Zielonego Wzgórza i Janusza Korczaka.
Korczak (i inni) nie miał u mnie szans za młodu, bo nie pisał o Winnetou. Ale powalał mnie dojrzałą urodą i dowcipem, gdy czytałem go swoim dzieciom.
Korczak to nie jest pisarz specjalnej troski. Nie jest czytany i drukowany wyłącznie z uwagi na legendarny i heroiczny finał swojego życia. Jego proza to samodzielne i wielkie dzieło. A tragiczny epilog jego wędrówki stanowi tylko najpiękniejsze uzupełnienie dzieła życia. To tylko piękne posłowie, ale i bez niego dziecięce książki Korczaka bronią się doskonale.
Ale trzeba mieć na nie uchwyt. Oglądałem kiedyś w Muzeum Żydów Polskich wystawę poświęconą Królowi Maciusiowi Pierwszemu. Uderzyła mnie infantylność narracji, której w ogóle nie dostrzegłem w książce. Korczak pisał do dzieci niby żartobliwie, ale śmiertelnie poważnie i wcale nie ckliwie.
Taki był Król Maciuś, który mimo infantylnego tytułu był próbą inicjacyjnego wprowadzenia młodego czytelnika w świat geopolityki, władzy, ekonomii, socjologii.
Taki też jest Kajtuś czarodziej.
To opowieść o BARDZO uciążliwym chłopaku. Gdybyśmy go spotkali na ulicy, nie chcielibyśmy żeby nasze dzieci się z nim bawiły.
Powieść zaczyna się sceną w dynamice „heist movie”. Kajtuś nachodzi kolejne sklepy żeby wkręcać sprzedawców. Z narracji wycieka azybki acid jazz (albo szanując epokę głośny kawiarniany swing). Bezczelne dialogi uliczników jak u Guya Ritchie w debiutanckim „Lock, Stock and Two Smoking Barels”.
Potem narracja się rozwija, zmienia. Korczak dość swobodnie czuł się w wielu konwencjach. Może nawet w zbyt wielu.
Mamy lekką groteskę – opisy wszystkich awantur opisywanych wywoływanych przez młodego Czarodzieja.
Mamy film kryminalny – narada u szefa warszawskiej policji. Lub komiksowa postać agenta Philipsa który w sposób perfekcyjny zwalcza najbardziej zakamuflowane organizacje pokroju Spectre.
Mamy satyrę polityczną – fenomenalne rozmowy ambasadorów Europy – które jako żywo przypominają współczesne dyskusje na najwyższym szczeblu Unii Europejskiej.
Jest thriller naukowy – jak u Lema (Eden, Śledztwo, Głos Pana) – naukowcy którzy nie mają nazwisk tylko profesje (chemik, historyk, prawnik, psycholog itd…) prowadzą dochodzenie nad nadnaturalnym zjawiskiem.
Można odnaleźć echa prozy „socjalistycznej” typu Orwella (Na dnie w Paryżu i Londynie) czy Steinbecka (Grona gniewu) – gdy Kajtuś zderza się z ciężkim losem marynarzy na okręcie lub szeregowych pracowników Hollywood.
Dopatrzyłem się tam nawet fabuły „Zwierciadła piekieł” Mastertona (cudowne dziecko Hollywood, które znika w niewyjaśnionych okolicznościach).
Jest też dziecięcy moralitet nawiązujący do historii Pinokia (niedojrzały bohater rusza w świat a zła kompania sprowadza go na złą drogę)
I jest też dojrzewanie przez poznawanie najbardziej bezbronnych. Podróż po krainach w stylu Małego Księcia, która odkrywa najbardziej współczesne pokłady empatii. Bo Kajtuś żeby poznać stać się mężnym człowiekiem poznaje nie tylko ciężki los wyrobników. Ale staje się psem, żeby poznać „pieski” los zwierzęcia. Staje się drzewem, żeby poznać jak traktowana jest przyroda. Ogląda biedne ludy Afryki, poznaje wytrwałych Eskimosów, i pokonanych przez Europę Chińczyków. Jakie to współczesne słowa: „Nie da się Polska prześcignąć… Trzeba pracować i pomagać innym – nawet Chińczykom i Murzynom”.
A wszystkie wymienione style są zanurzone w jakimś specyficznym fantasy. Takim „niedojrzałym” gatunkowo – może najbardziej przypominającym Lewisa (w szczególności Tę ohydną siłę) i jego Trylogię Księżycową. Ale też Władcę Pierścieni i Czarnoksiężnika z Archipelagu – bo opowiadającym o tajemniczej sile, która wyniszcza od środka (jak Pierścień Władzy) i której użycie we właściwy sposób jest prawie niewykonalne (jak równowaga złamana przez szczeniackie wybryki Geda). No i jest zły czarnoksiężnik pokroju Saurona czy Voldemorta.
Bo o czym jest Kajtuś Czarodziej?
Według mnie to powieść inicjacyjna. Tak jak nie przymierzając „Łowca Jeleni” jest opowieścią o niedojrzałych trzydziestolatkach, którzy wracając z wojny bardziej rozumieją świat i jego powagę. Tak i Kajtuś podlega bardzo brutalnej edukacji wędrując przez świat. Jest człowiekiem niespokojnym, któremu bardzo trudno się poprawić. Korczak ciągle analizuje przyczyny tego że Kajtuś nieustannie ładuje się w tarapaty, dlaczego stara się być dobry, ale dorośli, szkoła, rodzice widza w nim urwisa – którym z resztą wbrew swojej woli jest. Korczak prowadzi swojego bohatera przez świat, żeby ten w końcu się zahartował, pojął jak można żyć pożytecznie, mężnie, karnie, wytrwale.
Jest to swego rodzaju „podręcznik charakteru”. Książka, która prowadzi ku zrozumieniu reguł cywilizacji. Korczak stara się wytłumaczyć, że nie ma dróg na skróty. Przeciwieństwem “czarującego” Maciusia jest jego “zwykła” przyjaciółka Zosia, która wcale nie ma mocy magicznych ale wykonuje bardzo pożyteczne czary. A czyni je tylko swoim kochającym sercem.
Jest to też swego rodzaju podręcznik kapitalizmu, a raczej pamflet na eksperymenty społeczne próbujące na skróty uzdrowić świat. Podobnie jak w innych książkach Korczaka – młodemu bohaterowi pokazywane są prawidła ekonomii, zarządzania, polityki. Przypomina mi to powieść amerykańskiego ekonomisty Henry’ego Hazlitta – „Cofnięcie Czasu” – gdzie w świecie zniszczonym przez komunizm, młody bohater odkrywa na czym polega wolny rynek.
W Kajtusiu bardzo istotny jest motyw podmiotowego podejścia do dzieci. Po prostu traktowania ich poważnie, nie jako dorosłych ale też nie jako „głupszą wersję dorosłych”. To motyw powracający nieustannie.
Ale na koniec to jest po prostu bardzo dobrze napisane.
* * *
Część druga – Kajtek Władca Depresji
Z pewnych względów filmowy bohater nie cierpi imienia Kajtuś i pewnie stąd film nosi tytuł „Kajtek Czarodziej”.
I jaki uchwyt znaleźli filmowcy?
Nijaki.
Doceniam że ktoś pochylił się z czułością nad tą książką. Ale to chyba jedyna dobra rzecz.
Zastanawiam się po co powstał ten film i dochodzę do wniosku że po to żeby wykarmić przemysł filmowy.
Znam sytuacje że ktoś pracuje np. w banku żeby utrzymać rodzinę a wieczorami pisze książki. Praca zawodowa pozwala się utrzymać ale nie ma istotnego przełożenia na literaturę.
Tutaj podobnie. Kiedy widzę ile wspaniałych profesjonalistów pracowało przy tym filmie – scenografowie, kostiumolodzy, operatorzy, graficy, muzycy, aktorzy itd. – widać kupę pieniędzy i pełny profesjonalizm. Naprawdę piękne kadry, staranne scenografie, cudowne ujęcia kamer i charakteryzacje.
Ale efektem tego nie jest ciekawy film, ale utrzymanie przy życiu dużej ilości specjalistów showbiznesu.
Bo film jest wg mnie miałki i nie wiadomo o czym.
To znaczy trochę wiadomo – na pewno nie jest to próba przeniesienia powieści Korczaka na ekran.
Jest to to próba zrobienia kliszy z amerykańskich blockbusterów, przy użyciu znanego i nośnego tytułu, który zapewni wycieczki szkolne do kin.
No bo na początek mamy historię o tym jak to pradawny artefakt został uwięziony, porwany i zawładnięty. Klisza z sekwencji otwierającej Władcę Pierścieni albo Hellboya II.
Potem mamy „zło pragnące zawładnąć światem” pod postacią występującej w każdym filmie Marvela wirującego czarnego palucha chmur próbującego przepuścić zło z innego wymiaru.
Jest Matka wynalazczyni, co to zrobiła wynalazek ale przepadła bez wieści (Ant-Man i jakiś film animowany którego tytułu nie mogę wyciągnąć z pamięci).
Jest tajemniczy świecący artefakt (znowu każde widowisko Marvela)
Jest rozmowa z hologramowym zmarłym Jedi.
Są skopiowane pewnie z tej samej wtyczki komputerowej nabrzmiewające żyły na szyi złego czarnoksiężnika i „pajęczyna zła rozlewająca się po suficie”.
Jaka myśl napędza to widowisko?
Ano jakieś gadanie o „prawach ucznia” (szkoda że nie o ochronie danych osobowych), o prześladowaniu Żydów (może fajny ukłon w stronę Korczaka, ale pamiętajmy że proza Korczaka pozbawiona była wątków kultury żydowskiej) trochę o relacjach ojca z synem (ale nieczytelnie i nieudolnie) o pomaganiu słabszym (biedna Zosia jeździ na wózku). Do tego genialny Piotr Głowacki dostał do wypowiedzenia 10 komunalnych zdań w stylu Paulo Coelho (chociaż frazy te brzmią trochę jakby wymyślił je sam aktor, znając jego publiczne wypowiedzi). A Karolina Gruszka miota się próbując skonstruować jakąś postać w chaotycznych scenach o tym jak być uśmiechniętym nauczycielem. No i przesłanie „tym którzy są inni, jest zawsze gorzej” – które uosabia niskorosła artystka z trupy cyrkowej. No bo jak tu robić film dla dzieci bez cyrkowców…
* * *
Kajtuś kontra Kajtek
Filmowy Kajtek to grzeczny wrażliwy i nieśmiały chłopiec. Przeciwieństwo książkowego Kajtusia – narwanego nicponia, który równie często się złości, co współczuje innym.
Filmowym nastrojem jest nieustanna depresja. Każda scena pokazuje kolejny jakiś przykład mówiący o tym że życie jest beznadziejne. Filmowy Kajtek każdą swoją przygodą próbuje skłonić nas do powieszenia się.
Film jest też przesycony klimatem grozy. A jak spojrzymy w książkę to zauważymy tam przedziwne wykropkowane ślady autocenzury. Janusz Korczak pisze w treści książki – że całe strony usunął, bo jeden chłopiec mu powiedział, że to jest tak straszne że on się boi w nocy. Autor pousuwał bardzo ciekawe fragmenty, bo nie chciał żeby było za straszne. I temu sprzeniewierzyli się filmowcy.
Historia książkowa opowiada o inicjacji, powrocie z piekła do normalnego wytrwałego życia.
Film opowiada o tym, że jak będziemy się do siebie więcej przytulać i wyrzekniemy się przemocy, to na świecie zniknie bieda, choroby i konflikty. Ogólna miłość nie może oczywiście dotyczyć „złych” dorosłych takich jak sadystyczny nauczyciel (wzorowany na dyrektorze szkoły z Powrotu do przyszłości) – oni nie zasługują na wybaczenie.
Książka pomija wątki żydowskie (Korczak chyba raczej starał się podkreślać swoją asymilację z polskim społeczeństwem) – film próbuje się posiłkować jakąś parakabałą.
Książka dzieje się w oszałamiającej scenerii całego świata. Film ogranicza się do jednego miasteczka – ale to nawet mogło wyjść historii na dobre. Dobrze też że nikt nie odtwarzał latających samochodów, paradujących słoni, i postawionych na głowie drzew. Zaznaczmy że film jak na budżet został zrobiony bardzo dobrze, atrakcyjnie. Tylko nikt na planie nie wiedział po co go robi.
Myślę że to wszystko to wypadki przy pracy. Wywrócenie powieści na nice, zamiana bohatera z małego twardziela w średniego depresyjnego wrażliwca, chaotyczna treść. Nieczytelne lub banalne przesłanie. Kopiowanie klisz kina amerykańskiego. No nie wszystko musi się w kinie udać.
Ale według mnie filmowcy zrobili jeden błąd kardynalny sprzeniewierzając się idei Korczaka.
Przestali traktować dzieci poważnie.
Wit Salamończyk
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
Tak właśnie myślę. Chłopi, niczym Dziki Zachód albo Dzikie Pola tworzą swoiste egzotyczne uniwersum, które z każdym dziesięcioleciem staje się bardziej odmienne i malownicze.
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Niemcy Parowski political fiction Postapo Rak Reymont Romantyzm Rosja Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski