Powrót z piekła do wnętrza siebie – cz. 2: Tyrmand do Tolkiena
Ryszard Ochudzki - 6 stycznia, 2024Film Michała Kwiecińskiego „Filip” (rok 2022 w roli głównej Eryk Kulm Jr.) udostępniony masowemu widzowi na antenie TVP, w czasie świątecznej „cichej nocy”, jakoś odpowiadał fermentowni tego miejsca Świąt Bożego Narodzenia A.D. 2023, zawirowań o te przestrzeń nieustannej propagandy, pełen przemocy, brutalności i seksu, kochanym i znienawidzonym przez pokolenia nad Wisłą, Odrą i Wartą. Tym razem Tyrmand. Wcześniejszy Tolkien opisany był w pierwszej części.
* * *
cz. 2: Tyrmand
Leopold Tyrmand, to postać dziś może trochę zapomniana literacko. Niestety sentyment żywią jeno coraz starsi panowie, czytający za młodu z wypiekami na twarzy tyrady przeciw komunizmowi w „Dziennikach 54” poprzetykanych kolorowymi skarpetkami i majtkami uwiedzionych dziewczyn. Oni wciąż przeżywają opowieści o facetach lejących ostrą wódę i złych gości po mordach w „Złym”. Wciąż chłoną cały koloryt polski PRL-owskiej, dźwiganej po wojnie, drugiej wojnie światowej w morzu ruin duchowych i architektonicznych.
Tyrmand, podobnie jak Tolkien (dwóch panów T), też jawi się dziś jako piewca modelu białych męskich mądrali, starających się mieć zdanie i cięte riposty na każdy temat, co może i uwodzi ale też męczy współczesne kobiety, dające sobie odpór na takich facetów–tłumaczy świata, choćby zza różowych okularów z ideologią filmu „Barbie”.
Obydwaj mieli wbrew pozorom trochę bliskie losy. Tyrmand stracił dość szybko ojca, a z matką–wdową utracił więź duchową. Będąc też kulturowym „obcym”- jako wychowany w tradycji żydowskiej, zateizowanej, ale wciąż piętnowanej w sanacyjnej II RP, zapałał bez uzasadnienia, jak wielu z jego pobratymców, niezasłużoną i żarliwą miłości do Polski, jej języka, kultury i myślenia.
Przed wojną niczym Gombrowiczowski młodzianek, z dobrze sytuowanego domu biega po Warszawie, po różnych kortach i basenach, w modernizacyjnych ciuchach i samochodach smakuje lata 30-ste. Przychodzi wojna. Traci wszystko: podmiotowość, tożsamość, jako Żyd ścigany po całej Europie, udaje mu się wyjechać do paszczy lwa, na roboty przymusowe, gdzie także jako kelner pracuje do końca wojny. Wraca do kraju, ma papiery dla nowej władzy idealne (łącznie z epizodem pisania dla komunistów w czasie zajęcia Wilna).
Wybiera katolicyzm, środowisko Tygodnia Powszechnego, Stefana Kisielewskiego i księdza Wojtyłę. Jego opowieści jakże w innej stylistyce niż JRR Tolkien, na pewno łączy wspólna nić czerpania z jednego, zdefiniowanego miejsca, opisującego to, co dobre, sprawiedliwe, uczciwe, warte walki i wytrwania do końca, pomimo niepowodzeń
.Jak do tego doszło? Może odpowiedzią jest właśnie poniekąd ta powieść, zekranizowana ambitnie, po polsku, choć przyznajmy, że nie do końca udanie. Ma ona wszelkie grzechy polskich filmów: udźwiękowienie tragiczne, oświetlenie miejscami jak z finału „Gry o tron”, bełkocący młodzi aktorzy na czele z główną rolą, uratowaną dzięki dykcji lektora, gdyż 2/3 dialogów są w obcych językach. Choć postać R. Więckiewicza wskazuje, że można mówić wyraźnie, więc to kwestia umiejętności. No i to kompulsywne palenie papierosów jako wyraz gry aktorskiej.
Scena kulminacyjna wycia Filipa poruszająca, ratuje film. Jest niemal bliska jękowi eschatologicznemu „Złego porucznika” Ferrary.
Tytułowy Filip ucieka z warszawskiego getta, zostaje kelnerem w luksusowym hotelu w sercu Niemiec. Tam, młody, jędrny, nabuzowany, obsługuje osamotnione matki, żony i kochanki niemieckich chłopców, co wrócić nie mogą, bo w Rosji ciągle wojna trwa. Prowadzi swoją grę dywersyjną – perwersyjną. Znając prawo wie, że uwiedziona przez cudzoziemca niemiecka kobieta może zostać upokorzona w sposób ówcześnie bolesny – ogoloną głową. On sam może taki romans przypłacić życiem, ale wciąż ryzykuje, więc dlaczego nie więcej. Jestem Żydem-nie Polakiem, udawanym Francuzem, czy może być gorzej?
Uwiedzionym Niemkom syczy do ucha złe słowa o zdradzie, śmierci ich zdradzonych mężów i czekającej samotności. Udaje mu się trwać w tym szalonym układzie, jeździe bez trzymanki, choć wokół, podobnie żyjący koledzy-kelnerzy płacą najwyższą cenę.
Do czasu oczywiście. Morze presji, śmierci jakie go otacza, codziennego upokorzenia, codziennego wyrzekania się siebie, zapominania siebie, nie daje żyć, pomimo często i kompulsywnego seksu, kradzionych najdroższych win i napluciu do kawy esesmanowi.
Wojna to wojna, niszczy ciała i dusze tych co na froncie i tych co za frontem. Filip wypala się jasnym, smrodliwym płomieniem, ale nie chce zgasnąć, chce żyć, odzyskać swoją twarz i godność. Szuka czegoś więcej niż święte „picie, pieprzenie, pieniądze”. Czy mu się uda, na to film nie odpowiada. Tyrmand jednak odpowiedział. Wrócił i sięgnął tam gdzie Tolkien. Do najgłębszego źródła, jak to opisywał ten ostatni, eukatastroficznego, szczęśliwego zakończenia.
Znaleźli wiarę, każdy na swój sposób, zgodny z czasem i miejscem w którym przyszło im żyć (Tyrmand pod koniec życia w USA bardziej zwrócił się do swoich żydowskich korzeni).
Tym się podzielili dla pożytku naszego, doczesnego i wiecznego i dlatego warci są naszego czasu.
Ochudzki Ryszard
Bądź z nami! Podłącz się do naszego nadajnika!
Jakby uczcić taką rocznicę? Może przez wspomnienie dwóch filmów które w święta obejrzałem w telewizji, a które zrosły się w mojej głowie.
AI Bareja Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Lynch Masterton Mickiewicz Niemcy Nowak Orbitowski Parowski political fiction Postapo Romantyzm Rosja Sapkowski Seriale Sienkiewicz Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wiedźmin Wojna Ziemkiewicz Żuławski