Wybory w Polsce – Pan Tadeusz – Zaścianek
Judyta Zajonc - 13 listopada, 2023W polityce zawrzało. Jak to zwykle w święto demokracji. Jedni wygrali, drudzy przegrali. Jedni wyborcy czują euforię i ekstazę. Drudzy wyborcy czują zawód. Ci co cieszą się ze zwycięstwa swoich ulubieńców, to też nie mogą oddychać pełnią szczęścia, bo „wróg czuwa”. Wstrętne zaplute karły reakcji nie pozwolą naszym politycznym idolom przemieniać państwa w krainę szczęścia.
Jak się odnaleźć w tych wyborczych emocjach?
Ludzie szukają odpowiedzi w literaturze. Jednym po wyborczym zwycięstwie wydaje się, że wrzucając kartkę szturmują na hordy orków zebrane pod Helmowym Jarem. Innym w powyborczej euforii wydaje się ze czas na rzeź niewiniątek podobną Krwawym Godom pod koniec trzeciego sezonu Gry o Tron. Ci niepewni zwycięstwa drżą jak zwierzęta z Folwarku Zwierzęcego – wszak wygnany knur Snowball (Chyży) czuwa i może niedługo zniweczyć zwierzęcą utopię. A przegrani? Cóż, oni mogą czuć się jak pokonani bohaterowie liżący rany pod koniec filmu Imperium Kontratakuje. Lub też wybrańcy Fundacji, przygotowujący się do życia w ukryciu.
A ja bym chciała powiedzieć, że nasze życie polityczne jest opisane w Panu Tadeuszu.
* * *
Toksyczna Romantyczność
Pan Tadeusz? Mickiewicz? Romantycy?
Ano właśnie tak.
Ciągle słyszę że musimy się pozbyć „romantycznego skażenia”. Dzisiaj powiedzielibyśmy „Toksycznej Romantyczności”.
A ja myślę że to pracuje dobrze. Romantyzm jest jak nóż Johna Rambo – przydaje się w każdej sytuacji. I cały świat troszczy się o to, żeby to uniwersalne narzędzie wciąż służyło nam z powodzeniem.
Bo czym my mamy się chwalić w świecie?
Moja przyjaciółka – profesor germanistyki ostatnio opisała mi swoje refleksje z wystawy EXPO, jaka odbyła się dawno temu w Hanowerze.
Porównała ona pawilon polski z niemieckim. Pawilon polski, niewątpliwie wspaniały i jak zawsze donosiły media „przebój całej imprezy” – opisywał Polskę dworkową, XIX-wieczną, żubrową, bocianową, wiklinową.
Pawilon niemiecki miał jedną tematykę – „Land Gedichte und Denke” (o ile nie przekręcam germańskiej mowy) – znaczy to „kraj poetów i myślicieli”.
No właśnie czym mamy się chwalić na hanowerskim bruku? Tym że jesteśmy zacofanym krajem dziewiczej przyrody? To bardzo szlachetne, ale jest to akurat coś co już o nas wiedzą Niemcy i reszta Europy.
A może tym że aspirujemy do roli informatycznego huba. Nowoczesnych technologii. Oazy Cloud computing. Startupów i Sztucznych Inteligencji?
Może. Nowoczesność jest ważna. Ale czy maszyna pozbawiona ducha potrafi zafascynować? Czy stechnicyzowany naród bez arcydzieł potrafi znaleźć w sobie motywację do istnienia? Po co mamy robić te wszystkie Sztuczne Inteligencje? Żeby sobie jeszcze pełniej napełniać bandziochy?
A może jednak tak jak Niemcy? Myśl i opowiadanie historii. Może nasz kraj jest w stanie aspirować do „imperium myślicielstwa”?
Według mnie jest.
* * *
Zaścianek
Ale według modnego ostatnio pisarza Szczepana Twardocha nie jest. Pozwolę sobie na ten wtręt. Bo ów pisarz – uważający się za Ślązaka a nie Polaka – napisał ostatnio coś w stylu „ignoruję Mickiewicza i jego Pana Tadeusza bo to nie jest moja tradycja literacka. Dla Ślązaka Pan Tadeusz to jest obca kultura i obcy świat”.
Szanuję. W ogóle bardzo lubię wypowiedzi, które nie są banalne. Ale gdybym przełożyła to na swoje, to widzę cztery wytłumaczenia takiej postawy:
– zaściankowość – a gdybym będąc Polką to samo napisała o Goethem „olewam Fausta bo jestem z Polski, i tych cudzoziemskich ksiąg nie czytam, czego nie wiem księdza pytam” (cytat z Kaczmarskiego). Camus, Mistrz Eckhart, Cervantes? Oni nie są słowiańscy, niech się wypchają. A więc czy zdaniem Twardocha Śląsk jest zaściankiem Polski?
– szowinizm – to teraz w drugą stronę spojrzę – gdybym będąc Polką powiedziała „Taras Szewczenko? Iwan Franko? To wierszokleci jakiegoś ciemnego niecywilizowanego pseudonarodu ze Wschodu”. Nowoczesna kultura wykazała już mizerię takiej postawy. Pogarda cywilizacji „wyższej” dla cywilizacji „niższej” to tylko drugie imię dla zaściankowości. To kulturowy postkolonializm.
– rewanżyzm – może śląski literat nie chce czytać Mickiewicza z uwagi na jakieś bardziej lub mniej realne krzywdy jakie Ślązacy otrzymali od narodu który wielbi tego „rusko-litewsko-polskiego” wieszcza. Wobec tego jest to tak jakbym powiedziała że palę wszystkie książki Dostojewskiego, Bułhakowa, Gogola, Brodskiego, Sołżenicyna i innych Rosjan z uwagi już nie tylko na krzywdy jakie Rosjanie wyrządzili Polsce, ale z uwagi na explicite osobistą antypolską lub antyukraińską postawę wymienionych wyżej literatów.
– trzecia (a tak naprawdę czwarta) droga – nikt mnie nie zmusi do czytania Pana Tadeusza – bo tak. Nie musze się z tego tłumaczyć.
Może trzynastozgłoskowiec trudny, może opisy przyrody nużące, a może świerzop i dzięcielina kogoś obrażają. Tą postawę, owszem nieco infantylną – najbardziej jestem w stanie zrozumieć i ją najbardziej uszanować.
Tak więc drogi czytelniku jeżeli nie jesteś zaściankiem, szowinistą, rewanżystą ani gówniarzem. Zechciej pochylić się ze mną nad Księgą Siódmą Pana Tadeusza, która zowie się „Rada”.
* * *
Sztuka kłócenia się
Wszystkim którzy są zniesmaczeni tym ze my Polacy „ciągle się tak kłócimy” – pragnę zwrócić uwagę na tę zbieżność – zarówno polityka jak i literatura opiera się na konflikcie. Jest próbą ucywilizowania starcia rozbieżnych interesów. Bez konfliktów nie byłoby potrzeby życia politycznego. Bez różnicy zdań nie byłoby literatury. A z drugiej strony, gdyby polityka i literatura nie odtwarzały za nas konfliktów – skoczylibyśmy sobie do gardeł, albo zmarli na wrzody żołądka.
I kiedy myślę o (rzekomo brutalnej) kampanii wyborczej i o jej wynikach po głosowaniu ludu – przychodzi mi na myśl właśnie Pan Tadeusz i wielka scena debaty w Zaścianku Dobrzyńskim.
Jest to księga nieco zapomniana. Wiadomo że to nie Spowiedź Soplicy, ani polowanie, ani łomot z Moskalami. Ale dla podkreślenia rangi tej księgi zauważmy że tylko w niej występuje zarówno szlachcic o nazwisku Mickiewicz, jak i Zan (Tomasz- wielki przyjaciel oryginalnego Mickiewicza).
Rada to scena dyskursywna, polegająca na dysputowaniu, starciu stanowisk. Starcie stanowisk to w ogóle środek literacki kiedyś wykorzystywany nagminnie. Ostatnio jakby trochę zapomniany. Ludzie w ogóle mało są przygotowani do scen w których bohaterowie toczą wielkie dyskusje a szala racji przechyla się co rusz na przeciwną stronę.
Gdybym miała wyciągnąć jakieś literackie przykłady ze swojej pamięci – to najbardziej pasuje mi scena z Quo Vadis, w której uwięzieni chrześcijanie siedzą i rozważają czy warto było. I każdy kolejny głos przekonuje nas, że nie warto. I kiedy już jesteśmy ostatecznie utwierdzeni że nie ma nadziei – wkracza święty Piotr i przekonuje wszystkich że nie mają racji. Jak napisał lata potem Kaczmarski (Hiob) –
„jeden starczył by dźwignąć i utrzymać wszystko.
Świat. Boga i nicość przez niego mu daną”.
Takie dyskusje były kiedyś nagminne choćby u Sofoklesa, Wilde’a, Balzaca, trochę Dostojewskiego ale i Coopera, Verne’a. Gandalf musiał nieustannie mierzyć się z defetyzmem zatrutych umysłów. Skrzetuski spierał się z Chmielnickim o powinności względem Rzeczypospolitej i co ciekawe każdy miał rację.
Nachodzą mi też w głowę dwa ciekawe i wyjątkowe przypadki dyskusji. Pierwszy to w Krzyżakach kiedy kniaź Skirwoiłło słucha rad Zbyszka i Maćka, na jaki gród uderzyć. Cierpliwie powtarza „słusznie prawi”, by potem samodzielnie podjąć swoją decyzję że nie rusza na Ragnetę, tylko na Nowe Kowno – „Tfu! cóż to za pień!… To niby słucha, słucha, a potem swoje.” – podsumowuje Maćko.
Drugim przykładem jest wyrafinowana autodyskusja, jaką w finale filmu Pulp Fiction przeprowadza Jules Winnfield (S. Jackson) mierząc z broni do Ringo granego przez Tima Rotha. Jules przytacza słynny fragment księgi Ezechiela, by potem wysuwać kolejne interpretacje. A każdą z nich podsumowuje swoim „but that shit ain’t true”.
Dyskutuje sam ze sobą i wcale nie mamy pewności czy finałowe
„but I am trying ringo, trying real hard to be the shepherd”
– jest tą ostateczną i właściwą interpretacją.
* * *
Rada
Ale my wróćmy do Pana Tadeusza. Mickiewicz opisał szaraczków, jak kierują swój poklask od jednego mówcy do drugiego. Spróbujmy streścić tę dyskusję oraz jej głównych gardłujących
Bartek zwany Prusakiem bo nienawidził Niemców, podeszły wiekiem, dużo czytał i podróżował. Ten radzi z Bonapartem sprawić lanie Moskwie, jak to Dąbrowski sprawił Prusakom w Poznaniu.
Maciek vel Kurek, vel Zabok, vel Królik vel Maciek nad Maćkami – gasi wszystkich zapał dociekaniem konkretów:
„Jak daleko Francuzi? Kto nimi dowodzi?
Czy już wojnę zaczęli z Moskwą? Gdzie i o co?
Którędy mają ciągnąć? Z jaką idą mocą?”.
Widać że jest to przeciwieństwo postawy „ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”.
Jak bardzo przypominają te pytania Maćka sytuację przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Czy to ten czas? Kiedy ruszać?
Antagonistą takiej postawy jest Maciek Kropiciel który wyśmiewa wszelkie namysły. Szlachetną ma wolę bić Moskala.
„Bernardyńska rzez kwestować, a moja rzecz kropić.
Kto chce się bić, niech kropidło chwyta.
Kto umierać, ten księdza niech woła, i kwita”.
Tą narwaną postawę popierają Brzytewka, Konewka i Szydełko. A gdyby trzymać się analogii Powstania Warszawskiego – to można przywołać ulotki wzywające do porwania za broń, jakie zrzucał Stalin w lipcu na Warszawę.
Dyskusja toczy się w najlepsze. Jedni wołają:
„Najsłodszy Jezu! Trzeba pierwej wiedzieć z kim wojna?
O co? Trzeba światu powiedzieć”.
Drudzy nacierają niczym karmione wzmożeniem moralnym współczesne media:
„Bić się! Hajże na Moskali!”
Buchman to taki wyśmiany przez Mickiewicza „filozof z Zachodu”, ciało doradcze co dużo gada, a niewiele wnosi. Swoje mętne, wzięte z książek, rozważania podsumowuje on frazą:
„Ja zgody nie pochwalam! To mój system. Zgoda będzie zgubą”.
W Dobrzynie do głosu dochodzą Skołuba, Stypułkowscy, Mickiewicze, Terajewicze – domagają się żeby ich – przybyłych z innych zaścianków dopuścić do głosu. Czy to nie przypomina trochę próbujących dobić się do głosu ludzi spoza współczesnych elit? Działaczy z interioru naszej Ojczyzny, którzy muszą się mierzyć ze „spadochroniarzami” zesłanymi ze stolicy?
Dyskusja z górnolotnej schodzi na poziom powiatowy i partykularny:
„Gdy wielki wielkiego będzie dusić, my duśmy mniejszych, każdy swego”.
I spór „czy robić powstanie” przemienia się w spór „czy iść na Soplicę”. Klucznik Gerwazy z wiadomych względów podżega przeciw Sędziemu. Sędziego z kolei broni Prusak. Chwali go, że dobry pan, zgodny, nie kłótliwy. Wszyscy przyznają Prusakowi rację. Potem Żyd Jankiel próbuje wszystkich sprytem urobić, kijem i marchewką. Kijem, bo straszy że Soplica ma owszem dużo swojego wojska, a marchewką bo wszystkich częstuje wódką, żeby się uspokoili. Wódka okazuje się być bardzo dobrym argumentem.
Ale wtedy z ostateczną szarżą rusza Gerwazy. Skoro o wódce mowa, przytacza ostateczną przewinę sędziego – Sędzia nie pije wódki! Dodatkowo gra na ich małej chciwości, małostkowości zazdrości względem bogacza.
Gerwazy sprytną retoryką kupuje szaraczków.
Ostatnią próbę storpedowania pomysłu bratobójczej walki z Soplicą podejmuje stary Maciek:
„Póki o wskrzeszeniu Polski była rada,
o dobru pospolitym, głupi, u was zwada?
Nie można postanowić wodza nad Wami.
A niech kto poda osobisty urazy – głupi, u was zgoda!”.
Do szaraczków autorytet to jednak coś – głos Maćka dotarł. Ale na koniec wjechał Hrabia i ostatecznie wszyscy ruszyli za nim na Soplicę, po drodze próbując zaszlachtować oponentów (w tym Mickiewiczów).
* * *
Zaścianek a wybory w Polsce
I tak przebiegła ta Rada. Nie będę przesadzała z twierdzeniem że odzwierciedla ona w soczewce wszystkie bieżące bolączki polskiej polityki. Ale kilka spraw oddaje ona jak najbardziej aktualnie.
Mickiewicz odmalował dyskusję bardzo wielostronnie, literacko, epicko. Każdemu przyznał rację. Sympatia czytelnika wodzi się za kolejnymi przemowami. To pokazuje, to co widzi każdy kto nie jest zaślepionym ideologiem – że w Polsce mamy starcie idei i sił politycznych z których każda ma sporo racji. A czarnobiały podział jest efektem medialnych, korporacyjnych podżegaczy. A najgorszym rozwiązaniem jest zażynanie pluralizmu. A kto nienawidzi pluralizmu? Rozejrzyjcie się.
Lud Dobrzyński zadecydował. Jak zadecydował? Czy zadecydował dobrze? Postanowił że bez namysłu najedzie lokalnego konkurenta do władzy, który „może nic złego nie zrobił, ale przecież mógł zrobić dużo więcej na naszą korzyść”. Do tego przeciwko niemu przemawiały tak merytoryczne argumenty jak ten, że „nie chce pić naszej wódki” albo „nie chce się swatać z moją córką”. Czy pamiętacie argumenty wyborcze, że „ja to się nie znam ale Kandydat X jest bardziej przystojny i w ogóle wyższy od tego karłowatego kandydata Y”?
Co jeszcze zrobił lud Dobrzyński? Rzucił się bez ładu i składu na Soplicę (który nota bene też chciał bez ładu i składu wzniecić powstanie – „ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”) – po czym szybko trafił w dyby. Mam nieprzeparte wrażenie że tego jako Polacy pragniemy. Co kilkadziesiąt lat rzucić się ochoczo w cudze dyby. Czy jest to jeden imposybilizm i klęczenie w relacjach z Rosją. Czy jest to drugi imposyblizm i kapitulowanie przed koncepcją zmiany Polski w Księstwo Warszawskie w ramach wielkiej Mitteleuropy. Dopiero jak stracimy podmiotowość, to czujemy się dobrze.
Dopiero trafiwszy w dyby lud Dobrzyński potrafił się zjednoczyć, działać planowo, odważnie i w jedności. Taka to nasza cecha że dużo bardziej się angażujemy w ratowanie naszego państwa, gdy jest już za późno. Gdy jest na to pora, to jakoś tak nam się nie chce. Ot przekora. Zawsze się zdąży.
Idea zrywu. Mówi się że Polacy są rozpolitykowani. No chyba niekoniecznie. Bardziej nam przyświeca idea Soplicy
„W politykę jam nigdy bardzo się nie wdawał,
urzędując i orząc mojej ziemi kawał.
Lecz jestem szlachcic, rad bym plamę domu zmazać,
jestem Polak, dla kraju rad bym coś dokazać”.
W ostatnich wyborach okazał się nowy rodzaj patriotyzmu. Rzekomo 10% wyborców, co to nic nie czytają o polityce, stwierdziło w końcu, że dla kraju radzi by coś dokazać – to znaczy pójść i dać kreskę w wyborach”. Czyn to naprawdę gigantyczny, bohaterski. Można powiedzieć inicjacyjny, doświadczenie pokoleniowe. Na łożu śmierci wnukom będą opowiadać, w podręcznikach będą pisać – „a w 2023 roku to dziadek w końcu pierwszy raz poszedł na wybory i zagłosował na tego o kim akurat usłyszał w radiu i z gazety”.
Lud Dobrzyński wybrał. Uczynił to w ogniu wcale nieoczywistych prawd. Uczynił to wobec niejednoznaczności. Mickiewicz odmalowując tę samozwańczą elekcję opisał zarówno losy Polaków przeszłe jak i przyszłe. Przeszłe – bo wiek XVIII był wiekiem wcale dramatycznych elekcji. Weźmy choćby tę elekcję w roku 1733 kiedy szlachta i biskupi mimo beznadziejności zjednoczyli się przeciwko stronnikom Niemiec, Rosji i Szwecji i wybrali Stanisława Leszczyńskiego. I dopiero podstęp i zbrojna interwencja powyższych mocarstw usadziła krnąbrnych Polaków i pozwoliła na dalszą integrację w strukturach niemieckich oraz rosyjskich, przy plądrowaniu przez Szwedów.
Osobiście sądzę że patrząc na swoją teraźniejszość powinniśmy patrzeć na wiek XVIII jak nie przymierzając Jacek Kaczmarski i wyciągać z niego wnioski, choćby po to by nie być zaskoczonymi, jak przyjdzie najgorsze, na które bardzo możliwe że zasłużymy. Wtedy też mieliśmy polityków takich jak gwiazda dzisiejszej polityki, co twierdzi że “na co komu zbrojenia, w razie wojny tylko więcej ofiar”. Wtedy też była koncepcja że przed Rosją zabezpieczy nas niemiecka armia. Jedynie nie kojarzę żeby był wtedy polityk, który jak nasz niedawny przywódca twierdził, że “jestem kobietą i gdy wróg atakuje, to zamykam się z dziećmi w domu”.
Ale może Lud Dobrzyński wybrał najlepiej jak mógł? Może droga ku Księdze Dwunastej „Kochajmy się” musi wieźć nieustannie przez rozpad. Może żeby być nieśmiertelnymi, musimy jak Feniks spalać się w oczyszczającym ogniu naszej własnej głupoty i małości? Może zawsze musimy mieć nad sobą wroga, żeby się jednoczyć? Może jak w Xavrasie Wyżrynie, musimy dążyć do katastrofy, żeby mieć mity jakimi będziemy się karmić następne stulecia? Nie chcę z tym wyrokiem ludu dyskutować. Po cichu wierzę, że prawo wielkich liczb działa i Polacy wielkimi liczbami dążą do oczyszczania naszej polityki z niewłaściwych ścieżek.
I jak tutaj odrzucać Romantyzm? Mam wrażenie że ci którzy najgłośniej przeciw Romantyzmowi gardłują – najwytrwalej potem dowodzą empirycznie, że prawidła opisane przez Mickiewicza działają, w najlepsze. Hordy „rozsądnie myślących”, wyznających „realizm polityczny” Scyzoryków, Kropideł, Brzytewek i Konewek co i rusz pchają nas w kabałę z której wyciągać nas potem muszą zwykłe Maćki i Kaśki z polskich zaścianków.
Judyta Zajonc
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
No i podobnie jak na śmietniku social mediów – mamy tam:
A. Straszenie:
B. Robienie wrażenia, że jesteśmy fajni i mamy maszynę która robi PING
C. Obiecywanie „zwiększonej satysfakcji”
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Niemcy Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szulkin Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski