Król jest nagi! – Oppenheimer (po raz pierwszy)
Ryszard Ochudzki - 17 stycznia, 2024Film Oppenheimer jakże zasłużonego już dla kina Christophera Nolana o jednym z twórców bomby atomowej – Robercie Oppenheimerze, w wakacje 2023 roku ostro namieszał.
Zrządzeniem bogów marketingu, premiera tej produkcji zbiegła się z premierą filmu o laleczce Barbie. Internet oszalał. Zestawienie niepokojącej twarzy Cilliana Murphy’ego, w stylowym kapeluszu na głowie, grającego Oppenheimera z niepokojącą urodą Margot Robbie z burzą blond włosów na tej samej części ciała elektryzował internautów.
Dwa, jakże skrajnie różne filmy, podejścia do sztuki filmowej, tematyki, narracji, wszystkiego czym jest kino – nagle stały się jednością. Nie wiem jak to się stało, ale rzesze ludzi z różowej produkcji o Barbie, trafiało wprost na szaro-burą produkcję o Oppenheimerze. I odwrotnie. I wszyscy zdało się, byli zadowoleni z tego obrotu sprawy. Krytycy pięli z zachwytu nad obiema produkcjami. Może trafił się gdzieś głos krytyczny, ale z ust maluczkich, jak (pato)infulencera Logana Paula, który stwierdził:
Wyszedłem z seansu Oppenheimera. Nie wiedziałem, co oni właściwie chcą pokazać. “Co wy tu w ogóle robicie?”. Wszyscy na ekranie tylko mówili. To było jak 90 minut gadania, gadania i gadania. Chodziło wyłącznie o ekspozycję. Na ekranie nic się nie wydarzyło.
No cóż, co może taki prymityw z USA wiedzieć o filmach artystycznych wielkiego Nolana? Dość powiedzieć, że na fali tego entuzjazmu blisko 3 godzinne dzieło Nolana wygrało chyba najbardziej, osiągając zawrotny wynik box office, zbliżony do 1 miliarda dolarów, choć Barbie osiągnęło lepsze osiągi finansowe. Ominęła mnie ta fala szaleństwa, i oto teraz, w zaciszu zimowego wieczoru, obejrzałem sobie Oppenheimera na DVD (które w obecnej dobie pół godzinnych bloków reklamowych przed seansem w kinie czy płatnych streamingów okraszonych stosem reklam, jawi się jako najczystsza forma korzystania z uroków X muzy).
Obejrzałem i dziękowałem owej X muzie, że nie kazała mi tego oglądać w kinie.
Miałeś rację Logan Paulu!
Lubię kino Nolana, uważam jego Memento, Batmany, Incepcję, Interstellara, Dunkierkę za dobre filmy, czasem nawet wybitne.
Natomiast trzeba uczciwie powiedzieć: król jest nagi!
Oppenheimer to film zły, przegadany, to ofiara ego reżysera, który ma taki status, że nie ma nikogo, jakiegoś przysłowiowego grubego producenta z cygarem, który by mu powiedział: “skróć o połowę to gówno!”
Tego nie da się oglądać! Aktorsko nie można się przyczepić – sam Cillian świetny w roli Oppenheimera, pozostali w epizodach (zwłaszcza Gary Oldman jako prezydent Truman) także wyciskają co się da. Muzyka adekwatna do nolanowskich produkcji (choć przy 3 godzinach trudno uwierzyć w epickie napięcie budowane pod nieustanne sceny biurowych dyskusji nie wiadomo o czym).
Tak samo wszelkie znane wcześniej sztuczki filmowe Nolana – ujęcia kamer, dynamiczne przejścia, przebitki metafizyczne.
Wiec czemu? Po prostu to, co sprawdziłoby się w góra 2 godzinnym filmie, nie sprawdza się w 3 godzinnym.
Generalnie nie wiadomo o czym ten film jest. Dopóki o budowie bomby atomowej, jeszcze jakoś idzie. Oglądamy proces rozwoju samego Oppenheimera, który niczym młody Indiana Jones, robi tour po Europie i zalicza wykłady i spotkania z wszelkimi tuzami ówczesnej nauki. W międzyczasie nawiązuje nieszczęśliwe romanse z apetyczną Florence Pugh (którą Nolan rozbiera do rosołu, czasem bez sensu, niczym polscy reżyserowie).
Do tego klimacik USA przełomu lat 30. i 40., komunizujące środowiska naukowe, panowie w kapeluszach, panie w garsonkach – fajnie jest.
Wybucha wojna, Oppenheimer trafia do zespołu kierowanego przez wąsatego generała granego przez Matta Damona (całkiem udana rola jak na Matta, a i postać generała Leslie “Dicka” Groves’a, budowniczego Pentagonu warta uwagi).
Trwa wyścig zbrojeń, gonitwa z czasem (co lubi Nolan i pokazuje udanie w Incepcji, Interstellarze czy Dunkierce, nieudanie w Tenecie – ale to temat na inny tekst), kto pierwszy zbuduje bombę atomową.
Burze mózgów naukowców, nieudane próby, zmagania z odosobnieniem w Los Alamos – da się oglądać. Problem zaczyna się, gdy już ta bomba wybucha, a potem dwie nad Hiroszimą i Nagaski. Film przechodzi w fazę jakiegoś mętnego i nie do końca zrozumiałego wątku podważania Oppenheimera w kontekście zimnowojennego polowania na czerwone czarownice.
Film zbudowany jest na retrospektywie quasi-procesu przed jakąś komisją, która chce odebrać Oppenheimerowi jakieś uprawnienia. Na kanwie tego roztrząsamy jakieś szczegóły z życia Opppenheimera, tak pasjonujące, czy wziął udział w zebraniu komunistów w maju 1936 r. i czy na nim coś gadał, i z kim się po nim przespał.
No proszę Was drodzy czytelnicy, po kiego nam taka wiedza? Dlaczego Nolan chciał to pokazać światu? Co chciał tym przekazać? Czy tylko to, że naczytał się jakieś pasjonującej biografii Oppenheimera i nie potrafił w głowie przeselekcjonować rzeczy ważne od rzeczy nieważnych, a nie znalazł się nikt, który powiedziałby: Christopher, please, stop!
Ja rozumiem, kocham książki, nie lubię jak filmowe adaptacje skracają bądź usuwają fajne wątki i postacie, ale w tym przypadku wyszłoby na dobre filmowi, gdyby nie było połowy postaci i wątków.
A tak mamy wszystko zawalone ludźmi w kapeluszach, wykrzykujących jakieś polityczno-naukowe kwestie, których nie da się do końca zrozumieć, a nawet jak da, to zostaje w widzu poczucie – no dobra, ale po kiego to?
Finalne sekwencje, gdzie zdemaskowany jest wielki wróg Oppenheimera grany nie do końca udanie przez Roberta Downeya Jr (jakieś ostatnie 30 minut) w czasie jakiegoś posiedzenia komisji senackiej (temat ograny w amerykańskich produkcjach milion razy), gdzie pada amerykańska prawda i tylko prawda – byłby może i ciekawy, gdyby we wcześniejszych 2,5 godzinach filmu pojawił się jakoś bardziej zarysowany wątek, że coś takiego wokół Oppenheimera się dzieje.
A tu, nagle wychodzi, że jednak się działo i zmierza to do jakiegoś wielkiego oczyszczenia Oppenheimera z czegoś o czym widz nawet nie wiedział.
Powtórzę po raz trzeci: król jest nagi! Oppenheimer to bardzo nieudany film i nie zmieni tego miliard dolarów jakie prawie zarobił na całym świecie.
Szkoda, że Nolan zamiast zasłużonej klęski, poniósł niezasłużone zwycięstwo. Utwierdzi go to zapewne, że obrał właściwy kierunek.
Jeszcze bardziej wycofa to z jego otoczenia ludzi, którzy by powstrzymywali jego ego przed produkowaniem takim filmów. I pewnie powstanie kolejne takie coś, albo jeszcze bardziej i wszyscy będą bić brawo, tylko my, widzowie, dostaniemy potwora, co zabierze nam kilka godzin życia i zostawi z poczuciem ziemi jałowej, jak po wybuchu bomby atomowej.
Obym się mylił…
Ochudzki Ryszard
Zaproszenie od redakcji.
Jeżeli chcesz wyrazić polemikę.
Lub jeżeli w ogóle podoba Ci się nasze medium i chciałbyś przez nasz kanał coś wyrazić. Zapraszamy. Pisz do nas. Może się uda.
Nie musimy się zgadzać.
Albo inaczej – musimy się zgadzać co do jednego:
pluralizm jest OK i każdy ma prawo do swoich poglądów.
Forumlarz kontaktowy
Jakby uczcić taką rocznicę? Może przez wspomnienie dwóch filmów które w święta obejrzałem w telewizji, a które zrosły się w mojej głowie.
Bareja Biblia Conrad Cybulski Diuna Dukaj Fantastyka religijna Gwiezdne Wojny Historia Horror Houellebecq Huberath Jęczmyk Kloss Kobiety Korzyński lektury Lem Linda Masterton Mickiewicz Niemcy Parowski political fiction Postapo Rak Reymont Romantyzm Rosja Seriale Sienkiewicz Simmons Strugaccy Stuhr Szyda Słowacki Tolkien Twardoch Twin Peaks Tym Ukraina Vonnegut Wojna Ziemkiewicz Żuławski