Książkowa Trasa W-Z cz.04
Trzydzieste Plenum - 6 grudnia, 2023Jak zwykle literacka podróż do czterdziestu ośmiu tekstów ze Wschodu na Zachód, ale ułożona chronologicznie kolejnością czytania.
Dziś najdalej na Wschód zabrał nas Rafał Kosik i możemy korzystać z jego barwnych wojaży. Na Zachód jak zwykle zabiera nas zachodnie wybrzeże USA.
Ale mamy też dużo historii z południa Europy i Polski oraz północy Europy i Polski.
Mamy też dalekie neverlandy Fantasy i Science Fiction.
* * *
Kaszëbë
Tomasz Słomczyński
Nastawienie do książki jest ważne, bo jednak oczekiwałem trochę czegoś innego.
Miałem nadzieję bardziej na kompleksowy rys historyczny Kaszubów i gdy w pierwszej połowie książki dominowały historie z 1945, ze szczególnym uwzględnieniem gwałtów na lokalnych mieszkankach, dokonywanych przez Armię Czerwoną, rozczarowanie moje było niemałe.
Potem jednak – mimo że nadal zabrakło tego, na co się nastawiałem – spektrum tematyczne poszerzyło się i mimo że historie o kamiennych kręgach, i dawnych kurhanach teoretycznie powinny być dla mnie najciekawsze, to i tak za najbardziej zajmujący rozdział mam ten o problemach współczesnego rybołówstwa.
Trzydzieste Plenum
Zakupiłem tą szacowną pozycję, acz nie miałem jeszcze czasu się za nią zabrać.
Przeglądałem ja trochę i uśmiechnąłem się pod nosem gdy był tam taki pasus:
– Kartuzy, 1905 rok. Jaki język usłyszymy na ulicy?
– Słyszymy dwa języki: niemiecki i kaszubski.
No to wcale nie było takie proste, bo do miejscowego Niemca mówiłoby się po ludzku, w Plattdeutsch, a do obcego Niemca, jak mawiała moja prababcia: „tym dziwnym niemieckim co go uczyli w szkole”..
Redaktor SX
* * *
Niepokój
Arkadij i Borys Strugaccy
W uproszczeniu – wczesna wersja „Ślimaka na zboczu„.
Części z Lasem nie różnią się prawie niczym, poza tym, że bohaterem, zamiast Kandyda, jest, znany z książek ze Świata Południa, Atos Sidorow.
Wątku Zarządu właściwie nie ma, a zamiast niego mamy mało ciekawe perypetie innego z bohaterów Południa – Gorbowskiego.
Dla fanów ciekawostka i spotkanie z lubianymi bohaterami, ale – gdy się zna Ślimaka – nic właściwie nie wnosi.
TP
* * *
Szczury z Via Veneto
Piotr Kępiński
Reporterskie opowieści z Włoch – dużo o Rzymie, ale jest i Sycylia, Sardynia, Siena czy Turyn.
Nawet gdy autor dotyka trudniejszych bądź smutniejszych tematów – jak lockdowny covidowe, cmentarze, czy mafia – robi to z lekkością i pogodnie. Bardzo przyjemna lektura.
TP
* * *
Izbica, Izbica
Rafał Hetman
Wielka historia w skali mikro – opowieść o zagładzie Żydów z niewielkiego miasteczka na Lubelszczyźnie.
Zagładzie tak dosłownej, jak i metaforycznej, bo znów (a właściwie nie „znów”, bo czytałem jego książki w kolejności odwrotnej do czasu powstania) celnie opisuje Hetman ludzką niepamięć.
Holocaust i stosunek doń Polaków (zwłaszcza w czasie jego trwania) to temat drażliwy i wielowątkowy, więc łatwo się o tę książkę pokłócić, wyrzucać autorowi jednostronne spojrzenie na fakty itp.
Ale przeczytać warto.
TP
Skąd u autorów piszących o losach Żydów taka moda na tytuły. Np. Drohobycz, Drohobycz. Grynberga…
FG
* * *
Dzieje Rzymu od założenia miasta
Tytus Liwiusz
Klasyka zawsze dobrze robi na zdrowie psychiczne, ale taka klasyka, tak napisana, pomyślana – to już w ogóle.
Jak ja żałuję, że swoją przygodę z historią starożytną i prawem rzymskim nie poprzedziłem lekturą tego dzieła. To pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi historię czy też para się prawem.
Trzewia i geneza instytucji demokratycznych i prawnych.
Passusy retoryczne w ustach Rzymian i ich przeciwników na czele z Hannibalem – ryją beret i gryzą duszę. Jestem radośnie wstrząśnięty i szczęśliwie zmieszany.
Ale uważajcie! Ostatnie wydanie De Agostini zawiera wybór, warto kupić 2 wydanie Ossolineum z lat 50tych. To, że takich dzieł się nie wznawia, wiele tłumaczy o kondycji naszych czasów…
Redaktor Ochudzki Ryszard
* * *
Summa Technologiae
Stanisław Lem
Ostatnie nieznane mi dotąd z wielkich niebeletrystycznych dzieł Lema.
W skrócie – prognozy rozwoju technologii, pisane 60 lat temu. Pisane z takim obeznaniem i tak fachowym językiem, że prosty człowiek niekoniecznie za tym nadąża i niekoniecznie jest w stanie rozumowo trafność rzeczonych prognoz ocenić.
Powtarzają się tu motywy z innych książek Lema, tak publicystycznych, jak i beletrystycznych, widać że niektóre tematy mocno mu w głowie siedziały i na różne sposoby lubił je ogrywać.
Odbiór książki to kwestia indywidualna, nie ukrywam jednak, że obok rozdziałów przystępnych (słynne fragmenty o fantomatyce, zwanej dziś z grubsza wirtualną rzeczywistością), są i takie (zwłaszcza te bliższe biologii), gdzie rozumiałem głównie spójniki. I zastanawiam się, na palcach ilu rąk mógłbym policzyć ludzi, którzy dzieło w całości zrozumieli. Zwłaszcza w latach premiery.
TP
* * *
DyLEMaty
Stanisław Lem
Pod tym pretensjonalnie zabawnym tytułem kryje się kolejny zbiór felietonów, tym razem głównie z lat 2000-2001.
Lem intelektualnie trzyma się nieźle i ciągle ma coś do powiedzenia o otaczającym go świecie. A że często się powtarza?
Najlepiej czytać, dawkując sobie w małych porcjach.
TP
* * *
Tatuaż z tryzubem
Ziemowit Szczerek
Kolejny tom barwnych opowieści Szczerka o współczesnej Ukrainie, tym razem pisany już po aneksji Krymu i podczas pierwszych poważnych walk w Donbasie.
Odwiedza różne miejsca, rozsiane po całym kraju i jak zwykle opowiada o nich swoim stylem – luzackim, miejscami wulgarnym i nonszalanckim, ale niepozbawionym wiedzy i rozsądku.
O dziwo, kolejny raz w niczym mi to nie przeszkadza i chłonę jego historie i refleksje jak gąbka.
TP
* * *
Gra na wielu bębenkach
Olga Tokarczuk
Dobry tytuł.
Niby to po prostu tytuł jednego z opowiadań ze zbioru, ale ładnie pasuje do całości. Mieszają się tu bowiem różne style narracyjne, różne tematy, różne epoki historyczne, różne konwencje.
Nie wszystkie teksty są na najwyższym poziomie, nie wszystkie zaciekawiają w takim samym stopniu, ale jedno przyznać trzeba – pani Olga umie opowiadać.
* * *
Profesor Unrat
Heinrich Mann
Czyli baza dla filmowego „Błękitnego anioła”.
Studium upadku człowieka aż zbyt dbającego o moralność, satyra na pruskie/niemieckie szkolnictwo, a może i na pruską/niemiecką władzę najwyższego szczebla, jak chcieli odczytywać niektórzy.
Stylistycznie dość manieryczne, zwłaszcza tłumaczenie, ale nadal coś w sobie ma.
TP
* * *
Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku
Zbigniew Rokita
Reportaż nagrodzony Nike, co wcale mnie nie dziwi.
I nie chodzi o to, czy Ślązacy są modni/niemodni tudzież wygodni/niewygodni dla takich czy innych grup politycznych bądź światopoglądowych.
Tylko to po prostu kapitalna książka, która nie stawia prostych tez, nie oczernia, nie wybiela i prezentuje różne punkty widzenia na skomplikowaną układankę, jaką jest historia Górnego Śląska i jego mieszkańców.
Dobrym pomysłem było zwłaszcza ujawnienie się narratora i przedstawienie na tle śląskiej historii – losów jego rodziny. A może odwrotnie?
W każdym razie historia lokalna, prywatna, pięknie splotła się tu z tą wielką, kształtującą losy. I tylko o węglu jest w książce zaskakująco mało – raptem jeden rozdział, skupiający się na szkodach górniczych, jakie dotknęły Bytom.
TP
* * *
Zrób mi jakąś krzywdę
Jakub Żulczyk
Polska Wikipedia twierdzi, że druga powieść Żulczyka, „Radio Armageddon”, to „powieść emo”.
W mojej opinii miano to lepiej pasuje do debiutu.
Buzująca emocjami, rozbuchana narracja buduje tę historię, w sumie dość mało skomplikowaną. Młodzieńcza miłość, dużo wtrętów muzycznych, ale też perypetie ze świadkami Jehowy i filmowcami z branży porno.
A przede wszystkim – czego się po autorze, znając jego późniejsze powieści, nie spodziewałem – apoteoza czystej, prawdziwej miłości.
Ciekawe, choć stylistyczne, a i fabularne, rozwinięcie skrzydeł dopiero przed nim.
* * *
Tajny agent
Joseph Conrad
Niby Conrad, a o morzu prawie ani słowa.
Ale żarty na bok, bo innych charakterystycznych elementów jego prozy nie brakuje, z naciskiem na portrety psychologiczne bohaterów i ich zachowania w obliczu problemów lub tragedii, a zamach terrorystyczny w wiktoriańskim Londynie jest na pewno takową, nawet jeśli nie pociąga za sobą lawiny ofiar.
I tylko ciekawi mnie – czy autor przewidział zamachy samobójcze, czy było to już wówczas znane zjawisko?
TP
* * *
Wielki Gatsby
Francis Scott Fitzgerald
Wielkie pieniądze, olśniewający przepych, piękne kobiety i szalejący jazz, a pośrodku tego dwie wzruszające historie – jedna o miłości, która próbuje spełnić się po latach, druga – o próbie awansu społecznego, choć tak naprawdę obie są splątane nierozerwalnie. A sama biografia Gatsby’ego – ten jej wycinek dziejący się podczas właściwej akcji książki, nie to, o czym wiemy, że wydarzyło się wcześniej – nieodparcie kojarzy się z „Kingiem” T. Love: lecz nikt o nim już nie mówi, nikt o nim nie pamięta… Piękna książka.
* * *
Taka krótsza, amerykańska wersja „Lalki” w oparach jazzu, tylko mniej tam sklepów i handlu. A bardziej serio, to ostatnie strony chyba są tam najważniejsze – tyle zapamiętałem z lektury sprzed 20 lat; i jeszcze fajny tekst – taki dialog – coś mniej więcej w ten deseń:
– „Mam to we krwi”.
– „W takim razie, Boże chroń mnie przed transfuzją!”
Szalony Paszeko
Lalka? Też mi się nasunęło podobne skojarzenie.
TP
* * *
Przełęcz. Osada
Kir Bułyczow
Dwie połączone ze sobą nowelki.
Statek rozbija się na dziewiczej, niegościnnej planecie, a pozbawiona szansy na ratunek załoga próbuje jakoś przetrwać i wychować nowe pokolenie. Jak im się to uda bez ziemskiej techniki?
I w którą stronę bardziej warto iść – pielęgnować i przekazywać młodym wiedzę przodków czy skupić się na dostosowaniu do planetarnych warunków?
Science fiction w starym stylu i w bardzo dobrym wydaniu.
TP
* * *
Zaś Słońce wschodzi
Ernest Hemingway
(przyzwyczajony jestem do tytułu „Słońce też wschodzi”, no ale nowy tłumacz tak to zrobił i nawet w posłowiu próbuje wytłumaczyć, dlaczego)
Niby „portret straconego/zagubionego pokolenia”, naznaczonego pierwszą wojną światową.
Pewnie tak, ale nie jest to portret specjalnie porywający ani sprawiający – mi, rzecz jasna – przyjemność w czytaniu.
Ten oszczędny, suchy, zdawkowy styl Hemingwaya niezbyt sprawdza się, gdy opowiada mimo wszystko – przepraszam całe stracone pokolenie – o niczym. Dialogi są puste i bez treści, fabuła prawie żadna (niby jest podróż do Hiszpanii, oglądanie corridy i kilka wątków romansowych (niemal na zasadzie „każdy z każdym”), ale mnie to tylko znużyło).
Być może tak właśnie miało być pokazane owo pokolenie i autor wypełnił doskonale swój zamysł, ale mnie ten portret nie fascynuje.
Nie polecam, przy czym zaznaczam, że jest to moja opinia o tej konkretnej książce, a nie o całości twórczości pana Ernesta, gdzie natrafiałem dotąd na tytuły znacznie ciekawsze.
TP
* * *
Ostatnie historie
Olga Tokarczuk
Trochę przemyśleń o życiu i śmierci, które bez sukcesu próbują udawać fabułę.
TP
* * *
Sex Wars
Stanisław Lem
Wydanie drugie, znacznie rozszerzone.
Tym razem głównie felietony z magazynu „Odra”, w lwiej części lata dziewięćdziesiąte. I można tu napisać to samo, co przy wszystkich zbiorach późnych felietonów Lema – nauka, literatura, polityka i socjologia, przyglądanie się światu, obawy o jego los.
Mistrz wciąż w dobrej formie.
TP
* * *
Do latarni morskiej
Virginia Woolf
Narzekałem na Hemingwaya, że pusty w środku, a fabuła tylko udaje że jest – no to mam za swoje.
Tutaj fabuła nawet niczego nie udaje, dość ostentacyjnie jest niemal nieobecna. Natomiast poza tym…
Poza tym jest aż gęsto od przemyśleń, dygresji, wzmianek retrospektywnych, ulotnych skojarzeń, monologów wewnętrznych, symboliki. Ciężko złapać oddech.
Ani tej książki nie streszczę, ani nie wymienię wszystkich tematów, jakie są w niej poruszone. Lektura była jednakże na pewno doświadczeniem nie byle jakim. Strumień świadomości w pełnej krasie.
TP
* * *
Woda na sicie. Apokryf czarownicy
Anna Brzezińska
Pomijając didaskalia, cała książka składa się z zeznań kobiety, przesłuchiwanej przez inkwizytora w związku z oskarżeniem o – uprośćmy – czary.
Kraina wzorowana na średniowiecznej (renesansowej?) Italii, z pewną domieszką magii. Konstrukcja i intryga jest ciekawa, bowiem bohaterka kilkakrotnie zmienia zeznania, co znacząco wpływa na całokształt wydarzeń i tak naprawdę to czytelnik sam musi zdecydować, w którą wersję wierzy.
Mimo, że powieść może zmęczyć, ciężko nie docenić warstwy językowej, bo Brzezińska (przy pewnym zawieszeniu niewiary, bo przecież „tak się nie mówi”, zwłaszcza w obliczu śmierci) szybuje tu w tej kwestii nad wyraz wysoko.
TP
* * *
Jesteśmy snem
Ursula K. Le Guin
Prosty człowiek dotknięty jest niesamowitym darem – za pomocą snów potrafi dosłownie zmieniać rzeczywistość.
Nie potrafi sobie z tym poradzić i szukając pomocy trafia na psychiatrę nie tyle niecnego, co raczej chorobliwie ambitnego. Ten zaś próbuje wykorzystać pacjenta, w celu ułożenia porządku świata na nowo.
Gdybym nie widział nazwiska autorki, byłbym pewien, że to powieść Dicka lub kogoś mocno weń zapatrzonego. Niestety grzechy Dicka (a przynajmniej tych jego niepierwszoligowych powieści) też tu są – druga połowa książki to już trochę gonitwa, a zakończenie, choć dalekie od klasycznego happy endu, trochę niewyraźne.
Ale ogólnie solidna rzecz.
TP
* * *
Po stronie mroku
Agnieszka Hałas
Kto w miarę rzetelnie oblatany w polskiej fantastyce ostatnich dwóch dekad, ten wie, że Agnieszka Hałas pisać potrafi, a szczególne zdolności ma w kreowaniu mrocznych nastrojów.
Może i ten mrok czasem na siłę, może czasem zbyt młodzieżowy, ale mniejsza o to. W zbiorze opowiadań, powiązanych ze sobą fabularnie albo wcale, albo bardzo luźno, głównym motywem jest piekło i zaświaty. Jakkolwiek zarysowanie akcji i klimatu w większości tekstów jest co najmniej niezłe, tak im dalej w las, tym więcej światła, a prawie każda historia kończy się jakoś tam szczęśliwie (choć czasem jest to szczęście dość wykoślawione).
W sumie nie powinienem robić autorce zarzutu z tego, że jej teksty kończą się dobrze i czytelnik może z nich czerpać nadzieję, ale dysonans trochę jest.
TP
* * *
Lem w PRL-u
Wojciech Orliński
Wybór listów Lema, lecz tym razem nie do konkretnej osoby, jak to było w przypadku Mrożka czy Kandla (Kandela?).
Tym razem dostajemy całkiem niezły przegląd Lema od kuchni – głównym terminem jest tu moim zdaniem „użeranie się”. A że pan Staś naturę miał raczej choleryczną, gdy mu coś nie pasowało, przeto jest co śledzić.
Z kim, z czym i dlaczego użera się zatem autor „Solaris”? Użera się z wydawnictwami (interwencje cenzury, opóźnienia wydawania książek z powodu braku papieru), z filmowcami (kwestie obsady planowanych filmów, bardzo istotne sprawy scenariuszowe – robić samemu czy oddać innym?, kto ma prawa do sfilmowania i czy można je odsprzedać filmowcom z innych krajów?), z różnorakimi podmiotami związanymi z motoryzacją (nieuczciwi mechanicy, instytucje mogące ułatwić nabycie samochodu)…
Kilka listów – adresatami są Jerzy Wróblewski (ale nie ten od komiksów) i Aleksander Ścibor-Rylski – ma szczególnie osobisty nastrój i Lem sporo w nich skarży się na rzeczywistość, nie szczędzi Polsce Ludowej rzeczowej krytyki.
Zaś osoby zainteresowane szerzej literaturą fantastyczną znajdą tu sporo ciekawostek na temat serii wydawniczej „Stanisław Lem poleca” i problemów jakie mu ona przysporzyła w kontaktach z amerykańskimi fantastami. Nie zabraknie też i echa słynnego konfliktu z Dickiem…
Słowem – dla Lemologów i Lemofili kopalnia informacji, a dla zainteresowanych pamiętnikami z PRL-owskiej codzienności, dla spragnionych jej atrybutów i absurdów (gdy czytamy o tym, jak to Lem wyliczał, jak często na jego osiedlu brakuje prądu, gdy musiał pisać listy do państwowych instytucji, aby zakupić głupie części zamienne do swoich samochodów albo też gdy prosił o dostęp do SWOICH pieniędzy na koncie bankowym – nie wiemy, czy śmiać się czy płakać) – też nieliche źródło wiedzy.
Orliński jako redaktor jest dość dyskretny, odzywa się dość rzadko, głównie po to, żeby wyjaśnić, kim były osoby w listach wspominane, choć nie stroni w niektórych przypadkach od wartościujących komentarzy i ujawniania własnych opinii.
A najcelniejszą z nich jest ta oto: Ileż jeszcze dobrego Lem mógłby napisać, gdyby nie musiał, niemal codziennie, się z kimś lub czymś użerać? Czas bowiem, poświęcony na ową czynność, jawi się, według przedstawionych listów, jako wręcz kolosalnie długi.
TP
* * *
W stronę Swanna
Marcel Proust
Czyli pierwsza część epopei „W poszukiwaniu straconego czasu”.
W tym miejscu być może powinienem walnąć traktacik, jakie to ważne i wspaniałe dzieło, ale nie będę krył – rzecz jest diabelnie nudna i prawie nic się w niej nie dzieje.
Można docenić wpływ na całą literaturę dwudziestowieczną (słuszna analogia do rock and rolla – wywarł niezmierzony wpływ na muzykę rockową jako taką, ale słuchać dla czystej radości słuchania tych wszystkich Chucków Berry i Jerry Lee Lewisów to ja w większej dawce nie potrafię), można pokiwać głową z uznaniem nad zastosowaną przez Prousta metodą opowiadania, ale w większej dawce książka jest dość ciężkostrawna, jakkolwiek na poziomie czysto narracyjnym przyswajalna bez większych problemów – nie jest to ten strumień świadomości, który spotkamy choćby u Gombrowicza, to raczej rozbudowane, niekończące się dygresje jedna za drugą.
Poprzestanę raczej na pierwszym tomie, obejdę się bez kolejnych sześciu.
TP
Jest jeszcze na moje liście książek przeczytanych dla snobstwa ( Ulissesa i Czarodziejską górę już zmęczyłem).
Poległem w połowie drugiego rozdziału na razie, ale to nie jest moje ostatnie słowo!
Sam Profesor literatury poległ po 3 tomie, więc poprzeczka jest wysoko!
OR
* * *
Myszy i ludzie
John Steinbeck
Miła odmiana. Książka krótka, konkretna i wzruszająca. Opowieść o trudnej męskiej przyjaźni w jeszcze trudniejszych czasach. Klasyka.
TP
* * *
Ulisses
James Joyce
Zmierzyłem się. Pierwsze wrażenie – wyobrażałem sobie tę książkę zupełnie inaczej.
Przez częste zestawianie jej z Proustem, spodziewałem się czegoś zbliżonego do „W poszukiwaniu straconego czasu” – powieści przegadanej, niespiesznej, pełnej monologów wewnętrznych i dygresji.
Tymczasem dostałem obuchem przez łeb, bo jest zupełnie inaczej. Każdy rozdział napisany jest innym stylem, w innej konwencji, wszystko skrzy się, galopuje i pędzi w sobie tylko znanym kierunku.
Niestety, mimo że nie jestem niewolniczo przywiązany do klasycznej narracji, lektura nie była ani łatwa, ani przyjemna. Uczucia może nie zachwytu ale „bycia pod wrażeniem” pojawiały się od czasu do czasu, ale częściej były to znużenie, dezorientacja i wzruszenie ramionami. Nie sposób nie docenić sprawności stylistycznej i bogactwa, ba, przepychu, pomysłów formalnych, ale czy za tym stoi coś więcej niż chęć demonstracji i popisu? Ja zbyt wiele nie znalazłem.
Nie żałuję lektury, nie umniejszam znaczenia książki i jej wpływu na świat współczesnej prozy. Ale przyjaciółmi nie zostaliśmy i raczej już się nie spotkamy.
TP
Otóż to! Miałem podobne refleksje.
Książka ta jest – jak myślę po latach- próbą ateistycznej transcendencji, czyli pisarz-Demiurg próbuje językowo stworzyć świat, rzeczywistość będąca bytem samym w sobie, który w jakiś sposób ma też (przez literacką osmozę?) wejść w życie czytelnika, dając efekt pseudoepifanii, jakiegoś innego niż własne ja – bytu.
Jak dla mnie Dukaj przez swoje literackie eksperymenty próbował wejść na te tory, ale sorry Jacek, tu trzeba więcej ateizmu, absyntu i syfilisu, by tak pisać.
OR
* * *
Świerszcze w soli
Agnieszka Hałas
Zbiór opowiadań podobny do „Po stronie mroku”, powtarzający wszelkie jego zalety i wady.
TP
Moją małżonka – jako fanka- przeczytała, i stwierdziła, że autorka coraz bardziej brnie w mrok.
Najgorsze jest kreowanie wizji, jak to dobrze umrzeć i jak lepiej jest po drugiej stronie.
Chyba za dużo Netflixa autorka ogląda, bo tam seriale w stylu ileś tam powodów dlaczego warto strzelić sobie samobója – jest sporo.
OR
* * *
Solaris
Stanisław Lem
To było moje pierwsze spotkanie z książkowym „Solaris” (wstyd przyznać, po dobrych 2 ekranizacjach).
Bardzo pozytywne zaskoczenie – spodziewałem się ciężkiego traktatu quasi-filozoficznego, a dostałem filozofię i owszem ale też romans – czyli receptę na arcydzieło (wg Lecha Jęczmyka na planie krzyża: z jednej strony wznosi nas ku górze, a z drugiej płynie równolegle w tematach bardzo życiowych). Znacie tę książkę lepiej ode mnie, cieszę się, że ją w końcu przeczytałem.
Przyznam, że po ostatnich biografiach-wiwisekcjach Lema, wątek pojawiających się istot F, ze snów i podświadomości ludzi na stacji, z kompleksów i smutków Kelvina, któremu nie udało się uratować Harey za życia na ziemi i na Solaris, teorii boga ułomnego … zacząłem odczytywać w kluczu holokaustu rodziny Lema.
Trochę też miałem skojarzenia z Jądrem ciemności Conrada – przybywa na odległą placówkę, przyczółek ziemskiego ładu przybysz z zewnątrz i odkrywa, poprzez miejsce w którym się znalazł – najintymniejsze swoje lęki i kompleksy, będące też emanacją strachów ludzkości jako takiej.
Wszystko razem zebrane, literacko nadal się broni i „Solaris” warty jest uwagi kolejnego pokolenia czytelników.
OR
* * *
Głowobójcy
Tomasz Kołodziejczak
Zbiór opowiadań ze świata Dominium Solarnego. Solidne SF z elementami space opery. Dobra, stara szkoła, ale to właściwie tyle zalet, choć wpadek nie ma.
TP
* * *
Planeta Lema. Felietony ponadczasowe
Stanisław Lem
Potężny wybór felietonów Mistrza. Z różnych lat, ale zdecydowanie dominuje przełom wieków.
Z tą ponadczasowością bywa różnie, nie brakuje tematów doraźnych bądź niełatwych dziś do zrozumienia, ale przede wszystkim jest to doskonały przegląd tematów, zainteresowań, obsesji i źródeł niepokoju Lema.
Komu nie wystarcza proza, kto chciałby bardziej zanurzyć się w Lemowskie refleksje i teorie, temu felietonistykę jego gorąco polecam, aczkolwiek – jak wspominałem przy poprzednich zbiorach – raczej oszczędnie, w małych dawkach, bo autopowtórek nie brakuje.
TP
* * *
Felix, Net i Nika oraz Zero Szans
Felix, Net i Nika oraz Zero Szans 2. Inne Jutro
Rafał Kosik
Tym razem zupełny brak perypetii szkolnych, a całą fabułę stanowi poszukiwanie zaginionego samolotu (a ściślej – jego pasażerów, ze wskazaniem na jedną konkretną pasażerkę) w bezkresie Azji.
Bohaterowie odwiedzają Kambodżę, Tajlandię, Wietnam i Chiny (również Hong Kong), co jest dla autora pretekstem do przekazania masy informacji i wrażeń na temat owych krajów, które mają źródło w jego podróżach. Akcja galopuje, pod koniec jest jej już trochę za dużo, pojawia się wrażenie przesytu.
Ale dominuje dobra przygoda i ważne przesłanie – zawsze jest nadzieja.
TP
* * *
Czarodziejska Góra
Thomas Mann
Ha, veni, vidi!
Czy vici, to nie wiem, ale upraszczając łopatologicznie – w sumie to mi się podobało.
W zestawieniu z przyswojonymi również niedawno „W poszukiwaniu straconego czasu” (pierwszym tomem) i „Ulissesem”, dzieło Manna najbardziej przypadło mi do gustu i najbardziej się w nim zadomowiłem.
Nie będę ściemniał, że zawsze było łatwo i przyjemnie (filozoficzne dialogi Naphty i Settembriniego to szczególnie ciężka materia), ale nudy wcale nie było tak wiele, rozgościłem się dość wygodnie w leniwym klimacie uzdrowiska Davos.
Choć nieznającym książki należy dodać – niby leniwie, niby siedzą, gadają, leżakują i chodzą na kontrole lekarskie, ale między tą niegalopującą codziennością zdarzy się i zabłądzenie w zamieci śnieżnej, i samobójstwo (a nawet dwa), i pojedynek na pistolety, i wielka miłość, i kilka pomniejszych wydarzeń.
Fascynujące jest to, na ile sposobów można czytać tę powieść i ile tropów interpretacyjnych sobie do niej dobudować (Europa u progu wielkiej zmiany i ostatnie chwile starego porządku, zniewolenie ludzi i ich ślepe podporządkowanie się władzy (bo czymże innym może być wiara w wykrycie gruźlicy bez specjalnych objawów, zamieszkanie na długie lata w uzdrowisku i pokorne słuchanie lekarskich wytycznych?), zderzenie dwóch systemów filozoficzno-światopoglądowych i ich walka o niezdecydowane dusze).
A na dodatek, pamiętać należy, że książka ta to matka wszystkich książek o zamkniętej szpitalnej społeczności („Szpital Przemienienia”, „Oddział chorych na raka”, „Lot nad kukułczym gniazdem”, że o „Empuzjonie” nie wspomnę).
Wielka rzecz.
TP
* * *
Jankes na dworze Króla Artura
Mark Twain
A tu dla odmiany przez większość czasu lekko i wesoło.
Z jednej strony satyra na romanse rycerskie i etos rycerstwa jako takiego, ze wskazaniem na błędne.
Z drugiej – pochwała Jankesów i ich zaradności w każdych warunkach, acz z trzeciej również trochę sympatyczne naśmiewanie się z amerykańskich przywar.
Książka przez większość czasu jest autentycznie śmieszna, są momenty, że ciężko nie zarechotać nad lekturą. Trochę gorzej robi się pod koniec, gdy wybucha wojna, a ton poważnieje.
Jednak część satyryczna wyszła Twainowi dużo lepiej.
TP
* * *
Mgły Avalonu
Marion Zimmer Bradley
W istocie ciężka (nie tylko objętościowo) książka – choć niby o sprawach w zasadzie błahych.
Jako miłośnik legend arturiańskich muszę coś więcej napisać, jak będę miał wenę – na razie żuję doła, bo to bardzo nihilistyczna lektura, a sama autorka, plująca na każdym kroku na chrześcijaństwo, w cywilu sporo narozrabiała w kontrze do znienawidzonej wiary, co poniekąd przewija się przez karty jej opowieści (pedofilia, zdrady, przemocowość).
Dodajmy bardzo dobrze napisanej, która też jest niestety antycypacją dzisiejszej, apostazyjnej rzeczywistości. Zrozumiałe są zachwyty Sapkowskiego czy frakcji Czarownic.
Klasyczna trucizna w pięknym kielichu.
OR
* * *
Ślimak na zboczu
Arkadij i Borys Strugaccy
Jak na książkę której nie rozumiem – czytało się bardzo dobrze. To w sumie ewenement.
FG
* * *
Bracia Lwie Serce
Astrid Lindgren
Posłuchałem z dziećmi tej świetnej książki.
Zauważyłem Że Jonatan Lwie Serce jest pacyfistą (nie chce zabijać i tylko jeździ na koniu w trakcie bitwy tam i sam).
I że ostatnia scena to promocja samobójstwa.
FG
U mnie w domu zdania są podzielone. Małżonka niezmiennie zachwycona. Ja, jak byłem obojętny za dzieciaka, tak nadal jestem, a potomkowie – niby „podobało się”, ale raz-dwa zapomnieli.
TP
* * *
Pani Dalloway
Virginia Woolf
Yyy.. niby przeczytałem, ale o czym to było i co tak w ogóle się tam działo?
Powiem tak: Z wszystkich przeczytanych przeze mnie ostatnio autorów, którzy na różne sposoby stosowali strumień świadomości, to pani Virginia zdecydowanie miażdży konkurentów, jeśli chodzi o (nie)przystępność.
Tym samym bez ironii chylę przed nią czoła jako przed wybitną nowatorką, a także mam lepsze zrozumienie dla filmu „Godziny” oraz ogólnych opowieści o Woolf i jej postrzeganiu świata.
Jeśli jej styl pisania z grubsza korelował z jej psychiką, to wszystko układa mi się w sensowną całość.
Żeby było jasne – nie mam najmniejszego zamiaru jej wyśmiewać, krytykować itp. Przeciwnie, uważam iż sama Virginia, jak i jej twórczość, była niepospolitym zjawiskiem, które wypada zauważyć.
A że nie jest twórczość owa dla mnie zbyt przystępna i niespecjalnie mam do niej klucz, to już w sumie drobiazg.
TP
* * *
Dwie karty
Pośród cieni
W mocy wichru
Śpiew potępionych
Czerń nie zapomina
+ kilkanaście rozproszonych opowiadań
Agnieszka Hałas
Czyli cykl „Teatr Węży” w pełnej krasie. Cóż rzec?
Jest Agnieszka z pewnością osobą utalentowaną, której nieobce są i pomysły na konstrukcję świata, i plastyczność opisów, i psychologia postaci. Z każdego z tych aspektów wywiązuje się co najmniej dobrze i nie będę ukrywał, że – jakkolwiek nie przepadam za fantasy, a mroczność tego cyklu nie raz wydaje się trochę na siłę – całkiem wciągnęły mnie te historie i czytałem je z niemałą przyjemnością.
Jedyny problem w tym, że czytałem całość jednym ciągiem, więc pojawiło się zmęczenie, nieświeżość, powtórki i przewidywalne elementy. Nie jest to jednak coś, co kazałoby cykl skreślić, bądź odradzać lekturę.
Uważam, że w polskiej fantasy jest to jedno z ciekawszych dokonań. Może nie jest to poziom Wegnera czy Kresa, nie mówiąc o Sapkowskim, ale na bok porównania – to solidna, niegłupia i w miarę oryginalna pozycja.
Mimo wszystko sądzę, że fabularnie dałoby się z tego świata wycisnąć więcej. Doradzałbym autorce na przyszłość – bo zapowiada, że powrót do cyklu jest dość prawdopodobny – szukanie bardziej różnorodnych pomysłów na opowiadane historie, bo zwłaszcza powtarzające się często i regularnie pojedynki z demonami – choć jest to w dużej mierze ostoja ontologiczna i metafizyczna opisywanego świata – potrafią znużyć.
TP
* * *
Czuła jest noc
Francis Scott Fitzgerald
Raz – autor „Wielkiego Gatsby’ego”, o którym napisałem tu trochę ciepłych słów i którą to książkę mam za piękną i wzruszającą.
Dwa – ten sam okres, w którym dzieje się opowieść (jazz, wyższe sfery, Wielki Kryzys – choć tym razem zdecydowana większość historii dzieje się w Europie (acz głównymi bohaterami są Amerykanie)).
Trzy – tematem jest w dużej mierze rozpad małżeństwa, na dodatek:
Cztery – oparty na własnych doświadczeniach autora.
Sumując – wszystko powinno mi pięknie zagrać. Ale nie zagrało. Postacie nie wzbudziły nie tylko sympatii (co wprawdzie konieczne do zachwytu książką dla mnie nie jest (vide „Wojna i Pokój”), ale bardzo pomaga), ale nawet zainteresowania tym, co się z nimi dzieje. Romans Rosemary i Dicka opisany tak, że niespecjalnie chciałem w niego uwierzyć (to znaczy w jego aspekt uczuciowy), a rozchwiana psychika Nicole (wzorowanej na słynnej Zeldzie Fitzgerald) opisana jak dla mnie nie dość mocno.
Nie powiem, że ogólnie rozczarowanie, ale raczej pozycja, którą odhaczyłem i tyle.
TP
* * *
Sokół Maltański
Dashiell Hammett
Klasyka, a może i podwaliny, gatunku czarnego kryminału.
Mimo że czuć upływ lat, mimo że jest kilka rozwiązań z czapy, mimo że akcja jest trochę chaotyczna i klaruje się dopiero pod koniec, nadal jest to świetna lektura.
Dwie uwagi dodatkowe. Po pierwsze – zaznaczam, że główny bohater, Sam Spade, modelowy cyniczny detektyw w zmiętym płaszczu, pojawił się na świecie niemal dekadę wcześniej, niż Philip Marlowe.
Po drugie – wreszcie wiem, skąd wziął się tytuł znanej skądinąd piosenki (choć to w sumie niedobre słowo przy złożoności tego dzieła) „The Friends of Mr. Cairo” (acz nie wykluczam, że odkryłem to już kiedyś, oglądając ekranizację w reżyserii Johna Hustona, tylko zdążyłem zapomnieć).
TP
* * *
Oczy Ireny
Jean Raspail
Romans metafizyczny. Tak się reklamuje, ale to w sumie adekwatne określenie.
Autor z Francji, ma w sobie wszystko co francuskie – jest romans, jest metafizyka, są kulinaria, kąśliwości do Anglików, ciekawostka historyczna i niesamowite rejony nadmorskie Bretanii. Po tym, jak przeczytałem całego Łelbeka, brakowało mi na okres wakacyjny lektury francuskiego autora.
I o dziwo, Raspail dobrze się wpisał – nie ma co prawda sugestywnej wulgarności Miszela jak pisze o stosunkach damsko-męskich- bardziej (jako pisarz katolicki) bliżej mu do Chestertona i naszego Huberatha jeśli chodzi o wątki „meta”.
Opowieść jest o pisarzu koło 50tki, po głupim rozwodzie, którego dawny znajomy z młodości – obecnie opat benedyktyńskiego klasztoru, wzywa na pomoc, w pewnej delikatniej sprawie, ze wspólnej przeszłości. Pisarz ów, u boku mając połowę młodszą od siebie fankę, z którą łączy go płomienny romans (ech te pisarskie fantazje panów po 50tce) wyrusza z Awinionu do odludnych terenów Bretanii, gdzie zaszył się opat. Tam musi się zmierzyć nie tylko z przeszłością opata ale i swoją, tocząc walki duchowe- by zdecydować, po której jest stronie barykady. Tej najważniejszej. I stanąć oko w oko ze złem, które przybierało i przybrało też obecnie piękną maskę.
Czyta się w miarę dobrze (choć momentami przyciężkawo). Sporo erudycyjnych smaczków historycznych, mało znanych albo wcale w naszej części świata. Dla perełek jak zdanie: (…) nie lubił postaci kardynała Richelieu, gdyż wykończył szlachtę i zostawił króla sam na sam z motłochem. Jak to się skończyło- wszyscy wiemy” należy się tej książce uwaga.
OR
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!
AI Bareja Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Lynch Masterton Mickiewicz Niemcy Nowak Orbitowski Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wiedźmin Wojna Ziemkiewicz Żuławski
[…] Matt Parey – wizyta w kinieGaleriaAgnieszka Ograszko – umysł i ciałoO książkach Książkowa Trasa W-Z cz.04Lech Jęczmyk – trzy końce historiiDział młodzieżowyPrzygody Sindbada Żeglarza, który […]